KOKAETYLEN

 

V I N
MARIANI


For English version, please scroll down.


Wpadłem na moment do Gastro Obscura – takiej sobie sekcji podkastu Atlas Obskura, który oferuje „krótkie, codzienne świętowanie dziwnych i cudownych miejsc świata.” Czytam pierwsze zdanie i natychmiast łykam temat: wino w towarzystwie rządców dusz i świata, artystycznej ferajny, koronowanych głów, i jajogłowych. Chwytam szkło i nalewam C2H5OH, aromatyczne bordowe w kolorze. Apelacja, rocznik, winnica, winiarz, rodzaj grona – wszystko niezwykle ważne, ale golnę tylko troszeczkę, bowiem nadmiar gwarantuje wahania nastroju, stany lękowe, drażliwość, obojętność uczuciową, wybuchowość, apatię i brak energii, niezdolność do odczuwania przyjemności, zaburzenia koncentracji, zaburzenia pamięci, trudności w myśleniu abstrakcyjnym, zaburzenia w poczuciu odpowiedzialności i nieracjonalne postrzeganie rzeczywistości. To wszakże zaledwie podstawowe objawy psychiczne, do których przylega zestaw objawów fizycznych, takich jak drżenie mięśni, nadciśnienie tętnicze, nudności, wymioty, tachykardia, bezsenność lub zaburzenia snu, rozszerzenie źrenic, wzmożona potliwość, wysuszenie śluzówek, ból głowy, ogólne osłabienie i złe samopoczucie. Ale to nie wszystko, gdyż te objawy wymuszają na alkoholiku dostarczenie do organizmu kolejnej dawki alkoholu, który je złagodzi. 
OK, powiadam sobie, omineło mnie – umiar rządcą mego jestestwa! 
Czytam więc dalej, bowiem autor nęci inną używką, taką której potencji nie zaznałem -  dopowiadam, żeby nie było wątpliwości.

C17H21NO4 – kokaina
Jako substancja psychoaktywna wywołuje euforię, radość, zadowolenie, ustąpienie zmęczenia fizycznego i psychicznego, wyostrzenie percepcji, otwartości umysłu, wzmożoną samoocenę i pewność siebie, zwiększoną sprawność fizyczną i intelektualną, potrzebę kontaktu emocjonalnego z ludźmi, redukcję lęku społecznego i ogólny wzrost aktywności oraz podniecenie seksualne – pozytywne łał! - może jednak trzeba zacząć ćpać? Martwi jednak, że po wciągnięciu kreski pojawia się zahamowanie perystaltyki jelit i żołądka, rozszerzenie źrenic i wytrzeszcz gałek ocznych, przyspieszenie akcji serca i czynności oddechowych oraz wzrost ciśnienia krwi, zahamowanie wydzielania śliny, bezsenność i napady drgawkowe, a nawet sterotypie ruchowe. Oooo, to ostatnie poraża samym swoim brzmieniem, a co dopiero zaznać takiego sterotypia - zdecydowanie negatywne łał! Ejjjj, ta kokaina to taki dobry i zły glina – muszę znowu obejrzeć kika odcinków „Porucznika Columbo”. Wiem wiem, nie ma to nic wspólnego z tym o czym mowa – ot takie sobie asocjacyjne meandry spod kapelusza, ale przysięgam, nic nie tknąłem – cross my heart and hope to die . A jakby tak połączyć moce C2H5OH i C17H21NO4?
No i stało się! W 1863 roku, Korsykanin Mariani, po kilku latach kombinowania wypuścił na rynek wino wzmocnione kokainą.

C18H23NO4 – kokaetanol
Ubzdryngolonemu mocą dwóch używek – takie dwa w jednym – wątroba produkuje in vivo kokaetanol, substancję, której działanie euforyczne jest dłuższe niż kokainy i może ona pozostawać w organizmie przez kilka dni, a we włosach nawet przez szereg miesięcy.
Historię powstania i zastosowanie kokainowego wina pobrałem stąd i z przyjemnością ciskam nią w wasze strony, gdziekolwiek jesteście. Tak ciskam, bowiem nieco wypiłem, ale nienasycanego kokainą wina z Doliny Napa.


Prezydenci i papieże uwielbiali wino z kokainą.

Co łączy Ulyssesa Granta, Thomasa Edisona, królową Wiktorię, Henrika Ibsena, Julesa Verne'a i papieża Leona XIII? Wszyscy publicznie chwalili wino Vin Mariani z domieszką kokainy.

W 1859 roku włoski naukowiec, Paolo Mantegazza, opublikował artykuł na temat potencjalnych korzyści z mało zbadanej rośliny południowoamerykańskiej zwanej koka. Zainspirowany jego odkryciami, francuski chemik Angelo Mariani wynalazł silny tonik, czyli wino Bordeaux z dodatkiem dwudziestu jeden miligramów liści koki na 100 ml napitku. Zachwalał swój napój jako środek na poprawę trawienia, a także jako apertif, wzmacniacz energii i ogólną kurację, bezpieczną nawet dla dzieci (wystarczyło zmniejszyć o połowę standardową dzienną dawkę dwóch lub trzech szklanek).

Vin Mariani stało się rewelacją w Paryżu, a następnie rozeszło się po Europie i Stanach Zjednoczonych. Było to częściowo spowodowane agresywną kampanią marketingową Marianiego, która polegała na zleceniu zaprojektowania reklam słynnym artystom. Poparcie ze strony papieża również nie zaszkodziło: papież wręcz pochwalał skutki wzmacniania się winem tonikowym, „gdy modlitwa nie wystarczała”. Vin Mariani wychwalały tłumy celebrytów, a także prezydenci i lekarze. Magazyn Medical News z 1890 roku potwierdzał, że „żaden uznany preparat medyczny nie otrzymał silniejszego poparcia ze strony lekarzy”.

Nic dziwnego, że Vin Mariani miało swoich fanów. Chociaż spożycie doustne jest znacznie mniej uzależniające niż inne formy zażywania kokainy, to działanie napoju było bardzo silnie. Etanol w winie działał jako rozpuszczalnik, ekstrahując kokainę z liści koki. Kiedy kokaina i alkohol są wchłaniane razem, środki odurzające są metabolizowane w wątrobie i tworzy się trzeci związek chemiczny, zwany kokatylenem. Ta intensywnie psychoaktywna substancja jest bardziej euforyczna, silniejsza i bardziej toksyczna niż sama kokaina czy alkohol.

Ale imprezowanie musi się kiedyś skończyć. W 1906 roku Stany Zjednoczone poprzez ustawę Pure Food and Drug Act zaczęły egzekwować przepisy dotyczące etykietowania produktów. Ruchy na rzecz zakazu spożywania alkoholu zyskały na popularności, a niebezpieczeństwa związane z kokainą stały się powszechnie znane. Wszystko to ograniczyło podaż wina z koką na rynek. Na sprzedaż w Stanach Zjednoczonych została przygotowana wersja Vin Mariani bez koki, ale nie oferowała ona takiego samego pobudzającego działania jak konkurencyjny napój, który również był pierwotnie oparty na kokainie, czyli Coca-Cola.

Mariani walczył ze zmianami prawnymi prawie aż do swojej śmierci w 1914 roku - tego samego roku, w którym wojna przeciwko opiatom i koce oficjalnie rozpoczęła się wraz z ustawą Harrisona o podatku od narkotyków. Vin Mariani zniknęło z półek. W międzyczasie Coca-Cola nadal się rozwijała, oczywiście bez koki, aż stała się jedną z firm odnoszących największe sukcesy na świecie w produkcji napojów bezalkoholowych.

Wino przetrwało okres prohibicji; kokaina nie miała tyle szczęścia. Dobre Bordeaux możesz kupić w lokalnym sklepie z winami, ale Vin Mariani nie ma już w sprzedaży.

*********

P.S. 1.
Jak już popełniłem to co powyżej, podłubałem nieco w sieci i znalazłem dwie perełki na ten sam temat, o których nigdy pewnie nie dowiedziałbym się gdyby nie Gastro Obscura. 
Zachecam do lektury - nie przegrzewa bo czytanie krótkie ale treściwe.

1. Beatka                     2. Rekowski 

P.S. 2
Koka i kokaina to dwa byty ze wspólnym mianownikiem, ale dość odległe od siebie w w skutkach użycia.
Liście koki - świętej rośliny Inków, zawierają w 100 gramach 20 razy więcej wapnia niż mleko i więcej fosforu niż ryby, ułatwiąją pobieranie tlenu, wspomagają trawienie i pomagają pokonać chorobę wysokościową. Niestety, problemem tej wspaniałej rośliny jest jednoprocentowa zawartość kokainy w jej liściach. Dla Indian Ameryki Południowej były one darem bogów.
Krasnodrzew pospolity, koka, krzew kokainowy (Erythroxylum coca) wyrósł ponoć z ciała pewnej zabawowej dziewki, którą zabili kochankowie, ale sa i tacy, którzy twierdzą, że roślina była darem Matki Boskiej dla biednych Indian. Nie wiem co wy na to, ale ja nie umiem się zdecydować, która wersja jest prawdziwa. Wolę pierwszą, ale drugiej nie wykluczam, ot tak na wszelki wypadek...

_______________
Ilustracja: źródło



VIN  MARIANI

INTRO:
I dropped by the Gastro Obscura for a moment - a section of the Atlas Obscura podcast that offers a "short, daily celebration of strange and wonderful places in the world." After reading the first sentence I immediately swallowed the topic: wine in the company of the stewards of both the souls and the world, and artistic gangs, crowned heads, and eggheads. I grabbed the glass and poured C2H5OH, very aromatic, burgundy in color. Appeal, vintage, vineyard, winemaker, type of grapes - everything is extremely important, but I sip only a little, since the excess guarantees mood swings, anxiety, irritability, emotional indifference, explosiveness, apathy and lack of energy, inability to feel pleasure, impaired concentration, memory disturbances, difficulties in abstract thinking, disturbed sense of responsibility and irrational perception of reality. However, these are only the basic mental symptoms to which a set of physical symptoms adhere, such as muscle tremors, hypertension, nausea, vomiting, tachycardia, insomnia or sleep disturbances, pupil dilation, increased sweating, dry mucous membranes, headache, general weakness and malaise. But it is not everything, because these symptoms force the alcoholic to deliver another dose of alcohol to the body to alleviate them.

OK, I tell myself, I missed all that - moderation is the steward of my being! 

So, I read on, because the author tempts with a different stimulant, one whose potency I have not known.

C17H21NO4 - cocaine

As a psychoactive substance, which causes euphoria, joy, satisfaction, sharpening of perception, open-mindedness, increased physical and intellectual fitness, self-esteem, self-confidence, need for emotional contact with people, as well as the reduction of social anxiety and overall increase in activity including sexual arousal - wow, quite a positive WOW! - perhaps it is time to start "drawing the line"? However, what’s worrying, is that afterwards occurs inhibition of intestinal and gastric peristalsis, dilation of the pupils, and eyes bulging; later comes acceleration of heart rate and respiratory function as well as increased blood pressure, inhibition of salivation, insomnia and seizures, and even motor stereotypies appear. Ooh, the latter is shocking just with the way it sounds, let alone to experience such stereotypies - definitely negative wow! On a closer look, this cocaine acts like a good cop and a bad cop, isn't it – perhaps it's time to watch a few episodes of Lieutenant Columbo again. I know, I know, it has nothing to do with what we're talking about - just such associative meandering from under the hat..., and I swear, I didn't touch anything - cross my heart and hope to die . 

But, what if we combine the powers of C2H5OH and C17H21NO4?

And it happened! In 1863, the Corsican Mariani, after several years of trials, launched a wine fortified with cocaine.

C18H23NO4 – cocaethylene

Drunk as a skunk thanks to the power of two stimulants (sort of two-in-one), the liver produces cocaethylene in vivo, a substance whose euphoric effect lasts longer than that of cocaine, and it can remain in the body for several days, or even for several months in the hair.

I have downloaded the story of the origin and use of cocaine wine from here and I am happy to throw it at your side wherever you are. I admit, I drank a little; however, not any cocaine-infused wine, but a great zinfandel from the famous Mokelumne River Appellation near Lodi, California. 


PS 1.
As I have written the above, I searched a bit on the web and found two gems on the same topic that I would never have known if it weren't for the Gastro Obscura. 
I encourage you to read these texts - they will not overheat you thanks to being rather short; however, vey informative.

1.  Beatka                      2. Rekowski   For those two articles, please use the automatic translator.

 

PS 2
Coca and cocaine are two entities with a common denominator, but quite distant from each other in the sense of effects.
Coca leaves, an Inca sacred plant, contain 20 times more calcium per 100 grams than milk and more phosphorus than fish, facilitate oxygen uptake, aid digestion and help to overcome altitude sickness. Unfortunately, the problem with this wonderful plant is the 1% cocaine content in its leaves. For the South American Indians, they were a gift from the gods.
Dwarf wood, in another words coca or coca bush (Erythroxylum coca) grew supposedly from the body of a playful girl who was killed by her lovers, but there are also those who claim that the plant was a gift from the Mother of God to poor Indians. I don't know what you think, but I can't decide which version is true. I prefer the first, but I don't exclude the second, just in case ...


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Absynt wspierał wszelkie formy sztuki, nie tylko poezję...
      Zawierał normalnie 60-75 procent alkoholu zioła, w tym bylicę piołun, anyżek i koper włoski. Lali go na kostkę cukru i pijącym objawiała się zielona wróżka, wobec czego kaci alkoholowi wyrugowali trunek z rynku na wiele, wiele lat - w bogobojnej Ameryce przede wszystkim - ale teraz jest dostępny bez problemu.

      Usuń
    2. Historia absyntu, hektolitrami pitego przez artystów maści wszelakiej w drugiej połowie XIX wieku, dla większości z nich skończyła się fatalnie, zważywszy, iż "elitarna grupka" zmagała się nie tylko ze skutkami ubocznymi taniego i toksycznego alkoholu, ale i z "francuską chorobą". Zaatakowany przez treponema pallidum w początkowej fazie odczuwał euforię, to jednak finiszował tragicznie, a przy jednoczesnym traktowaniu ciała absyntem zmiany postępowały w tempie presto prestissimo... :-(

      Usuń
    3. Dziękuję, Krzysztofie za dotknięcie tematu, którego nie byłam świadoma. Nie miałam pojęcia o istnieniu takiego trunku, aczkolwiek - przyznam się bez bicia i picia - chętnie bym go skosztowała. I widzisz, do czego doprowadza Twoje pisanie? :-D
      Serdeczności!
      Aneta

      Usuń
    4. Piekielnie mocny, ale fikuśny, absynt wziął się tutaj za bary z fortyfikowanym winem, no i doskonale. Sporo absyntowych detali znajduje sie tutaj:
      https://www.focus.pl/artykul/historia-absyntu-czyli-na-tropach-zielonej-muzy
      Aneto, spod znaku „Nieznajomej”, całe szczęście, że taki trunek jest niedostępny i nie będziesz mogła go spróbować. Napitek grozi zmianą głosu na bas-baryton, blaknięciem kolorów i trzęsawką ręki powieściopisarskiej...

      Usuń
  2. Jak zwykle "z pazurem"; pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy pierwszym czytaniu aż mnie zatrzęsło... "pisane pazurem"? W drugin czytaniu zauważyłem "z" i to zmieniło mój nastrój diametralnie: "pisane z Pazurą"... Jednak po chwili znowu mną wstrząsnęło - jak to z Pazurą? Przecież sam pisałem i mam świadka... ha-ha-ha...
      No i ile taki "pazur" może człowiekowi napsuć krwi!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA