WRÓG NIEZBĘDNY

WRÓG NIEZBĘDNY


Kilka dni temu, przegladajac ofertę polskiej telewizji, natkąłem się na zupełnie nowy program TVP Kultura pod nazwą „Powidoki filozoficzne”, a konkretnie, jego bodajże trzeci odcinek, poświęcony niemieckiemu filozofowi i teoretykowi prawa o nazwisku Carl Schmitt. Pomijając jego osiągnięcia na niwie naukowej, był to człowiek intrygujący wielotorowo, choć nie wyłącznie z powodu dubeltowego ożenku z Serbkami, ekskomuniki z powodu bigamii i ochotniczego uczestnictwa w pierwszej wojnie śwatowej. Explodował niczym supernowa w czerwcu 1933 roku jako członek NSDAP z miesięcznym stażem, kiedy to został mianowany przez Göringa na stanowisko radcy państwowego, a wkrótce potem poproszony także o prezesowanie Związkowi Prawników Narodowo-Socjalistycznych i objecie jednej z katedr Uniwersytetu Berlińskigo. Wystarczyłoby na niejeden życiorys, ale w przypadku zażartego katolika Schmitta, ważnym zajęciem było także: uzasadnianie na łamach redagowanej przezeń Gazety Prawników Niemieckich rządów Hitlera z punktu widzenia filozofii prawa, popieranie spopielania książek sprzecznych z narodowo-socjalistyczną doktryną oraz usprawiedliwianie morderstw politycznych jako aktów znajdujacych oparcie w najwyższych formach prawa administracyjnego. Ta masa obowiazków nie była dlań przeszkodą także w metodycznym oczyszczaniu niemieckiego prawa z „żydowskiego ducha”. Zabiegany Schmitt nie zauważył przeto jak po trzech latach brykania w zaszczytach po szczytach nazistowskiego establiszmentu nagle stał się oportunistą, antysemitą z pozoru i paskudnym katolikiem myślącym po heglowsku. Zjechał szybko i nisko, choć nie na sam dół, bowiem dobry Göring pozwolił mu utrzymać się na profesorskiej posadzie w uniwersytecie do końca wojny. Niestety, potem wpadł w ręce Amerykanów, którzy zapuszkowali go na rok czasu w obozie internowania. Kiedy wyszedł nikt go nie chciał, żadna uczelnia, bowiem w zażarty sposób odmawiał denazyfikacji. Za jakiś czas zahaczył się na chwilę w Hiszpanii, gdzie wcześniej wydał córkę za prawnika, frakistowskiego falagistę. Związki te zaowocowały „Teorią partyzanta” i teorią wojny, o której dyskutują: Barbara Schabowska (BS), TVP Kultura i filozof, Piotr Nowak (PN), profesor Uniwersytetu Białostockiego.

Carl Schmitt │ Powidoki filozoficzne │ TVP Kultura (VOD)

Wojna - wróg niezbędny


BS: O wrogu i wojnie dziś nie mówi się. Nie wypada bo żyjemy w czasach powszechnej szczęśliwości, pokoju, dobrobytu i przyjaźni. A jednak Carl Schmitt przypomina, że wróg jest podstawą politycznej jedności wspólnoty. Schmitt, to jeden z autorów Kronosa. Dziś porozmawiamy o pojęciu polityczności Carla Schmitta, wybitnego niemieckiego prawnika, konstytucjonalisty, który też przez wiele lat należał do NSDAP, a jednak jego dorobek w dziedzinie filozofii polityki, jest nie do przecenienia.
Czym jest państwo według Schmitta? Czy jest rosnącym organizmem, jest w stanie agonii, upadku? W którym momencie jest dzisiaj?
PN: Schmitt mówił o państwie jako deus mortalis, a więc Bóg śmiertelny, Bóg owszem, panujący, wszchmocny, wszechobecny, ale jednak śmiertelny. Na naszych oczach, powiada Schmitt, zdycha państwo, gnije rozkłada się. Widział w czasie rewolucji listopadowej to na własne oczy, widział jak to państwo się rozłazi, rozkłada. Państwo dla Schmitta, to przede wszystkim twór, który się łączy z terytorium bardzo silnie. To znaczy, państwo musi mieć silnie oznaczone granice terytorialne. No i w tym sensie, na przykład dzisiaj, kiedy granice pomiędzy państwami, zwłaszcza w Europie, one są bardzo płynne, Schengen w końcu.... jeżeli one nie działają, to i te państwa stają się poniekąd amorficzne. A więc upadłe, powiedziałby Schmitt. Podobnie jest z centrum takiego państwa. Dziś nie bardzo wiadomo gdzie to serce bije, kto państwem rządzi... rozmaite siły, których natury do końca nie rozumiemy, oddziałują na decyzje tych, którzy sprawują władzę w tym czy innym państwie, no i gdzie tu jest centrum tego państwa, nie wiadomo.
BS (2:27): Koncepcja Schmitta, bardzo logiczna, wyłożona wręcz z matematyczną precyzją, opiera się na specyficznym pojęciu polityczności. O ile moralność zasadza się na pojęciu dobra i zła, na czym zasadzałaby się ta polityczność Schmitta, na jakiej różnicy.
PN (2:44): Różnica moralna jest ukonstytuowana na tych dwóch wartościach, dobro i zło – one ją tworzą. Podobnie jest z różnicą estetyczną, która jest zbudowana na opozycji między brzydotą i pieknem, czy róznica gospodarcza w opozycji miedzy zyskiem i stratą. U Schmitta, róznica polityczna sprowadza się do różnicy między przyjacielem i wrogiem. Do wroga nigdy nie powinniśmy żywić żadnych osobistych animozji. Wróg jest zawsze wrogiem zbiorowym. To, co dla Schmitta istotne, to pewna konsolidacja jaką osiągamy w obliczu wroga. Ja pamiętam taką książkę Zebalda o wojnie powietrznej i literaturze... i mnie tam uderzyła jedna, bardzo frapująca, skąd innąd myśl, że Niemcy, kiedy przegrywały wojnę w zasadzie, w 1945 roku, myślelibyśmy że ich morale były bardzo osłabione. Nic podobnego... im naloty na miasta niemieckie były intensywniejsze, im większe straty po stronie ludności cywilnej były odnotowywane, tym naród niemiecki bardziej się konsolidował, był jedną pięścią, moglibyśmy powiedzieć. To co alianci chcieli osiągnąć, to znaczy osłabić morale niemieckiego społeczeństwa, to było kompletnie kontrproduktywne.
BS (4:21): Skoro podkreślamy tak to fundamentalne rozróżnienie, ostre cięcie na wroga i przyjaciela, musi to oznaczać, że żyjemy w świecie stałego konfliktu. To znaczy w świecie, w którym nie da się go zażegnać w sposób ostateczny.
PN (4:37): Ostateczne zażegnanie konfliktu politycznego nie wydaje się możliwe, ponieważ to osłabiłoby całą różnicę między wrogiem a przyjacielem, która jest jakby konstytutywna dla myślenia politycznego. Spróbujmy wyeliminować jeden z elementów tej różnicy, to sama różnica przestaje być czytelna. Jeżeli zakwestionujemy róznicę między wrogiem a przyjacielem, to przestaniemy rozumieć samych siebie; przestaniemy rozumieć własną formę istnienia, to znaczy nie będziemy wiedzieli co jest obce, a co jest moje. Będziemy brać obce za to co moje i zarazem poprzez to co obce będziemy starać się zrozumieć nas samych – no to jest poplątanie kompletne. Liberałowie tego nie rozumieja... liberałowie twierdzą, że pokój, a więc taki stan bez wojny, zupełnie utopijny, można sobie kupić za pieniądze. Na to Schmitt nigdy by nie przystał. Ludzkość w swojej historii określała się zawsze poprzez dwie kategorie, poprzez kategorię walki i pracy. Od tego nie uciekniemy.
BS (5:44): A co z pacyfizmem, radykalnym pacyfizmem? Przecież można wydać wojnę przeciwko wojnie. Do tego właśnie sprowadza się istota nagrody Nobla, która jest przyznawana wszystkim tym, którzy bezkompronisowo walczą o pokój.
PN (6:00): W świecie bez wojen nie ma ważnych wskazówek w którą stronę mamy spoglądać, czego bronić, co jest ważne. W świecie bez wojen nie ma za co umierać. Jeżeli w świecie bez wojen myślimy o husarii , to myślimy tylko ironicznie, a nawet prześmiewczo. W świecie bez wojen nie bedzie zrozumiała dla nas historia, nie będziemy w stanie zrozumieć za co nasi przodkowie oddawali życie. Będą to dla nas tematy całkowicie zagmatwane. Jeżeli wydamy wojnę wszystkim wojnom, taką wojnę ostateczną, jeżeli bedziemy chcieli pogrążyć przeciwnika, naszego wroga, naprzód będziemy go musieli zdehumanizować – to jest jakiś przerażający obraz jakiegoś insekta, którego należy rozdeptać. Takie insekty należy eliminować nawet nie za pomocą oddziałów wojskowych, tylko zwykłych policjantów i psychiatrów – pokazać, że to jest jakaś nienormalna narośl i temu się należy jakaś troska lekarska albo policyjna.
BS (7:12): Ofiara z życia, pisze Schmitt, jest czymś co mieści się z logice państwa, to znaczy państwo ochrania, więc wymaga, i to jest dla państwa tym co myślę więc jest...
PN (7:21): To jest obowiązek państwa; państwo nie ma obowiązku gwarantować wolności człowiekowi – ma gwarantować mu opiekę...
BS (7:35): No właśnie, ale co z pojeciem sprawiedliwości? Sprawiedliwość a wojna... Schmitt pisze też: „wojen nie prowadzi się w imię ideałów lub norm prawnych, ich sens polega na walce z prawdziwym wrogiem” – nie ma tu miejsca na sprawiedliwość.
PN (7:46): Sprawiedliwość w świecie działań efektywnych... ona nie może mieć miejsca. No, weźmy przykład sędziego, który wziął kredyt. Taki sędzia podlega przede wszystkim naciskowi ekonomicznemu. Ja nie spodziewam się, że nikt przy zdrowych zmysłach kto idzie do sądu, nie spodziewa się sprawiedliwego wyroku. Tak jest właśnie z takim sędzią – dla niego deską ratunku i jakąś alfą i omegą jest procedura, proceduralizm sprawiedliwości w sądzie, a więc w obszarze działań efektywnych sądu, i to samo jest na wojnie.
BS (8:24): Państwo światowe, z którym mamy chyba dziś do czynienia, nie jest dla Schmitta państwem. Przyzwyczailiśmy się nazywać je państwem, ale państwem nie jest, tak jak ludzkość dla Schmitta nie jest pojęciem politycznym. Dlatego ludzkość nie może prowadzić wojen, bo na planecie Ziemia nie ma wroga dla ludzkości. Czym w takim razie, zastanawia się Schmitt, byłoby to, ta wspólnota światowa, która chciałaby mieć wpływ na przykład na kulturę? Mówi Schmitt, że jest to rodzaj stowarzyszenia producentów – konsumentów. Pytanie jest oczywiście o wolność takich obywateli, do czego ona się sprowadza? Prawdopodobnie do konsumowania i wydalania, ale ta odpowiedź, mówi Schmitt, zależna jest od przyjętej antropologii. To jest ciekawe u Schmitta, że cała polityka opiera się na konkretnej wizji człowieka. No a wiara, liberalna wiara w dobrą naturę człowieka u Schmitta nie rymuje się... pisze tak: „radykalizm w walce z państwem rośnie proporcjonalnie do radykalizmu wiary w naturalną dobroć człowieka”. Liberałowie są naiwni zdaniem Schmitta?
PN (9:34): Człowiek w dzisiejszym świecie jest człowiekiem bardzo wielu lojalności. Niektórzy są zrzeszeni w klubach dla brydżystów, inni są fanami futbolu, jeszcze inni noszą togi – czy będą to profesorowie, czy to będą księża, czy to będą sędziowie. Rzecz w tym, że gdzieś to państwo, które scalało, nadawało sens, ono się rozprasza... te innstytucje państwowe, one nie są silne, państwo zostało sprowadzone do roli ciecia nocnego. W takim państwie myślenie polityczne jest czymś bardzo trudnym, a jednak o człowieku należy myśleć w kategoriach politycznych ponieważ jest bardzo niebezpieczny. Dostojewski powiedział w Notatkach z podziemia, że żyć tak przyjemnie w harmonicznym świecie to bardzo jest miło, ale połamać coś, to też jest bardzo przyjemnie. Więc to nie jest tak, że jak człowiekowi zapewnimy komfort istnienia, on się z tym pogodzi raz na zawsze; nie, on wcześniej czy później to popsuje – taką już ma naturę. Schmitt mówi o jakimś takim antropologicznym residue, które chrześcijanie nazywali grzechem pierworodnym, czy po prostu złem jakie człowiek gdzieś przechowuje w sobie i to jest niereformowalne w żaden sposób.
BS (11:06): Mało tego, on dodaje, że prawdziwe koncepcje polityczne, to są właśnie te, które opierają się na twierdzeniu o złu, radykalnym złu człowieka, albo przynajmniej jego kłopotliwości, problematyczności jego natury.
PN (11:16): Niech pani sobie wyobrazi myślicieli lewicowych, którzy by przyjeli takie założenie. Cały ten świat wartości lewicowych wówczas się rozpada. Schmitt jest głęboko religijnym myślicielem, jest teologiem politycznym, jest katolikiem. Dla niego myśl o jakimś zaklętym złu w człowieku jest czymś nieredukowalnym, powiedziałbym. I teraz, myśliciele lewicowi mówią, ale przecież wystarczy zreformować instytucje, wystarczy wyprostować to rosochate drzewo człowieczeństwa.
BS (11:54): ...drobna korekta...
PN (11:55): ...drobna, czy nie drobna korekta, można to zrobić. Przecież nikt nie jest naiwny. Jeżeli spróbujemy dokonać tej operacji na człowieku, to on sam nie przetrwa, to będziemy mieli do czynienia z innymi formami istnienia.
BS (12:09): Czy postęp, mierzony także dobrobytem nie oznacza, że dziś wojny są anachroniczne?
PN (12:15): Dziś tylko niewiele państw może sobie pozwolić na to żeby prowadzić wojny, ponieważ żeby prowadzić wojnę trzeba być do tego technologicznie przygotowanym, a to jest jak z medycyną, rzecz bardzo kosztowna, więc w stosunku do większości państw stosuje się działania policyjne, czy inaczej dyscyplinujące. To mogą być żołnierze, ale mogą też być instrumenty finansowe. Jest jeszcze coś takiego, czego powinniśmy na prawdę się bać, czyli broń masowej zagłady. Broń masowej zagłady, jak sama nazwa wskazuje, nie jest żadna bronią, ponieważ ona nie ma niczego bronić, może tylko unicestwić. To też jest, powiedziałbym, element jakiejś takiej gry politycznej, czy też element ułatwiający negocjacje polityczne, ale jako taka, to nie jest broń.
BS (13:09): Czego dzisiaj powinniśmy się najbardziej obawiać, i co powiedziałby Schmitt?
PN (13:12): Zawsze powinniśmy się obawiać najbardziej samych siebie. Nie powinniśmy się bać o siebie, ponieważ człowiek zawsze sobie poradzi, tylko samych siebie, takich jakimi jesteśmy, powinniśmy się obawiać tego jak bardzo jesteśmy ludźmi groźnymi, właśnie również dla samych siebie.

Komentarze

  1. Od dłuższego czasu zajmuje mnie myśl, że z liberalizmem jest coś nie tak, że powoli zamienia się w coś przerażającego i przeciwnego naturze. Na świecie żyję dostatecznie długo, by mieć jakieś porównanie. I zdaje się, że jesteśmy u progu, albo już tkwimy w poważnych kłopotach. Mam w domu słynne dziełko Schmitta "Lewiatan w teorii państwa Thomasa Hobbesa". Kiedyś je przekartkowałem, ale uznałem, że lektura nie dla mnie. Nie oglądam telewizji, więc do "Powidoków" pewnie nie dotarłbym. Tymczasem rzecz okazała się ważna i zawierająca niezwykle przekonujące wyjaśnienie dlaczego liberalizm musi zawieść i ostatecznie zawodzi. Wracam do Schmitta, a przy okazji polecam przeczytanie dwóch ważnych wypowiedzi dotyczących obecnego - i czego już ukryć nie da - śmiertelnie poważnego kryzysu:

    https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1776746,1,prof-marcin-krol-o-tym-ze-czeka-nas-koniec-starego-swiata.read

    https://consortiumnews.com/2019/01/31/liberal-elite-still-luring-us-towards-the-abyss/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA