Biały koń w Uffington, Oxfordshire, AP Photo - Emily Cleaver

Zanim będzie o koniu, spójrzmy na kilka faktów dotyczących związków genetycznych człowieka z pewnymi elementami natury. Może dzięki temu lepiej zrozumiemy dlaczego koń jest nam tak miły.

Cytuję za FactChecker: „Ludzie dzielą DNA z tysiącami żywych organizmów, od bananów przez robaki po drożdże. To dlatego, że wszystkie rośliny, zwierzęta i grzyby wyewoluowały ze wspólnego przodka ponad 1,5 miliarda lat temu. Tak więc ludzie dzielą 24% swoich genów z winogronami, 24% z ryżem, 38% z glistami i 44% z pszczołami miodnymi. Podobieństwa genetyczne podlegają pewnemu zaburzeniom, wywoływanym przez instrukcje jakie geny otrzymują aby rozdzielić się na różne typy żywych istot. Ludzie i szympansy współdzielą 99% swoich genomów – stanowiących nasz i ich schemat genetyczny, ale kluczem jest tutaj ta jednoprocentowa różnica. Z naukowego punktu widzenia najistotniejsze jest zrozumienie, jak geny kodują ludzi, szympansy czy krowy, ale to jest coś, czego nauka jeszcze nie kuma. Według badań opublikowanych w 2009 roku w czasopiśmie Science, wiemy, że krowy i ludzie mają aż 80% wspólnego budulca wszelkiego życia na Ziemi, a jednocześnie jesteśmy genetycznie bliżsi wielu innym gatunkom niż krowom, w tym kotom, psom i koniom.” Jest to raczej oczywiste, skoro u koni i ludzi występuje aż 80 podobnych schorzeń, takich choćby jak zapalenie stawów, czy zespół Downa, wywoływany dodatkową kopią chromosomu 21, co nazywane jest trisomią 21. U koni odpowiada on chromosomowi 26, i podobnie jak ludzie, niektóre konie rodzą się z dodatkowym chromosomem 26 (trisomia 26). Ponadto, genom konia ma 32 pary chromosomów i zawiera mniej więcej taką samą ilość par zasad jak genom człowieka, czyli trzy miliardy. Ponadto, wydaje się zawierać rozległe regiony DNA, które nie kodują genów, podobnie jak genom ludzki. Zatem, jak sądzę, Benedykt Chmielowski słusznie zauważa, że „koń, jaki jest, każdy widzi”. Tak, każdy, ale po swojemu, ot choćby tak jak na ilustracji poniżej, która natychmiast przywodzi na myśl znaną i powszechnie widywaną grafikę wektorową, 

Autor: Seamartini | Źródło: Depositphotos

z tym, że zachwycający gracją, galopujący koń liczy sobie 3000 lat, ma wielkość boiska piłkarskiego i znajduje się około półtorej godziny jazdy samochodem z Londynu na wschód.

O tym genialnym wyobrażeniu, jego historii i przetrwaniu po dzień dzisiejszy w tak idealnym stanie opowiada artykuł Emily Cleaver z 6 lipca, 2017 roku, opublikowany w Smithsonian Magazine.


Wbrew wszelkim przeciwnościom,
potężny koń z kredy przetrwał w Anglii 3000 lat

Czyszczenie konia z Uffington to sąsiedzkie zajęcie
Emily Cleaver


Kiedy stoisz w dolinie w pobliżu angielskiej wioski Uffington w hrabstwie Oxfordshire i patrzysz w górę na wysoką krzywiznę kredowej łąki nad sobą, w obrazie wyraźnie dominuje jedna rzecz. Po zboczu wzgórza biegnie ogromny abstrakcyjny biały, koń,  ułożony z patyczków w czystej kredzie. Ma szczupłe, szerokie ciało, przysadziste nogi, ciekawie długi ogon i okrągłe oko osadzone w kwadratowej głowie.

To Biały Koń z Uffington - najstarsza z angielskich figur rozlokowanych na róznych pagórkach. Liczący 3000 lat piktogram wielkości boiska do piłki nożnej jest widoczny z odległości 20 mil. Tego lipcowego poranka [kiedy tutaj jestem] na niższych zboczach pagórków widać niewielkie czarne plamki – to małe grupki ludzi wspinających się powoli w górę. Przychodzą wyczyścić konia.

Dzisiaj jest kredowy dzień, rytuał czyszczenia, który odbywa się tu regularnie od trzech tysiącleci. Rozdaje się młotki, wiadra kredę i nakolanniki i każdemu przydzielone zostaje miejsce. Kredarze klękają i rozbijają kredę na pastę, centymetr po centymetrze wybielając kamieniste ścieżki w trawie. „To największa na świecie kolorowanka między wytyczonymi liniami”, mówi George Buce, jeden z uczestników.

Kredowanie lub „mycie” konia było już starożytnym zwyczajem, gdy w 1736 roku
rwspominał o tym antykwariusz Franciszek Wise . „Ceremonia czyszczenia konia była od niepamiętnych czasów uroczystym zgromadzeniem ludzi ze wszystkich wiosek w okolicy”, pisał.

W przeszłości tysiące ludzi przychodziło na czyszczenie, organizując jednocześnie jarmark na terenie pobliskiego prehistorycznego fortu. Obecnie jest to skromniejsze wydarzenie. Jedyne dźwięki to wiatr, odległy śpiew ptaków i stukanie młotków rozbijających kredę, co można poczuć pod stopami..

Organizacja ochrony zabytków, National Trust, nadzoruje kredowanie, dbając o zachowanie oryginalnego kształtu konia. Ale praca jest wykonywana przez każdego, kto chce przyjść. Lynda Miller pracuje na oku, kole wielkości koła samochodu. „Koń zawsze był częścią naszego życia” – mówi. „Jesteśmy naprawdę podekscytowani, że dzisiaj oczyszczamy oczy. Kiedy byłam małą dziewczynką i przyjeżdżałam tu z mamą i ojcem, oko było szczególnym miejscem. Tam wyrażaliśmy swoje skryte życzenia, wierząc, że się spełnią.

Strażnik National Trust, Andy Foley, rozdaje młotki. „To musiało się odbywać w podobny sposób, odkąd powstał na zboczu wzgórza”, mówi. „Gdyby ludzie nie dbali, to konia nie byłoby w ciągu 20 do 30 lat; byłby całkowicie zarośnięty i zerodowany. Podążamy śladami starożytnych, robiąc dokładnie to, co robili przez 3000 lat”.

„W tym krajobrazie jest coś wyjątkowego, co przyciąga ludzi” — mówi archeolog David Miles. W latach 90. prowadził tutaj prace wykopaliskowe w miejscu, które pozwoliło ustalić prehistoryczną datę dla konia. Przed wykopaliskami sądzono, że projekt był tylko wydrapany na kredowej powierzchni, a zatem nie dawał się datować, ale zespół Milesa odkrył, że figura została w rzeczywistości wycięta we wzgórzu do głębokości jednego metra. Oznaczało to, że możliwe było zastosowanie techniki zwanej optycznie stymulowaną luminescencją, skuteczną do datowania warstw kwarcu w wykopie.

„Był starszy, niż się spodziewałem” — wspomina Miles. „Wiedzieliśmy już, że musi być starożytny, ponieważ wzmiankowano o nim w XII-wiecznym rękopisie Cuda Wielkiej Brytanii, więc najwyraźniej już wtedy był stary. A abstrakcyjny kształt konia jest bardzo podobny do wyobrażeń koni na starożytnych brytyjskich monetach sprzed ponad 2000 lat. Ale nasze datowanie wykazało, że był jeszcze starszy. Mianowicie, okazało się, że pochodzi z początku epoki żelaza, a może nawet końca epoki brązu, czyli sprzed prawie 3000 lat”.

Rowy zostały wykopane za pomocą narzędzi z poroża i drewnianych łopat — ciężkie, pracochłonne zadanie. W jaki sposób budowniczowie zaplanowali i wykonali tak wielką figurę, kiedy pełny efekt można było zobaczyć dopiero z odległości kilku mil, wciąż pozostaje tajemnicą.

Nikt nie wie na pewno, dlaczego powstał ten koń. „To piękny kształt, bardzo elegancki” – mówi Miles. „Wygląda jakby brykał po zboczu wzgórza. Jeśli spojrzysz na niego z dołu, słońce wschodzi zza niego i przechodzi nad nim. W sztuce celtyckiej często pokazuje się konie ciągnące rydwan słońca, więc może o tym tutaj myśleli.

Koń od początku wymagał regularnej pielęgnacji aby pozostać widocznym. Może wydawać się dziwne, że twórcy konia wybrali tak łatwo zniszczalną formę dla swojej figury, ale archeolodzy uważają, że mogło to być celowe. Postać z kredowego wzgórza wymaga grupy społecznej, aby ją utrzymać, i może być tak, że dzisiejsze sprzątanie jest echem wczesnego rytualnego zgromadzenia, które było częścią pierwotnej funkcji konia.

W Berkshire Downs, gdzie koń się znajduje, jest wiele prehistorycznych stanowisk. W pobliżu przebiega Ridgeway, najstarsza droga w Wielkiej Brytanii. To serce wiejskiej Anglii, a koń jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków w kraju, oznaką tożsamości odciśniętą w krajobrazie. Podczas II wojny światowej figura była pokryta darnią i żywopłotami, żeby bombowce Luftwaffe nie mogły używać jej do nawigacji (Oxford jest około 30 minut jazdy samochodem, a Londyn około półtorej godziny.)

Dla lokalnej społeczności jest to część codziennego życia. Mieszkańcy wioski podobno urządzają sobie pokoje tak, aby siedzieć twarzą w kierunku konia. Na miejscu pozostawiane są ofiary, kwiaty, monety i świece.

Ludzie, którzy przychodzą na kredowanie, mają różne motywacje. Martha Buckley pokrywa świeżą kredą końską szyję. „Jestem neo-poganką i czuję, że łączy mnie to z ziemią — ma dla mnie wielkie znaczenie duchowe” – mówi. Lucy Bartholomew przywiozła swoje dzieci. „Dobrze jest móc im wytłumaczyć, dlaczego ten koń jest tutaj”. Geoff Weaver uważa, że zachowanie historii jest konieczne: „Jeśli tego nie zrobimy, koń zniknie, a świat będzie bardziej żałosnym miejscem” – dodaje.

Na wzgórzu nie można od razu zobaczyć całego konia; krzywizna stoku staje na przeszkodzie, sama jego skala dezorientuje oko. Całe zdjęcie można zrobić tylko z doliny poniżej. Z tej dużej odległości koń jest maleńką, białą postacią, bezczasowo tańczącą na zboczu wzgórza. Ale dla ludzi, którzy mieszkają w pobliżu i opiekują się koniem, jest to monumentalne nawiązanie do starożytnej przeszłości Wielkiej Brytanii.



 PRÓCHNO

Źródło: Australian National University za SciTechDaily


For the original text in English, please click here


Portal SciTechDaily donosi w dniu 20 września za Australian National University:
"Nowe badania przeprowadzone przez międzynarodowy zespół naukowców wykazują, że rozkładające się drewno uwalnia rocznie na całym świecie około 10,9 gigaton węgla, co odpowiada to mniej więcej 115% emisji z paliw kopalnych. "
Czyżby "Niewygodna prawda" nadawała się do poprawki? No i co na te nowiny Alfred N.?

Wkład owadów w całkowity rozkład
martwego drewna leśnego


Współautor studium, profesor David Lindenmayer z Australian National University, twierdzi, że po raz pierwszy naukowcy byli w stanie określić ilościowy udział martwego drewna w globalnym obiegu węgla. „Do tej pory niewiele było wiadomo na temat roli martwych drzew. Wiemy, że żywe drzewa odgrywają kluczową rolę w pochłanianiu dwutlenku węgla z atmosfery. Ale co się stanie, gdy te drzewa się rozłożą? Okazuje się, że ma to ogromny wpływ na emisją węgla. Rozkład drewna jest napędzany przez naturalne procesy, w tym temperaturę i owady.  Recykling składników odżywczych to niezwykle ważny proces w lasach, który nie może się odbyć bez owadów drążących drewno, takich jak chrząszcze z rodziny kózkowatych” – powiedział.

„Wiedzieliśmy, że owady, takie jak termity i drążące drewno chrząszcze, mogą przyspieszać rozkład martwego drewna, ale do tej pory nie wiedzieliśmy, jak bardzo przyczyniają się one do globalnego uwalniania węgla z martwego drewna” – dodała współautorka badań, dr Marisa Stone z Griffith University.

„Owady odpowiadają za 29% corocznego uwalniania węgla z martwego drewna. Jednak ich rola jest nieproporcjonalnie większa w tropikach, natomiast ma niewielki wpływ na regiony o niskich temperaturach.

Tym ogromnym przedsięwzięciem badawczym objętych zostało 55 obszarów leśnych na sześciu kontynentach. Zespół naukowców zbadał drewno ponad 140 gatunków drzew, aby określić wpływ klimatu na tempo ich rozkładu. "Połowa drewna została umieszczona w klatkach z siatki, które chroniły je przed owadami, co pozwoliło nam ustalić ich wkład” – wyjaśnił profesor Lindenmayer.

„Odkryliśmy, że zarówno tempo rozkładu, jak i udział owadów są w dużym stopniu zależne od klimatu i będą wzrastać wraz ze wzrostem temperatury. Większe ilości opadów przyspieszają rozkład w cieplejszych regionach i spowalniają go w regionach o niższej temperaturze. Lasy tropikalne odpowiadają za 93% całego węgla uwalnianego przez martwe drewno ze względu na jego dużą masę i szybkie tempo rozkładu. W czasach globalnych zmian możemy zaobserwować dramatyczne spadki bioróżnorodności prowadzące w efekcie do zmiany klimatu, a to, jak i utrata owadów, mogą potencjalnie zmienić tempo rozkładu drewna. Za tym postępować będą cykle węgla i składników odżywczych na całym świecie” – powiedział dr Seibold z Politechniki w Monachium.

Badanie zostało opublikowane w Nature.

_____________________________________

Tłumaczenie Krzysztof Onzol

CO JEDLI?

 

KUCHNIA
ZNIEWOLONYCH

Haitańska zupa joumou - źródło


A co oni jedli(?), zapytał mnie jeden z moich przyjaciół po przeczytaniu artykułu o niewolnikach. Postanowiłem zatem pociągnąć jeszcze na moment ten niewolniczy temat, bo oto zaledwie kilka dni wcześniej na portalu Sapiens.org pojawił się artykuł Carolyn Wilke dokładnie na ten temat. Okazuje się więc, że w obliczu wszelkich możliwych obrzydliwości jakie przepełniają historię handlu ludzkimi istnieniami pod generalnym pojęciem nowożytnego niewolnictwa, badane głębiej detale ich zwyczajów, tradycji i metod zdobywania pożywienia wyglądają raczej jak udana dywersja; ba, powiedziałbym partyzantka żarciem, które przebiło się do głównego nurtu kuchni amerykańskiej pod postacią ważnego i pysznego elementu składowego, tak zwanej „Southern Cousine”. Zapraszam do artykułu. Tłumaczenie moje. 
Smacznego!






Żeby lepiej zrozumieć codzienne życie i wypełnić luki w zapisach historycznych, archeolodzy badają zwyczaje i tradycje żywnościowe północnoamerykańskich i karaibskich niewolników i odtwarzają przygotowywane przez nich posiłki.

Czosnek skwierczy w dużym holenderskim piekarniku. Gdy Peggy Brunache miesza go, aromat łagodnieje i zaczyna nabierać pewnej słodkości w gorącym oleju.

Wkrótce mięso, które zostało zamarynowane w kwaśnym soku pomarańczy gorzkiej i epis - melanż warzywny z cebuli, papryki, ziół, sól i jeszcze większej ilości czosnku trafi na patelnię. Te składniki duszone są w mieszance zawierającej paprykę szkocką oraz dynię i dynię piżmową, które zastępują zimową dynię uprawianą na Haiti.

Owo danie, zwane zupą joumou, pojawiło się na początku XIX wieku, kiedy to Czarni Haitańczycy walczyli o niepodległość od imperium francuskiego. Z czasem stało się ono ukochanym symbolem wolności Haiti od niewolnictwa, i daniem z pomocą jakiego celebrują zawsze Dzień Niepodległości Haiti, przypadający każdego 1 stycznia.

„ To nasza zupa oporu i celebracji”, mówi Brunache, która jest Amerykanką z Haiti. Danie to jest również jej najbardziej ulubionym spośród duszonych posiłków, takich jak callaloo, pepperpot i gumbo – które pojawiają się w całej afrykańskiej diasporze.

Brunache, archeolożka historyczna z Uniwersytetu w Glasgow, zbadała dania jakie zniewoleni Afrykanie stworzyli na Antylach Francuskich, jedzenie, które nazywa ona „kuchnią niewolników”. Dzięki wykopaliskom na wyspach Gwadelupy, jej zespół skatalogował kości i muszle oraz przeanalizował pozostałości ceramiki, aby dowiedzieć się, jakie składniki i rodzaje żywności gotowali sobie niewolnicy.

Badania te, wraz z pracami wielu innych uczonych, dają wgląd w codzienne doświadczenia ludzi żyjących w niewoli. Omawiając takie posiłki, Brunache łączy słowa „niewolnik” i „kuchnia”, mimo że takie zestawienie może niektórym słuchaczom wydawać się wewnętrznie sprzeczne. Jej użycie pojęcia „kuchni” jest celowym hołdem złożonym umiejętnościom i kreatywności zniewolonych pracowników kuchni, zazwyczaj czarnych kobiet, które przyrządzały te do dziś celebrowane potrawy.

W kuchni Brunache, aromat zupy joumou przyciąga jej rodzinę długo, zanim będzie gotowa do jedzenia. Ale Brunache gotuje również dla dziesiątek lub setek widzów i słuchaczy jej wykładów, wykorzystując jedzenie, aby przybliżyć im spuściznę transatlantyckiego handlu niewolnikami.

Od XVI do XIX wieku handlarze niewolników siłą wywieźli ponad 10 milionów ludzi z Afryki na Karaiby i do obu Ameryk. Chociaż ich historie były bardzo zróżnicowane, wielu z tych ludzi znosiło niewolnictwo w skolonizowanych ziemiach na plantacjach, na których uprawiano takie rośliny jak kawa, cukier, bawełna, ryż i indygo. Oprócz pielęgnacji roślin i bydła, ludzie ci pracowali w domach swoich właścicieli jako pokojówki, lokaje i kucharze. Koszt tego handlu w odniesieniu do śmierci i cierpienia przez setki lat nie jest możliwy do obliczenia. Jego ogromna skala często przyćmiewa doświadczenia jednostek, w tym ich wkład w kulturę.

Brunache jest jedną z wielu uczonych, którzy rozpoczęli projekt rekultywacji, starając się wskrzesić człowieczeństwo ludzi żyjących w niewoli. Dzięki projektom badawczym w obu Amerykach i na Karaibach antropolodzy i archeolodzy tworzą pełniejszy obraz życia ludzi zmuszanych do niewolniczej pracy.

„Najczęściej, gdy mówimy o niewolnictwie, stawiamy zniewoloną osobę w miejscu ofiary” – mówi Brunache. „Ale przecież były też inne aspekty kultury niewolników, o których możemy porozmawiać”.

W szczególności zwyczaje oraz tradycje związane z jedzeniem i jego przygotowaniem – to znaczy praktyki kulturowe, społeczne i ekonomiczne, związane z żywnością. Mogą one zwrócić uwagę na zdolność jednostek do samodzielnego działania i dokonywania własnych, wolnych wyborów mimo życia w niewoli i wskazywać na ciągłość tych aspektów ich historii i kultury, jakie przetrwały do dzisiaj. „Jedzenie to doskonały sposób, aby opowiedzieć o tych trudnych historiach, o tym że znaleźliśmy w naszym życiu coś pozytywnego, że w coś zaangażowaliśmy się – coś, z czego nadal możemy być dumni, i z czym nadal mamy związek” – mówi Brunache.

Uczeni, badający jedzenie, jakie zniewoleni ludzie wytwarzali i spożywali, borykają się z lukami w zapisach historycznych. Europejscy i amerykańscy właściciele niewolników napisali większość dokumentacji, która przetrwała do dziś, pomijając albo milczeniem albo gamą niespójności kwestie dotyczące życia i sposobów odżywiania niewolników, mówi Diane Wallman, archeolog historyczny z University of South Florida.

Na przykład „Code Noir” — po francusku „Czarny Kodeks” — zbiór przepisów dotyczących niewolnictwa na francuskich Karaibach, używany w latach 1685-1789, opisywał racje żywnościowe, które miały być dostarczane niewolnikom. Ale w praktyce biali właściciele nie dawali im żywności wystarczającej do przeżycia. Brunache zauważa, że „plantatorzy świadomie postępowali tak, by w rzeczywistości nie zapewnić wystarczającej ilości pożywienia niewolnikom, mimo że zapracowali ich na śmierć”.

Archeologiczne odkrycia 
 w tym narzędzi kulinarnych i resztek posiłków przygotowanych dawno temu, pomagają wypełnić obraz tej rzeczywistości. Badacze odkryli dowody nie tylko zróżnicowanej diety, ale także różnorodnych, efektywnych metod pozyskiwania pożywienia, takich jak łowienie ryb, polowanie, kultywowanie upraw i zbieractwo. „Tym, co zrobiono”, wyjaśnia Wallman, „wzięto w niewolę społeczeństwa głównie hodujące, uprawiające i zdobywające własne pożywienie przez cały ten okres, zarówno roślinne, jak i zwierzęce”.

Na przykład, w swoich wykopaliskach w stertach śmieci w pobliżu domów zajmowanych przez niewolników na Martynice i innych wyspach, Wallman znalazła ogrom szczątków lokalnych ryb i skorupiaków – dowód przeciwko założeniu niektórych uczonych, twierdzących od dawna, że tylko wybrana, wyżej stojąca grupa niewolników łowiła ryby. Ołowiane ciężarki, używane do przytrzymywania sieci i znajdowane w okolicach, w których żyli niewolnicy, wskazują na to, jak łowili ryby. „To, co znaleźliśmy możemy wykorzystać do przeciwstawienia informacjom, zawartym w zapisie historycznym” – mówi Wallman.

Na Karaibach i w Stanach Zjednoczonych niewolnicy uprawiali ogrody owocowe i warzywne, często nazywane terenami aprowizacji. W niektórych przypadkach ludzie żyjący w niewoli po wykonaniu innych zadań mieli na szczęście nieco czasu, aby pielęgnować te swoje warzywniaki, ponieważ żywność dawana im przez właścicieli nie była w stanie zaspokoić głodu . „Dodatkowym istotnym ustaleniem jest fakt, że zniewoleni Afrykanie naprawdę szukali sposobów do utrzymania się i przetrwania” – zauważa Maria Franklin , archeolożka z University of Texas w Austin.

Franklin badała wykopaliskowo tereny otaczające kwatery niewolników w Rich Neck, plantacji w okolicy Williamsburga w Virginii, i użytkowane w latach 1636 - 1800. W ziemiankach, paleniskach i okolicznych rowach odkryła wraz z kolegami setki okazów roślinnych, takich jak kukurydza, uprawiana na plantacjach i prawdopodobnie racjonowana im, oraz wspiegę wężowatą (roślinę z rodziny bobowatych) i melony, które prawdopodobnie rosły w ich własnych ogródkach. Jej zespół znalazł również dowody na zbieranie runa leśnego, wiśni i jeżyn. Najbardziej obfite w obrazie botanicznym były wszakże strąki nasion z drzewa akacjowego. W autobiografii Petera Randolpha, niewolnik, który mieszkał w pobliżu Rich Neck, opowiada, jak warzył nasiona w napoju podobnym do kawy i używał strąków jako słodzika.

Maria Franklin dodaje: „Te drzewa nadal rosną w tej okolicy ”. Na podstawie swoich badań sugeruje również, że w XVIII wieku, ludzie mieszkający w niewolniczych kwaterach w Rich Neck, hodowali zwierzęta gospodarskie i mieli dostęp do sporej ilości mięsa. Ponadto polowali na zwierzęta i łapali je w pułapki. Dowody na różnorodne mięso, w tym oposy i szopy pracze, sugerują zróżnicowaną dietę i to, że niektóre polowania miały miejsce po zmierzchu, mając na uwadze zwierzęta żerujące nocą.

Inny przykład pochodzi z pozostałości po daniach rybnych w Rich Neck, co sugeruje, że niewolnicy poruszali się także poza plantacją. Najbliższa rzeka znajdowała się co najmniej milę od kwater niewolników, „więc chodzili bardzo daleko” — zauważa Franklin.

„Jedzenie to doskonały sposób na opowiedzenie o tej trudnej historii” – dodaje Peggy Brunache.

O ile nie nie jest jasne, czy te wyprawy były dozwolone, o tyle obecność broni palnej sugeruje, że nadzorcy i właściciele wiedzieli, że niewolnicy polowali. Według Marii Franklin warto zauważyć, że niewolnicy „w dużej mierze sami sobie dyktowali, co mają jeść”.

Pewna grupa archeologów używa zwyczajów i tradycji żywieniowych, jako wskazówek żeby lepiej zrozumieć dynamikę sił jaka istniała na poszczególnych plantacjach. Barnet Pavão-Zuckerman z University of Maryland zbadał różnice między tym, co jedli niewolnicy zatrudnieni w domach i pracujący na polach – ci drudzy zwykle mieli mniej czasu na zadbanie o własne jedzenie.

Na niektórych plantacjach w Wirginii Pavão-Zuckerman i inni archeolodzy znaleźli krzemienne skałki, śrut i fragmenty broni. Część osób, które miały dostęp do broni palnej, towarzyszyła właścicielom niewolników na polowaniach. I być może służyli oni także jako egzekutorzy zasad obowiązujących niewolników. „To była również część elementu kontroli społecznej, poprzez nadawanie przywilejów niektórym ludziom, a innym nie, dodaje badaczka”.

Jej i prace innych badaczy podkreślają wyjątkową pozycja czarnych kucharek/kucharzy, którzy przygotowane jedzenie dla swoich białych właścicieli. Często ich receptury łączyły odmienne tradycje i składniki w sposób, który nadawałby się do definiowania ich jako kuchnie regionalne. „W kuchniach tych zniewolonych społeczności pojawiła się kombinacja afrykańskich technik, amerykańskich składników, wpływów indiańskich i europejskich preferencji”, mówi Pavão-Zuckerman”.

W niektórych okolicach niewolnicy hodowali i zbierali taką obfitość żywności, że nadmiar mógł trafić na rynek. Na Karaibach te miejsca spotkań pod gołym niebem prawdopodobnie przypominały targowiska, jakie obecnie znajdują się na niektórych z tych wysp, zauważa Wallman, archeolog z Uniwersytetu Południowej Florydy.

Relacje naocznych świadków sugerują że przez ponad 200 lat niewolnicy prowadzili czynny handel wymienny żywnością i rękodziełami, czasami w imieniu plantacji i czasami dla własnej korzyści. Na Martynice, mimo że rząd francuski próbował stłumić uprawę żywności ogródkowej poprzez „Czarny Kodeks”, praktyka ta była kontynuowana. Od około 1700 roku i aż do emancypacji niewolników w 1848 roku, poprzez te rynki „niewolnicy wykarmią ostatecznie prawie całą wyspę nadwyżkami z upraw ogrodowych, mówi Wallman”.

Podobne rynki na całych Karaibach i w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych były również miejscami spotkań i nawiązywania relacji, przyczyniając się do budowania społeczności. Tak też wyglądały i sprzyjały temu różne etapy zamawiania i przygotowywania posiłków. Polowanie, łowienie ryb i gotowanie odbywało się czasami w grupach – a umiejętności i doświadczenia były wymieniane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Na przykład relacja Jima Martina z końca lat 30-tych dwudziestego wieku, początkowo zniewolonego mężczyzny, który mieszkał w Missisipi, zawiera piosenkę wzywającą mężczyzn na polowanie. Zabierali ze sobą młodych chłopców, zauważa Franklin, ucząc ich rozpoznawania siedlisk i zachowań zwierząt oraz posługiwania się bronią palną.

Dzielenie się jedzeniem było ważnym sposobem przekazywania tradycji dalej. Franklin wyjaśnia, w jaki sposób matki poprzez posiłki przystosowywały swoje dzieci do życia w społeczeństwie: „Poprzez to, co spożywały na co dzień dokonywały wczesnej indoktrynacji, by postrzegać świat w określony sposób i rozumieć swoje korzenie, tożsamość oraz dziedzictwo”.

Zwyczaje związane z jedzeniem pomagały utrzymać ich tradycje pochodzące z Afryki przez pokolenia. Na plantacjach w Wirginii i Południowej Karolinie archeolodzy znaleźli fragmenty nieglazurowanych ceramicznych naczyń, zwanych colonoware, i służących do przygotowywania, serwowania i spożywania żywności, a wytwarzanych zgodnie z praktykami produkcji glinianych misek z Afryki Zachodniej.

W tych naczyniach gotowano wiele potraw z tych samych składników, których Peggy Brunache używa do przyrządzania pikantnych, długo gotujących się gulaszów i zup, opartych na kuchni zachodnioafrykańskiej. Przepisy często zawierały węglowodany, takie jak kukurydza lub ryż; niektóre zielone warzywa liściaste i paprykę oraz przyprawy. A jej wykopaliska na Gwadelupie ujawniły także muszle ślimaków morskich, małży i konch, które oferowały solidny mięsny dodatek.

Niektóre ze składników pochodziły wprost z Afryki, sprowadzone podczas transatlantyckiego handlu niewolnikami, w tym yamy i okra. W kuchniach diaspory zachodnioafrykańskiej często pojawiały się papryczki chili z obu Ameryk, a i nadal to robią. „Zazwyczaj są one bardzo ostre — na języku płonie ogień” — mówi Brunache. „To jest coś, co można posmakować w każdej części Karaibów”.

Niewolnictwo zmierzało do wykorzenienia kultury i tożsamości tych ludzi. Na przykład angielscy plantatorzy nadawali niewolnikom angielskie imiona i nakładali ograniczenia na spotykanie się i praktykowanie swoich tradycji religijnych.

Afrykanów trzymały tradycje ich kuchni. Choć zostali siłą wykorzenieni i przemieszczeni na duże odległości, to zachowywali swoje tradycje, umiejętności i idee dotyczące jedzenia. Ich potomkowie kontynuowali to przez pokolenia, w tym po zniesieniu niewolnictwa i gdy rodziny rozchodziły się po Stanach Zjednoczonych, przenosząc swoje kuchenne nawyki do miejsc takich jak Chicago w Illinois czy Oakland w Kalifornii.

W wielu regionach obu Ameryk i Karaibów żywność unowocześniona i udoskonalona przez afrykańskie kobiety i mężczyzn pozostaje niezmiernie ważnym elementem ich kultury. Czarnoskórzy historycy i archeolodzy podkreślili, że żywność afrykańskiej diaspory – w tym żywność stworzona przez niewolników – stała się żywnością amerykańską. Afrykańskie kobiety przynosiły posiłki ze swoich kwater do kuchni rezydencji, mówi Franklin, i w ten sposób białe dzieci również otrzymywały „niewolnicze” potrawy, które zostały formalnie wprowadzone do kuchni amerykańskiej jako „kuchnia południowa”.

Kontynuację można również znaleźć na Karaibach. Kiedy Wallman wygłasza wykłady publiczne, wielu uczestników mieszkających na wyspach chętnie dzieli się własnymi historiami o używaniu także dzisiaj podobnych potraw i przepisów. W trakcie prezentacji Wallman i jej współpracownicy pokazali zdjęcia z wykopalisk na Dominice, w tym ości ryb, które dostarczają wskazówek dotyczących posiłków z przeszłości. W odpowiedzi publiczność uzupełniła wykład lokalnymi kreolskimi nazwami, dzieląc się informacjami dotyczącymi spożywania tej czy innej ryby lub gdzie łowią dany gatunek. „Robimy to dla ogólnego dobra historii”, zauważa Wallman, „ale także dla lokalnych społeczności”.

Te pokarmy mogą łączyć ludzi z ich historią w kompleksowy sposób. „Na przykład solony dorsz był pożywieniem niewolników i był specjalnie importowany dla nich” – mówi Brunache. „Ale my [Haitańczycy i haitańscy Amerykanie] nadal kochamy ogromnie nasze dorsze i dzisiaj… to było coś, co uznaliśmy za pozytywne i nadal decydujemy się kontynuować w imię naszej obecnej tożsamości”.

W Szkocji Brunache często przygotowuje pieprzne gumbo, placki taro i trzcinę cukrową w ramach wykładów, głównie dla białych europejskich słuchaczy, którzy czasami mają niewielką wiedzę na temat transatlantyckiego handlu niewolnikami lub tego, jak Europejczycy – w tym szkoccy kupcy – czerpali z tego korzyści. „Spożywanie historycznych potraw w jakiś sposób pozwala ludziom łatwiej ucieleśniać przeszłość” – mówi Brunache. „To przestaje być abstrakcyjne, bowiem posmakowali tego.

Tradycje żywieniowe odnoszą się do tożsamości. Rodzaje żywności, które Brunache i inni uczeni przebadali, odzwierciedlają życie niewolników, ludzi, którzy kiedyś je gotowali. Jako takie mogą odzwierciedlać kontekst brutalnej opresji – a także rzucają światło na pomysłowość, umiejętności, wspólnotę i subtelne akty oporu ludzi, którzy je przygotowali.

"Fakt, że został stworzony system, który miał cię zabić, a ty przeżyłeś, jest dowodem oporu” – mówi Brunache. Niewolnicy zrobili więcej niż przeżyli – dodaje. Stworzyli fenomenalne jedzenie.

NIEWOLNI

 

NIEWOLNICTWO

Aukcja niewolników - Źródło: The Advocate, July 1, 2017



Od trzech może czterech lat, pojawia się na ekranie mojego telewizora lub komputera Candace Owens, 32-letnia czarnoskóra komentatorka życia politycznego i społecznego w USA. Właśnie zagościła u mnie z krótką historią niewolnictwa. Jest to bardzo powierzchowny ale wymowny przegląd trzech zasadniczych powodów, dla których oficjalna narracja na temat niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych przybrała charakter zupełnie wypaczony. Transkrypt jej wypowiedzi w moim tłumaczeniu znajduje się poniżej. Postanowiłem przybliżyć ten temat moim polskim czytelnikom bowiem, będąc w latem w Polsce, zdarzyło mi się kilkukrotnie wywołać w moich rozmówcach szok niedowierzania gdy dyskusja o Ameryce dotknęła karty niewolnictwa. Teraz, słuchając Candace, zdałem sobie sprawę jak głęboko sięga fałsz oficjalnej narracji. Zatem przejdźmy do tego co powiedziała, a potem, w uzupełnieniu, jeszcze kilka słów ode mnie.



Krótka historia niewolnictwa
Candace Owens*

Oto pierwsza rzecz, którą należy wiedzieć.
Niewolnictwo nie zostało „wymyślone” przez białych ludzi. Nie rozpoczęło się w 1619 roku, kiedy do Jamestown przybyli pierwsi niewolnicy. Istniało przedtem. Nie rozpoczęło się w 1492 roku, kiedy Kolumb odkrył Nowy Świat. W rzeczywistości, kiedy nieustraszony odkrywca wylądował na Bahamach, rdzenne plemię Taino żywiło nadzieję, że pomoże im pokonać ich agresywnych sąsiadów, Karaibów. Karaibowie zniewolili Taino i od czasu do czasu serwowali ich sobie na obiad. Niewolnictwo istniało w Afryce, Azji i na Bliskim Wschodzie. Słowo „niewolnik” (w j. Angielskim – slave) w rzeczywistości pochodzi od Słowian z Europy Wschodniej. Miliony z nich — nawiasem mówiąc, wszyscy biali — zostały schwytane i zniewolone przez muzułmanów w IX wieku, a później przez Turków osmańskich. Niewolnictwo istniało, gdy Imperium Rzymskie kontrolowało Morze Śródziemne i większość Europy od I do V wieku. Niewolnictwo istniało, gdy Aleksander Wielki podbił Persję w IV wieku p.n.e. Było to tak powszechne, że Arystoteles uznał je po prostu za rzecz „naturalną”. Model niewolnika/pana był właśnie takim, jak świat działał w czasach wielkiego filozofa. Niewolnictwo istniało pięć tysięcy lat temu w czasach starożytnych Egipcjan. Niezależnie od tego jak głęboko spoglądamy w historię ludzkości, zawsze odnajdujemy niewolnictwo. Jak zauważa znany historyk John Steele Gordon, od niepamiętnych czasów „niewolnicy byli głównym przedmiotem handlu… Aż jedna trzecia populacji starożytnego świata była zniewolona”.

Oto druga rzecz, którą powinniśmy wiedzieć.
Biali byli pierwszymi, którzy formalnie położyli kres niewolnictwu. W 1833 Wielka Brytania była pierwszym krajem w historii świata, który uchwalił ustawę o zniesieniu niewolnictwa. Szybko poszła za nimi Francja, która w 1848 roku zniosła niewolnictwo w swoich licznych koloniach. Potem oczywiście przyszła trzynasta poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych (1865). Po wiekach ludzkiego niewolnictwa, biali ludzie poprowadzili świat do zaprzestania tych odrażających praktyk. Obejmuje to 300 000 żołnierzy Unii, w większości białych, którzy zginęli podczas wojny secesyjnej. Czy mówię, że to czyni białych lepszymi od kogokolwiek innego? Oczywiście nie. Moim celem jest tutaj po prostu mówienie prawdy, a prawda jest taka, że ​​historia ludzkości jest skomplikowana; nikt, niezależnie od koloru skóry, nie jest niewinny. Jednak dzisiaj nigdy nie mówi się nam, abyśmy rozważali mordercze imperium perskie lub kanibalizm rdzennych plemion Ameryki Północnej i Południowej, czy ohydne działania pod panowaniem totalitarnych władców muzułmańskich, chińskich, mongolskich czy japońskich imperiów, żeby wymienić tylko kilka. Zamiast tego mówi się nam, że niewolnictwo jest fenomenem białych. Jak wszystkie uporczywe kłamstwa, to kłamstwo rodzi wiele innych kłamstw. W mediach społecznościowych natrafiam na niezwykłe przedstawienia życia Afrykanów tak jak żyli faraonowie, zanim przybyli Europejczycy i spustoszyli ich raj. Chciałbym, żeby cokolwiek z tego było prawdą. Ale nie jest. To fantazja. Prawda jest taka, że ​​Afrykanie byli sprzedawani w niewolę przez innych czarnych Afrykanów. I w wielu przypadkach sprzedawani za przedmioty tak trywialne jak dżin czy lusterka. Biali nie zapędzali się w głąb lądu i nie łapali tubylców. Czekali na wybrzeżu, aż ich czarni partnerzy przyniosą im swoich czarnych braci. Brutalna rzeczywistość jest taka, że ​​nasze życie miało bardzo małą wartość dla naszych przodków.

Oto trzecia rzecz, którą trzeba wiedzieć.
Pogląd, że niewolnictwo to relikt przeszłości, to błąd. W Afryce jest dziś około 700 000 niewolników. Teraz. To najniższy szacunek, jaki udało mi się znaleźć. Inne źródła podają, że jest ich znacznie więcej. Dla porównania, to prawie dwa razy więcej niewolników niż kiedykolwiek przywieziono do Stanów Zjednoczonych. Dzieci-żołnierze, handel ludźmi, praca przymusowa – to są warunki, które obecnie istnieją w tym samym subsaharyjskim regionie, z którego pochodził transatlantycki handel niewolnikami. Afrykańskich przyjaciół sprzedaje się dziś tak, jak sprzedawano ich wtedy – i nie, nie kupuje ich żaden kraj białych ludzi. W rzeczywistości niewolnictwo, według jakiejkolwiek tradycyjnej definicji, jest dziś praktykowane wyłącznie w krajach niebiałych. Ale prawie nic o tym nie słyszymy. Tak jak nie słyszymy nic o powszechnym niewolnictwie, dopóki dobrzy ludzie w Europie i Ameryce nie zakończyli go dwa wieki temu.

Dlaczego o tym nie słychać?
Ponieważ nasi tak zwani „przywódcy” – czarno-biali – nie skorzystaliby na tym. Przyznawanie czarnoskórym statusu pokrzywdzonych nie ma znaczenia jeśli nie nie można na tym czegoś zyskać. Głoszenie krzywdy wybiera polityków i finansuje skarżące grupy rasowe. A gdyby czarni Amerykanie zaczęli postrzegać siebie jako partnerów w amerykańskim śnie…? Gdybyśmy przyjęli patriotycznego ducha, który głosi, że wszyscy ludzie są stworzeni równi, tego patriotycznego ducha, który jest naszym prawdziwym dziedzictwem…? Wtedy oszuści żerujący na walce ras wypadliby szybko z interesu; a kto by tego chciał, nieprawdaż?

Tyle Candace,
a ja wobec doświadczenia zebranego ostatnio w Polsce, mam odczucie iż niektórym czytelnikom robią się wielkie oczy i pytają gdzie bywała ta lektorka w czasach kiedy inni studiowali historię Ameryki. Właśnie tak to wyglądało w moich rozmowach gdy mówiłem jak to Partia Demokratyczna wywinęła kwestię niewolnictwa wierzchem na spód (dygresja > czy ktoś jeszcze używa tej frazy na co dzień?). A wywinęła, czyniąc pojęcie niewolnictwa ekwiwalentnym do supremacji rasowej, oczywiście białych, będących politycznie splecionymi z konserwatyzmem jako złem skończonym. Tak wszakże nie było na początku, bowiem „konserwą” byli demokraci czyli właściciele południowych plantacji, secesjoniści, marzący o wieczynm porządku świata, zbudowanym na barkach niewolników. No właśnie, na barkach niewolników, których panami byli nie tylko biali, ale także wolni czarni właściciele plantacji. Za
Rzecząpospolitą z 3 grudnia 2016 roku cytuję: „Z urzędowych statystyk wynika, że wśród 260 tys. wolnych czarnych mieszkańców Południa praktykowanie niewolnictwa nie było wcale zjawiskiem marginalnym i choć rozpowszechniło się głównie w Luizjanie, znane było też w innych stanach. Wedle spisu z 1830 r. aż co czwarty wolny Murzyn w Karolinie Północnej był właścicielem co najmniej 10 niewolników, a ośmiu miało ich powyżej 30. Prawdziwi czarni potentaci zaś, tacy jak Justus Angel lub mieszkanka hrabstwa Colleton, niejaka L. Horry, bywali właścicielami nawet 80 ludzi. W Luizjanie do takich feudałów należała m.in. czarna rodzina Richardsów, której własnością było aż 152 niewolników, oraz wspomniany Antoine Dubuclet. Do historii Karoliny Południowej przeszedł zaś Joseph Pendarvis, który już w końcu XVIII w. miał plantację ze 123 niewolnikami. Tymczasem właściciele więcej niż 50 niewolników nawet wśród białych uchodzili za magnatów, nie było ich bowiem więcej niż 1 proc., a tylko co dwudziesty biały mieszkaniec Południa posiadał choćby jednego. Z tego samego spisu wynika, że w 1830 r. we wszystkich pięciu stanach Południa czarni posiadali łącznie ponad 10 tys. niewolników, a 30 lat później, przed wybuchem wojny, liczba ta wzrosła do 20 tys. W samym tylko Nowym Orleanie własnością wolnych Murzynów było co najmniej 3 tys. niewolników. [...] Może nie tylko zwykły paradoks dziejów uczynił także Murzyna pierwszym właścicielem niewolnika w północnoamerykańskich koloniach, z sądownie przyznanym prawem własności do innego człowieka. [Był nim] Anthony Johnson, około 1616 r. dostarczony z wybrzeża dzisiejszej Angoli na plantację tytoniu w Wirginii. Po odpracowaniu przymusowego kontraktu Johnson z powodzeniem wziął się do uprawy roli i wkrótce powiększył obszar swoich gruntów do 100 ha. Miał już wtedy pod opieką pięciu własnych służących, z czego aż czterech białych(!).” Dzisiaj wszakże większość Amerykanów, zarówno czarnych, jak i białych, uważa, że niewolnictwo było utrzymywane przez białych w celu wykorzystywania czarnych.

Zatem, jak doszło do takiego przękrętu? Cytuję za Wikipedią:

„We wczesnoamerykańskiej polityce to partia demokratyczna praktykowała ‘konserwatyzm’ w swoich próbach utrzymania społecznej i ekonomicznej instytucji niewolnictwa. Demokratyczny prezydent Andrew Johnson, jest jednym z powszechnie znanych konserwatystów, a Demokraci chętnie przyjęli tę etykietę jako swoją. Wielu z nich było konserwatywnych w tym sensie, że chcieli zachowania tradycji, zwłaszcza jeśli chodzi o rasę”. W 1892 r. demokrata Grover Cleveland wygrał wybory na konserwatywnej platformie, która opowiadała się za utrzymaniem standardu złota, obniżeniem ceł i wspieraniem laisse faire wobec interwencji rządowych. Od lat 50. konserwatyzm w Stanach Zjednoczonych kojarzony jest głównie z Partia Republikańska. Jednak w epoce segregacji wielu Południowych Demokratów było zagorzałymi konserwatystami odgrywającymi kluczową rolę w konserwatywnej koalicji, która w znacznym stopniu kontrolowała politykę wewnętrzną w Kongresie w latach 1937-1963. Konserwatywni Demokraci mieli wpływ na politykę USA aż do rewolucji republikańskiej w 1994 roku, kiedy to amerykańskie Południe przeszło z pozycji silnie demokratycznych na pozycje republikańskie, zachowując przy tym swoje konserwatywne wartości.”

Diana Arneson pisze tak o tym na portalu Quora.com:
„W XIX wieku właściciele niewolników i inni Południowcy, którzy chcieli zachować status quo („prawa stanów”, czyli niewolnictwo) dołączyli do Partii Demokratycznej. Na północy abolicjoniści byli na ogół powiązani z bardziej liberalną partią republikańską. To było 150 lat temu. Sto lat później uchwalono Ustawę o Prawach Obywatelskich z 1964 roku. W Izbie Reprezentantów zagłosowało za nią tylko 63% Demokratów przy 80% Republikanów. Podobnie sytuacja wyglądała w Senacie, gdzie ustawę popierało 69% senatorów demokratycznych i 82% senatorów republikańskich. Ale to nie mówi całej historii. W rzeczywistości głosowanie przebiegało znacznie bardziej wzdłuż linii geograficznych niż linii partyjnych. Pełne 90% posłów z północnych stanów, niezależnie od partii, i tylko 8% posłów z południowych stanów głosowało za Ustawą. Podobnie w Senacie głosowało za nią 92% z Północy w porównaniu z 5% z Południa.
Jak wie każdy, kto nie przesypiał lekcji historii w liceum, Nixon ogłosił następnie swoją „strategię południa” kluczowym republikanom. Ci południowi Demokraci, którzy poczuli się zdradzeni przez ówczesnego prezydenta Lyndona Johnsona, forsującego, a następnie podpisującego ustawę o prawach obywatelskich, byli motywowani przez partię republikańską, aby wygrać dla GOP to, co było dotąd solidnie demokratycznym regionem kraju. Wszystko zadziałało pięknie. Południe zostało skutecznie zmienione z mniej lub bardziej solidnie demokratycznego na solidnie republikańskie. I tak jest do dziś. Tak więc, zamiast pytać, na co głosowała ta czy tamta partia półtora wieku temu, warto zapytać, którą partię popierają dziś biali supremacjoniści i dlaczego.”

Michael Zaman komentuje rzecz tamże następująco:
„Partia Demokratyczna była siłą napędową niewolnictwa, KKK i Praw Jima Crow. Klan był zbrojnym aparatem bojowym Demokratów. W przeciwieństwie do tego Partia Republikańska została założona kilka lat przed wojną domową wyłącznie w celu zjednoczenia ruchu antyniewolniczego w ramach jednej koalicji politycznej. Ku rozczarowaniu Południa, Lincoln (Republikanin) został wybrany na prezydenta, mimo że jego nazwisko nie pojawiło się w ani jednym południowym obwodzie głosowania. W ten sposób narodziła się Partia Lincolna. Następnego dnia Demokratyczne Południe rozpoczęło swoją zdradziecką secesję od Unii. Reszta to historia, ale niektórzy mogą nie wiedzieć, że stany starej konfederacji nadal były kontrolowane przez następne stulecie wyłącznie przez Partię Demokratyczną. Do lat 70-tych XX wieku Południe było regionem jednopartyjnym pod rządami Demokratów. W rzeczywistości w tym okresie Partia Republikańska dosłownie nie istniała na Południu, z wyjątkiem garstki odważnych Czarnych, którzy poświęcili swoje życie, aby przeciwstawić się nieustannemu terrorowi i przemocy demokratycznego Ku-Klux-Klanu. Ani przez chwilę nie wierz, że wstydliwe działania Partii Demokratycznej ograniczały się do Południa. Demokraci z Północy działali jako agenci tych z Południa przeciwko wysiłkom wojennym Unii, a następnie pomagali wdrażać prawa Jima Crow na całym Południu. Prawda jest taka, że Demokraci z Północy nie zaczęli się zmieniać aż do czasów demokratycznego Prezydenta Franklina Delano Rooseveta, a i później wciąż byli zagorzałymi rasistami. Na przykład, FDR mianował Hugo Blacka – byłego wybitnego członka Klanu – do Sądu Najwyższego. Nie było niczym niezwykłym widzieć KKK i innych wściekłych bigotów na najpotężniejszych stanowiskach rządowych. Zawsze byli to Demokraci i nie było wyjątku od reguły. Zwrot Demokratów w stronę czarnych wyborców rozpoczął się w latach 30. XX wieku wraz z migracją Czarnych na Północ, którzy powoli zaczęli ciążyć w kierunku Partii Demokratycznej ze względu na swoje warunki ekonomiczne podczas Wielkiego Kryzysu. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o tych Czarnych, którzy pozostali na Południu, podlegając tyrańskiej przemocy i monopolowi polityki Południa ze strony Demokratów. Nawet w latach 60. i 70., kiedy Ameryka uchwaliła przełomowe ustawodawstwo dotyczące praw obywatelskich, przyszło to tylko dzięki wsparciu Partii Republikańskiej. Można mówić, co się chce o obecnej polityce Partii Republikańskiej lub Partii Demokratycznej, jednak nikt nigdy nie będzie w stanie ukryć haniebnej i odrażającej historii Partii Demokratycznej.”

Pozwólcie uzupełnić to kilkoma dodatkowymi przykładami.
Z pierwszych siedmiu prezydentów USA, John Quincy Adams (JQA) i jego ojciec John Adams byli jedynymi, którzy nie sprowadzali niewolników do Białego Domu.
Pierwszy prezydent, George Washington (politycznie: Niezależny), umierjąc miał 317 niewolników, ale tylko 123 było formalnie przypisanych jemu. Reszta to dziedzictwo ze strony żony.
Drugi prezydent, John Adams, (Partia Federalistyczna) - żadnych niewolników a Białym Domu, ale przez żonę był umiarkowanym posiadaczem niewolników; poglądy zdecydowanie abolicionistyczne.
Trzeci prezydent, Thomas Jefferson, (partia: Demokratyczno-Republikańska; de facto, -republikanizm de facto powinien być czytany w tym kontekście jako konserwatyzm, zatem Partia Konserwatywnych Demokratów) w ciągu swojego życia zniewolił ponad 600 ludzi. 400 osób zostało zniewolonych w Monticello; pozostałe 200 osób było przetrzymywanych w niewoli w innych posiadłościach Jeffersona. W dowolnym momencie jego życia w Monticello było około 130 niewolników.
Czwarty prezydent, James Madison, (partia: zobacz Jefferson) - W 1801 r. populacja niewolników Madisona w Montpelier wynosiła nieco ponad 100. W latach 20. i 30. XIX wieku Madison był zmuszony sprzedawać ziemię i niewolników z powodu długów. W 1836 roku, w chwili śmierci, Madison posiadał 36 niewolników .
Piąty prezydent, James Monroe, (partia: zobacz Jefferson) – kto chce wiedzieć ilu miał niewolników i o jakiej wartości monetarnej, zapraszam na 26 stron spisu tutaj – klik.
Szósty prezydent, John Quincy Adams, (partia: 1809-1828 zob. Jefferson; 1828-1830 Narodowi Republikanie, 1830-1834 Partia Antymasońska) – żadnych niewolników a Białym Domu; mimo abolicjonistycznych pogąldów jacyś niewolni w jego życiu istnieli, ale to dopiero jak po 9 latach wrócił z misji dyplomatycznej, podczas której odwiedził Zieloną Górę w dniu 23 lipca 1800 roku.
Siódmy prezydent, Andrew Jackson, (partia: zobacz Jefferson) - przeszedł drogę od ubóstwa do bogactwa, ponieważ osobiście akceptował instytucję niewolnictwa. Zniewoleni robotnicy uprawiali jego bawełnę, budowali i pielęgnowali jego dom oraz pomogli mu zdobyć pozycję w społeczeństwie Południa. Jackson posiadał aż 161 zniewolonych ludzi, kupując ich i sprzedając, wykorzystując ich pracę do budowania swojej fortuny, a nawet sprowadzając ich do Białego Domu.
I jeszcze jeden przykład – Siedemnasty prezydent, Andrew Johnson, (Partia Demokratyczna) – wiceprezydent Lincolna w czasie jego drugiej, bardzo krótkiej tury i bezpośrednio po nim był posiadaczem około 300 niewolników.

Na koniec jeszcze kilka słów natury historycznej w kontekście niewolnictwa.
Żaden z antycznych filozofów nie odważył się zakwestionować niewolnictwa, a Arystoteles przedstawił jego antropologiczne uzasadnienie.

Pierwszym w historii dokumentem piętnującym niewolnictwo była papieska bulla z 1537 r.

Gdy w starożytnym Egipcie władzę sprawowali Egipcjanie o jaśniejszej karnacji, ciemnoskórych Egipcjan nazywali "szatańską rasą z Ish", gdy z kolei do władzy dochodzili ciemnoskórzy, określali oni jasnoskórych Egipcjan jako "bladą, zdegenerowaną rasę z Arwad (fenicka wyspa)".

Z historycznych źródeł wynika, że niewolnictwo bywało również skutkiem „zwykłego” handlu. Na przykład Prawo Dwunastu Tablic stwierdzało, że ojciec może sprzedać syna ale nie więcej niż trzy razy. Normalnym zwyczajem było również w starożytności oddawanie dzieci w niewolę w charakterze zakładników. Zupełnie inna formą niewoli była niewola za długi.

Najbardziej brzemiennym w skutki było filozoficzne i prawnonaturalne uzasadnienie niewolnictwa, jakie dał Arystoteles. Wpłynęło ono i na poglądy Cycerona i św. Tomasza z Akwinu. Opierało się ono na przekonaniu, że różnie definiowane grupy (etniczne, rasowe) posiadają różne predyspozycje, z czego wynika społeczna hierarchia i podział na tych, którzy wyznaczają cele i tych, którzy je realizują. W takim ujęciu niewolnik pozbawiony był praw publicznych, ale nie naturalnych praw ludzkich (np. nie wolno było niewolnika zabijać).
Z praktycznego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy właściciel dba o niewolnika jako o istotę ludzką czy jako wymagające „konserwacji” narzędzie pracy, ma to jednak znaczenie w historii antropologii, ponieważ określa sposób rozumienia istoty człowieczeństwa.

John Locke uznawał niewolnictwo w przypadku wygranej wojny sprawiedliwej. Alternatywą mogła być tylko eksterminacja pokonanych. Niewolnictwo akceptowali również wszyscy wybitni przedstawiciele Oświecenia (z wyjątkiem La Fayette’a).

Pogląd Arystotelesa na niewolnictwo wynikał z przekonania, że część ludzi ma siłę umysłu umożliwiającą podejmowanie decyzji, inni natomiast dysponują siłą fizyczną umożliwiająca realizację tych decyzji.- to uzupełnianie się ustanawia relację między panem a niewolnikiem. To, że taki rodzaj "harmonijnej symbiozy" pozbawiał jedną ze stron wolności nie było dla wielkiego filozofa problemem.

Stosunek do niewolnictwa w koloniach Nowego Świata podzielił również chrześcijańskich teologów. W 1550 r. odbyła się słynna (chociaż współcześnie mało znana) dysputa w Valladolid. Przeciwników niewolnictwa reprezentował de Las Casas, natomiast jego zwolenników inny duchowny, Juan Ginés de Sepúlveda (1490-1573). Okazało się przy tym, że jeśli wymaga tego interes, nawet teolodzy potrafią znaleźć uzasadnienie dla lekceważenia zasad własnej religii.

Powiedzmy sobie zatem, że epoka, która zrodziła ideę demokracji, bez żadnych problemów godziła tę ideę z racjonalnym uzasadnieniem niewolnictwa. Tym, co określało prawa człowieka było miejsce z strukturze społecznej.

_____________________________________________
* Link do oryginalnego wideo Candace Owens


  NA POCZĄTKU BYŁA Foto - Krzysztof Onzol Biblijna Księga Rodzaju opowiada o powstaniu naszego świata. Wedle źródła, Ziemia w swoich początk...