HOMO PLASTICUS

HOMO
PLASTICUS

Creator: Sablin Credit: Getty Images/iStockphoto


Wymyśliliśmy plastic!

Tak, MY wymyśliliśmy, bowiem jak 57 lat temu powiedział syn angielskich misjonarzy, kenijski archeolog i paleoantroplog Louis Seymour Bazett Leakey, "człowiek jest zręczny", innymi słowy Homo habilis. Wcześniej i później mieliśmy w rodzinie człowiekowatych do czynienia z wieloma rodzajami Homo, takimi choćby jak H. erectus, który onegdaj zamieszkiwał w okolicach Trzebnicy, w Kończycach Wielkich na Śląsku, czy też w pewnej jaskini koło wsi Smoleń na Wyżynie Częstochowskiej. Było to jednak tak dawno temu, że nie pamietał o tym poprzednim nawet nasz genetyczny(a) brat/siostra, Homo neanderthalensis, który bawił na południu dzisiejszej Polski przez dobre kilkadziesiąt tysięcy lat. Nie marszcz czoła H. sapiens(ie)! Neandertalczycy to nasze rodzeństwo – jak komuś ta relacja doskwiera, to po wyjaśnienia zapraszam tutaj.
No, ale revenons à nos moutons!
Ostatnie lata obfitują w zagęszczanie odnóg na ludzkiej gałęzi ssaków – mamy oto znaleziska zaginionych braci, sióstr i kuzynostwa: Homo naledi, Homo denisova, Homo luzonenzis, Homo floresiensis, ot żeby wymienić najważniejszych, bo to nie koniec, a jestem pewien, że będą też następni. Jeden z tych nowych wyłonił się nawet już jakiś czas temu, ale z identyfikacją były małe problemy, tym nie mniej jest, mamy go. To ten, który 159 lat temu, na wystawie w Londynie zaprezentował "parkesinę", kilka lat później dołaczył do niego osobnik z celuloidem, no i tak jak to w Ogrodzie Rozkoszy, posypało się: sztuczny jedwab, bakelit, polistyren, PCV, polietylen, teflon, żywice epoksydowe, poliamidy, aż wreszcie mamy 9 miliardów ton plastikowych śmieci – wielkie dzięki ci Homo plastikus!

O podstawach wyodrębniania się tego nowego osobnika w rodzinie H. sapiens opowiedział w skrócie Matt Simon w artykule opublikowanym na portalu WIRED.


Plastik spada z nieba. Ale skąd się tam bierze?

W dowolnym momencie nad zachodnimi Stanami Zjednoczonymi unosi się 1100 ton mikroplastiku. Nowe modelowanie pokazuje zaskakujące źródła nikczemnego zanieczyszczenia.

Jak znajdziesz się w jakimś ustronnym miejscu na amerykańskim Zachodzie - może w Yellowstone, na pustyniach Utah lub w lasach Oregonu - weź głęboki oddech i zaczerpnij świeżego powietrza wraz z mikroplastikiem. Zgodnie z nowymi danymi, 1100 ton jego unosi się obecnie nad zachodnimi Stanami Zjednoczonymi. Materiał spada z nieba, zanieczyszczając najbardziej odległe zakątki Ameryki Północnej i świata. Jak już kiedyś powiedziałem, plastikowy deszcz to nowy kwaśny deszcz.

Ale skąd to wszystko się bierze? Można by pomyśleć, że popochodzi z pobliskich miast - zachodnich metropolii, takich jak Denver czy Salt Lake City.Jednak nowe modele opublikowane wczoraj w Proceedings of the National Academy of Sciences pokazuje, że 84 procent mikroplastiku unoszącego się w powietrzu na Zachodzie Ameryki pochodzi z dróg między dużymi miastami. Kolejne 11 procent jest nawiewiane od strony oceanu. (Naukowcy, którzy opracowali ten nowy model, szacują, że cząsteczki mikroplastiku unoszą się w powietrzu przez prawie tydzień, a to więcej czasu niż porzeba, aby przemierzyły kontynenty i oceany).

Mikroplastik - cząstki mniejsze niż 5 milimetrów - pochodzą z wielu źródeł. Plastikowe torby i butelki uwalniane do środowiska rozpadają się na coraz mniejsze kawałki. Innym ważnym źródłem jest pralka: podczas prania odzieży syntetycznej maleńkie mikrowłókna wypłukują się i trafiają do oczyszczalni ścieków. Tam część mikrowłókien zostaje odfiltrowana, przez zatrzymanie ich w „szlamie”, czyli oczyszczonych odpadkach ludzkiego pochodzenia, które są następnie wyrzucane na pola uprawne jako nawóz. Tak mikroplastik zostaje zdeponowany w glebę. Następnie oczyszczalnia ścieków wypłucze pozostałe mikrowłókna do morza w już oczyszczonej wodzie. Dzieje się tak od dziesięcioleci, a ponieważ tworzywa sztuczne rozpadają się, ale tak naprawdę nigdy nie znikają, to ich ilość ich w oceanie gwałtownie rośnie.

W rzeczywistości te nowe badania pokazują, że w danym momencie z oceanu może pochodzić więcej mikroplastiku, niż do niego dostaje się. Innymi słowy: w oceanie nagromadziło się go tak dużo, że ląd może być teraz importerem netto mikroplastiku pochodzącego z morza. „To naprawdę uwydatnia rolę tradycyjnych zanieczyszczeń” - mówi Janice Brahney, badaczka zajmująca się środowiskiem na Uniwersytecie Stanowym Utah i współautorka nowego artykułu PNAS. „Ilość tworzyw sztucznych w naszych oceanach jest po prostu przytłaczająca w porównaniu do wszystkiego, co produkujemy w danym roku w środowisku lądowym”

Te mikrodrobiny plastiku nie tylko wyrzucane są na brzeg i gromadzą się na plażach. Kiedy wiatry popychając fale rozbijają się o brzegi, wyrzucają w powietrze kropelki wody morskiej, zawierające sól, materię organiczną i mikrocząstki plastiku. „Następnie woda w wiekszości wyparowuje i zostają tylko aerozole” inaczej mówiąc, unosząca się w powietrzu mgła z cząsteczkami materii - mówi Natalie Mahowald, badaczka z Cornell University, która współprowadziła prace z J. Brahney. „Klasycznie, my, naukowcy zajmujący się atmosferą, zawsze wiedzieliśmy, że w ten sposób depozytowane są sole morskie” - kontynuuje. Ale w zeszłym roku inna grupa badaczy zademonstrowała to zjawisko również jeśli chodzi o mikroplastik, wykazując, że pojawia się on w bryzie morskiej.

Tym razem Mahowald i Brahney, używając modeli atmosferycznych, poszły dalej aby pokazać, jak daleko może podróżować morski mikroplastik po uniesieniu się w powietrze. Przyjrzały się także innym źródłom emisji mikroplastików, takim jak drogi, miasta i pola uprawne. Ustaliły na przykład, ile pyłu unosi się z pól i ile mikroplastiku może znajdować się w tym pyle.

Następnie badaczki połączyły modelowanie atmosfery z danymi ze świata rzeczywistego. Brahney użyła próbników powietrza rozrzuconych w odległych miejscach na Zachodzie Ameryki, żeby móc powiedzieć ile cząstek plastiku spadło z nieba w danym momencie. Modelowanie zastosowane przez Mahowald uwzględniało warunki atmosferyczne i klimatyczne w tym samym czasie, umożliwiając naukowcom prześledzenie, skąd prawdopodobnie przywiane zostały cząstki plastiku.

Okazało się, że pył rolniczy dostarcza tylko 5% mikroplastików atmosferycznych na Zachodzie USA. A, co zaskakujące, miasta dostarczyły tylko 0,4 procenta. „Gdyby zapytano kogoś, w jaki sposób tworzywa sztuczne dostają się do atmosfery, odpowiedziałby, że pochodzą z ośrodków miejskich” - mówi Brahney. „Ja jednak jestem zdania, że najważniejsze są drogi, które wychodzą z miast”.

Kiedy samochód toczy się po drodze, drobinki opon uwalniaja się w ramach normalnego zużycia. Ten materiał nie jest czystą gumą; zawiera dodane syntetyczne tworzywa i mnóstwo innych chemikaliów. Cząsteczki opon są zatem technicznie mikroplastikami i znajduja się wszędzie. W jednym z badań przeprowadzonych w 2019 r.wyliczono, że każdego roku do Zatoki San Francisco spłukiwanych jest 7 bilionów cząstek mikroplastików, w większości z opon.

Miasta faktycznie wytwarzają zdumiewające ilości mikroplastiku poprzez ruch uliczny i rozpadające się śmieci, ale nie wydaje się, aby przedostawał się on wysoko w atmosferę. Brahney i Mahowald myślą, że to z dwóch powodów, mianowicie budynki blokują wiatr przed zbieraniem z powierzchni miasta i przesyłaniem tych fragmentów dalej, a ponadto ludzie jeżdżą samochodami wolniej w obszarach miejskich. To wolniejsze ścieranie opon sprawia, że ich cząsteczki trafiają na jezdnie w znacznie mniejszych ilościach. Ale wyjedźcie na autostradę międzystanową gdzie jest dużo więcej otwartej przestrzeni - tam wiatry mogą łatwo porywać i przenosić odpadki. Poza tym, mówi Mahowald, „samochody poruszają się z prędkością 100 i wiecej kilometrów na godzinę. To dużo energii, a z tą energią do atmosfery łatwo mogą dostawać się maleńkie cząsteczki opon”.

Ale dlaczego zadawać sobie trud modelowania ekstremalnej złożoności atmosfery, zamiast przyjrzenia się charakterystyce mikroplastików, które wylądowały w pojemnikach pułapkach, aby dowiedzieć się, skąd się wzięły? Smutną rzeczywistością jest to, że te tworzywa sztuczne tak dokładnie nasyciły środowisko, iż w pewnym sensie ujednoliciły się. Cząsteczki z syntetycznej odzieży oraz degradujących się butelek i opakowań wydają się przemieszczać w powietrzu między lądem i morzem z taką regularnością - i dostatecznym wymieszaniem - że trudno jest wskazać źródło konkretnego polimeru.

„To nie to, że idwntyfikacja jest trudna - to własciwie jest niemożliwe” - mówi Deonie Allen, badaczka mikroplastików z University of Strathclyde, która nie była zaangażowana w te nowe badania. (Jest współautorką zeszłorocznego badania, które udokumentowało mikrodrobiny plastiku w bryzie morskiej). „Jeśli zastosujesz model, jestes w stanie dowiedzieć się, skąd może pochodzić [plastic]. Ale jeśli spojrzysz tylko na chemiczną sygnaturę rodzajów tworzyw sztucznych, które masz w swoim wiadrze lub w filtrze, nie ma sposobu, abyś mógł stwierdzić, skąd one pochodzą ”. Jeśli potrafisz zidentyfikować kawałek gumy, istnieje duża szansa, że pochodzi on z opony. „Ale reszta z nich”, dodaje Allen, „mogą pochodzić z dowolnego miejsca”.

Dlatego modelowanie atmosfery ma kluczowe znaczenie dla lepszego zrozumienia, w jaki sposób mikrodrobiny plastiku przemieszczają się między środowiskami. Naukowcy dopiero zaczynają to robić - jak dotąd ukazało się zaledwie kilkadziesiąt artykułów. Jednak naukowcy potrzebują znacznie więcej danych na temat tego, ile plastiku spada z nieba i gdzie. Na przykład te nowe badania koncentrowały się na amerykańskim Zachodzie, ale generowanie i dystrybucja cząstek może przebiegać inaczej w innych miejscach. Zachodnie stany są dość suche, więc być może samochodom łatwiej jest tam rozrzucać mikroplastik niż na mokrym Południu. Również w Europie odpady z tworzyw sztucznych są często wprowadzane do dróg jako materiał konstrukcyjny, co jest szlachetnym pomysłem, ale może oznaczać, że te drogi emitują jeszcze więcej tworzyw sztucznych, mieszając się z tymi z opon.

Jednak krok po kroku naukowcy opracowują jaśniejszy obraz tego, jak te cząstki krążą po całej planecie. Wydaje się, że głównym motorem jest transport atmosferyczny wyszczególniony w tych nowych badaniach. „Żyjemy na kuli wewnątrz bańki” - mówi Steve Allen, badacz mikroplastików z University of Strathclyde, który nie był zaangażowany w badania. (On i Deonie Allen są małżeństwem.) „Nie ma granic, nie ma krawędzi. A to wyraźnie pokazuje, że mikroplastik trafia do morza i wychodzi z morza. Pada na lądzie, a potem znowu zostaje wyrzucony w powietrze, by przenieść się w inne miejsce. Nie da się go zatrzymać, gdy już się wydostanie ”.

„Może po prostu bez końca poruszać się po powierzchni Ziemi” - zgadza się J. Brahney. „Uświadomienie sobie tego jest naprawdę przerażające”.

Post scriptum

Może jednak poradzimy sobie z pomocą grzybków?
Podobno w lasach Amazonii na plastiku żeruje pestalotiopsis microspora, konsumujac poliuretany i robi to nawet szybciej niż pospolity na całym świecie aspergillus niger (kropidlak czarny), kojarzony chetnie z klątwą Tutanchamona. Trzeci do kompletu, aspergillus tubingensis, lubi wysypiska śmieci w Pakistanie - tam przyuważono go kilka lat temu jak opychał się plastikami.
Czyż po H. plastikusie nie mogłaby nadejść epoka Homo fungusiensis?

Komentarze

  1. Krzysztofie, dziękuję! Znów poruszyłeś temat arcyważny, choć przyznam - równie smutny, co efekt cieplarniany. Na osłodę podałeś post scriptum, które tchnęło we mnie nieco nadziei. Odnośnie tematu - obawiam się, że wraz z rozwojem poziomu cywilizacji wzrasta poziom "syfilizacji" i degradacji. Nie znam innego, bardziej niszczycielskiego gatunku wśród naczelnych, który traktowałby naszą planetę w taki sposób. Eksploatując Ziemię z surowców naturalnych, nadziewają ją umarlakami lub odpadami - t raz. Dwa - doczekaliśmy czasów, w których więcej kasy można zarobić na opakowaniu niż zawartości. Póki taki rozdźwięk pomiędzy ceną opakowania a zawartością będzie trwał, cały proceder rozkwitnie "plastikowym kwieciem". Nie zamierzam jednak dalej się wymądrzać na temat łupieżczej i krótkowzrocznej polityki państw, a wolę skupić na możliwościach wybrnięcia z plastikowego armagedonu. Przyjrzę się opisanym przez Ciebie grzybkom. Dziękuję raz jeszcze za artykuł!
    Pozdrawiam serdecznie!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie A.,
      Jakże trafne określenia > "poziom syfilizacji i degradacji" oraz te o wartości opakowania w stosunku do zawartości - mistrzostwo zwięzłości słowa w wyrażaniu myśli! Z wielkim uznaniem, dziekuje za znakomity komentarz.

      Usuń
    2. Zawsze miałem awersję do plastyku – u mnie to naturalne – a więc nie mam nic przeciwko temu aby się go pozbyć. Tylko jak? Bez opakowań, i wielu produktów plastykowych można się obyć. Ale bez opon, to już nie. Przynajmniej na razie nie ma czym ich zastąpić. A więc pewnie będzie trzeba polegać na grzybowej oczyszczalni. Chociaż nie wiem jak to sobie wyobrazić. Niemniej, interesujący artykuł.

      Usuń
    3. Christopher, dzięki za interesujący komentarz!
      Tak, opon samochodowych raczej nie pozbędziemy się szybko, ale z tworzywami sztucznymi wokół nas już można byłoby sobie jakoś lepiej poradzić. Tymczasem, brniemy w tę plastikową cywilizację coraz głębiej – szorujemy nogami po sztucznych wykładzinach podłogowych, na plecach nosimy dziesiątki różnych postaci tworzyw sztucznych, czy to jako odzież czy jako plecaki, nosidełka, etc., siedzimy w domu w biurze, w samolocie, pociągu, samochodzie na tworzywach sztucznych. Na moim biurku, kiedy piszę te słowa, jest niewiele rzeczy nie bedących plastikami, w ogrodzie mam ogrom wyrobów w całości lub częściowo plastikowych, a na spacerze z psem, prowadząc go na smyczy z tworzyw sztucznych, mijam w wielu miejscach płoty z tworzyw sztucznych, za którymi stoją domy z plastikowymi ramami okien i takimiż rynnami. Do sklepów wchodzę przez drzwi z tworzyw sztucznych, tam do plastikowego kosza zbieram z plastikowych półek towary w plastikowych opakowaniach, i wynoszę je w plastikowym worku, po czym wkładam do bagażnika wyłożonego sztucznym tworzywem. Wracając do domu tankuję na stacji benzynowej z rury z tworzyw sztucznych, a w międzyczasie obserwuję odległą ogromną sztuczną choinkę, na szczycie której w w plastikowych osłonach siedzą anteny 5G. Zanim wrócę do domu wpadam jeszcze do wysoce plastikowego McDonalda po coś na ząb, co zjem plastikowym widelcem ze styropianowego opakowania – w końcu też tworzywa sztucznego. Mógłbym tak ciągnąć jeszcze bardzo długo, ale zamilknę żeby tylko zauważyć na koniec ciekawostkę, jaką jest podwójnego rodzaju ortografia słowa na literę ‘p’, to znaczy plastik – w moim użyciu oraz plastyk – w użyciu Christophera (powyżej).
      Według Słownika PWN, „tworzywo to plastik lub plastyk. Obie nazwy są poprawne, ale druga jest dwuznaczna – oznacza także artystę.”

      Usuń
    4. Było by dobrze używać słowa plastik i plastyk nie zamiennie, ale w innych znaczeniach, pierwsze, jako tworzywo, a drugie w odniesieniu do sztuk plastycznych. Wtedy nie było by pomyłek. Rzeczywiście, plastik stał się dominującym materiałem produkcyjnych naszych czasów i nie da się tego łatwo zmienić, bo ludzie jeszcze sobie w pełni nie zdają sprawę ze szkodliwych skutków ubocznych. A tak jest, bo gołym okiem nie widać tego ogromu plastikowych cząsteczek zanieczyszczających atmosferę. Przypuszczam, że wielu ludzi w to nie wierzy. Bo trudno uwierzyć naukowcom na słowo. To trzeba zobaczyć. Sam nie jestem w stu procentach przekonany, że jest aż tak źle. Trudno to sobie wyobrazić, no chyba że naukowcy potrafili by to doświadczalnie zademonstrować. A tego nie wiem.

      Usuń
    5. Można by sobie dalej popuszczać wodzę fantazji i napisać science fiction powieść o Homo Plasticusie. Masz na to dobry pomysł. Pytanie tylko jak właściwości plastyku by się genetycznie dziedziczyło. Bo natura jest skłonna do somo oczyszczania przez odrodzenie w następnym pokoleniu znowu w czystej postaci.

      Usuń
    6. Zgoda w pełni co do rozdzielności ortograficznej znaczeń.
      Przykładem niech będą słowa: Bóg, Bug, i buk.
      Co do tego jak jest źle niech posłuźy znany mi doskonale z mojej dawnej pracy przykład szkodliwego działania siarki na tworzony elektrolitycznie nikiel. Już 6 części siarki na milion cząstek w elektrolicie sprawiało, że depozyt niklu stawał się kruchy w dalszej cieplnej obróbce.
      Jestem przekonany, że w wielu miejscach stężenie mikroplastiku w powietrzu, płynach i glebie jest wieksze niż 6 części na milion i ciagle rośnie. Fantazjując nieco, nietrudno sobie wyobrazić zastępowanie materii organicznej przez krzemionkę w procesie petryfikacji drewna. Może zatem z nami dzieje się to samo, tyle, że naszą tkankę powoli zastępuje plastik i za ileś tam pokoleń będzie na prawdę można przedstawić się obcemu słowami: Homo Plasticus, sum!

      Usuń
    7. Christopher, natura nie wraca do stanu dziewiczego poprzez samooczyszcznie się. Mamy dwa uzupełniające się mechanizmy ewolucji. Mechanizm oparty na DNA działa powoli, na przestrzeni wielu pokoleń i setek czy tysięcy lat. Procesy epigenetyczne zachodzą szybciej, pozwalając nam na elastyczne dostosowanie się do zmian zachodzących w środowisku. Istnieją związki chemiczne, które mogą włączać i wyłączać poszczególne geny, zmieniając ich wpływ na nas. Wydzielanie tych związków zależy m.in. od naszego stylu życia, a niektóre aktywują się, kiedy doświadczamy bardzo emocjonujących wydarzeń. Ich działanie może trwać od kilku miesięcy do nawet kilku pokoleń. Dlatego właśnie same geny nie określają naszego przeznaczenia. Bliźnięta jednojajowe to doskonały materiał do badań nad naturalnymi genetycznymi klonami - powstają z jednego zapłodnionego jajeczka, które po mniej więcej trzech dniach dzieli się na dwa, a oba zawierają identyczny zestaw genów. Nic więc dziwnego, że czasem trudno je rozróżnić - wyglądają, śmieją się podobnie. Ale okazuje się, że wystarczy spojrzeć uważniej, aby się przekonać, iż bliźnięta są bardzo różne - mają inny temperament, inne charaktery, zapadają na inne choroby...
      Czy taki łykany, wdychany, wchłaniany przez skórę plastic nie staje się przyczyną zmian organizmów następnych pokoleń?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA