KASTRACI

KASTRACI
tajemnice  anielskich  głosów

Aneta  Skarżyński


Senesino - włoski kastrat o głosie altowym


Felieton „Kastraci” ukazał się oryginalnie w QUALITY Magazine (3/2017).

Poprosiłem autorkę felietonu o kastratach o zgodę na wrzucenie jej frapującego tekstu do Studni, w której jest o wszystkim, z wyjątkiem byle czego. Rezultat mojej prośby jest taki, że możecie teraz zaczerpnąć poniżej, nie tyle raszkę* wody, ile solidną dawkę wiedzy o nie tak dawnych jeszcze praktykach, które rzadko bywają obecnie przedmiotem szeptanych na ucho nowinek towarzyskich.

Dziękując Anecie za umożliwienie mi zaproszenia na „spotkanie” z kastratami tych, którzy do mojej Studni czasami zaglądają, chciałbym przedstawić autorkę słowami, jakimi sama się często określa:

„Jestem śpiewaczką operową z powikłaniami malarskimi i literackimi skutkami ubocznymi – oto diagnoza mojego nieuleczalnego ze sztuki przypadku”.

Więcej o "nieuleczalności ze sztuki" Anety Skarżyński
dowiecie się z jej strony internetowej.


Piękno w sztuce
Ignacy Stanisław Witkiewicz przedstawił kiedyś interesujące stanowisko: „…o, jakież dziwne formy może przybierać szaleństwo ludzi zdrowych!” Twierdził ponadto, że „…od genialności do trywialności jest tylko jeden krok…”. Trudno obalić te poglądy, zwłaszcza gdy je wygłasza ktoś znający sprawę z autopsji. Nie zamierzamy wdawać się z tym gościem w polemiki, skoro sam Salvador Dali przyznał: „…Jedyną rzeczą, jakiej świat nigdy nie ma dość, jest przesada…”. Zgadzamy się? Chyba tak, bowiem przesada każe przesuwać granice możliwości, szczególnie w kwestii piękna w sztuce. Koronny dowód stanowią kastraci - barokowi celebryci i niekwestionowane gwiazdy scen operowych minionych wieków. Na ich przykładzie spełnia się również kolejna teza Salvadora Dali: „…piękno jest tylko sumą świadomości naszych zboczeń...”. A skoro mowa o dewiacji i pięknie, na myśl nasuwa się nam choćby Farinelli. Akurat Farinelli należał do grupy głosów najwyżej uprzywilejowanych. Jego diapazon obejmował trzy i pół oktawy. Na jednym oddechu wyśpiewywał frazy, pochody gamowe i pasaże, liczące do stu pięćdziesięciu nut!

Prawdziwy rekordzista
Otóż nie tylko on. W podobnych wyczynach śpiewaczych konkurowali ze sobą Senesino, Francesco Bernardi, Baldassare Ferri, Valentini, Nicolini, Bernadetti, Bononcini, Ciccolino, Bianchi, Campioli i wielu, naprawdę wielu innych. Spora grupka, bo licząca kilka tysięcy wokalistów, śpiewających sopranem lub altem. Podobno uchodzili za muzyczne fenomeny, a ludzie ich uwielbiali! No, nie wszyscy. Na przykład Jan Sebastian Bach ich zwyczajnie nie lubił. A narazili mu się głównie złą reputacją i moralnością, której Bach, jako człek głęboko wierzący, nie był w stanie zaakceptować. Georg Friedrich Haendel, mimo iż do świętych nie należał, również nie kochał kastratów. Aczkolwiek nauczył się z nimi współpracować. Z różnym skutkiem. Bywało dobrze, a innym razem gorzej. Z jednym bożyszczem tłumów nawet się ściął. Z kim?

Senesino
O co poszło Haendlowi i Senesino, jak myślicie? Ponoć, jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Jednakże nie w tym konkretnym przypadku, gdyż Haendel nie należał do najgorzej sytuowanych. Poszło o ambicję i uznanie. Śpiewakowi Senesino za kreowanie głównej roli w operze Rinaldo - autorstwa Haendla - wypłacono gażę o siedemset procent wyższą niż maestro za skomponowanie tego dzieła. I mistrz się zwyczajnie zirytował, by nie powiedzieć - zagotował. Po jakimś czasie wzajemna niechęć obu panów narosła i przerodziła się w otwartą wrogość. Po kolejnym sporze artystów, rozgniewany Senesino odszedł do konkurencyjnego teatru, zabierając ze sobą niemal wszystkich pozostałych wykonawców. Klin klinem. Kompozytor wypiął się na buntowników, ot co! Poszukał nowych głosów, zjeżdżając przy tym pół Europy. Poprzednich tryumfatorów scenicznych zastąpił nowymi. I tak gwiazdorami stawali się kolejno Antonio Bernacchi, który przejął schedę po czupurnym Senesino, kastrat niemieckiego pochodzenia – Gaetano Berenstadt, Antonio Baldi, Cusanino, wreszcie Caffarelli. Sporo ich, ponieważ Haendel szedł z nurtem czasu, a wręcz się poddał włoskiej modzie na kastratów. To z myślą o ich możliwościach wokalnych powołał do istnienia aż trzydzieści pięć oper. Pytanie: a ile dla kobiet? I tu dotykamy delikatnego problemu...

Prawo kobiet do śpiewu
Pod koniec XVI wieku Kościół zabronił płci pięknej teatralnych występów w całym Państwie Kościelnym. Warto zaznaczyć, iż na terenie Państwa Kościelnego działało trzysta scen operowych. Na marginesie dodam, że obecnie w Europie funkcjonuje 120 scen operowych. Są to dane na dzień 20 listopada 2016 r. Tak więc trzysta teatrów muzycznych z rozmachem działało w samym tylko Państwie Kościelnym, istniejącym do roku 1815. Opera w XVII i XVIII wieku przeżywała renesans popularności, a głodna sztuki publiczność żądała sopranów i altów. I dostarczono ich w postaci kastratów. Tym bardziej, że głosy te mogły się poszczycić wieloma atutami. Ponoć lepszymi od kobiecych. Głos kastrata charakteryzował się o wiele potężniejszym brzmieniem od kobiecego i jednocześnie delikatnością barwy. I dlatego w partiach wymagających anielskiego głosu obsadzano właśnie kastratów. Czasy baroku kierowały się odmiennymi i specyficznymi wartościami. Bycie znanym kastratem odnoszącym sukcesy poczytywano sobie za wielki zaszczyt. Poza tym, co istotne, panowało powszechne przeświadczenie, iż kastracja jest panaceum na niektóre choroby. Środkiem zapobiegawczym przeciwko podagrze, przepuklinie, obłąkaniu, epilepsji i rozpasaniu seksualnemu. Kościół aprobował wytyczne medyczne, a lekarze i inni specjaliści działający w dobrej wierze, nie podlegali karom Świętego Oficjum, np. ekskomunice. Czy nie dziwi nas, że kościół akceptował coś, co jednocześnie karał? Akceptował tylko w wyżej wymienionych i wyjątkowych przypadkach. Aha, jeszcze wtedy gdy kastracja stawała się koniecznością spowodowaną pogryzieniem, rzecz jasna w przyrodzenie. Pogryzienie przez dzikiego psa, świnię, łabędzia, konia, byka, krowę lub innego zwierza, tudzież człowieka. Co nie oznacza, że musieli się gryźć, tudzież dać pogryźć, choć i takie historie się z rzadka zdarzały. Najczęściej wymyślano te bajki na potrzebę sytuacji, aby usprawiedliwić czyn trzebienia – kastracji.

Kandydaci na kastratów
Kim byli kandydaci na kastratów? Małymi chłopcami. Najczęściej sierotami i podrzutkami pozostawionymi w klasztorach lub kościołach przez swych rodziców nędzarzy. Werbowano ich spośród najbiedniejszej warstwy społeczeństwa. Przerażające, prawda? Bieda, która siała spustoszenie, zbierała śmiertelne żniwo i rodzice nader często musieli stawać przed dylematem – pozwolić dziecku na śmierć głodową czy oddać swą pociechę za niewielką sumę pieniędzy w służbę muzyce. Słowem – kwitł handel własnymi dziećmi. Ci, co mieli więcej szczęścia zawierali kontrakt gwarantujący rodzinie tak zwaną rentę. Oczywiście po rozpoczęciu przez kastrata kariery. Co się działo z takim dzieckiem oddanym na służbę muzyce? Chłopiec pozostawał pod czujnym okiem kształcących go opiekunów, aż do osiągnięcia zadowalającego efektu wokalnego. W tym czasie podopiecznego poddawano zabiegowi kastracji w wieku ośmiu, maksymalnie dziewięciu lat. Prawni opiekunowie zapewniali mu byt, wikt i opierunek, wszechstronne wykształcenie. A gdy przeżył zabieg i dalej pomyślnie się rozwijał w sztuce – zyskiwał rozgłos i pozycję społeczną, o jakiej dotychczas nie śmiał pomarzyć.

Eunuch a kastrat
Kastrat był mężczyzną z chirurgicznie usuniętymi dwoma jądrami, lecz z zachowanym prąciem. Eunuchem zaś – mężczyzna pozbawiony wszystkich narządów płciowych, a więc prącia i jąder. Ten nie musiał posiadać żadnych specjalnych uzdolnień, choć dobrze, gdy je miał. Eunuchom powierzano opiekę nad królową i haremem. Z czasem stawali się zaufanymi władców, a nawet dochodzili do wysokich stanowisk na dworach egipskich, perskich, osmańskich i bizantyjskich. W starożytności w trzebieniu wyspecjalizowały się klasztory w Górnym Egipcie. I choć wówczas śmiertelność trzebionych sięgała ponad pięćdziesięciu procent, zapotrzebowanie na eunuchów, a potem w Europie w XVII wieku na kastratów wzrastało z roku na rok. Apogeum osiągnęło w dobie baroku. Rozkwit opery w Italii, Anglii, a potem w Niemczech i Portugalii spowodował, iż nie wyobrażano sobie świątyni muzyki bez wspaniałości wokalnych. Jakby nie patrzeć, kastraci dysponowali wieloma talentami, poza tymi oczywistymi. Weźmy pod lupę Giovanniego Bontepiego. Śpiewał, pisał dramaty muzyczne i libretta oper, dyrygował, komponował, ale również zdobył uznanie jako architekt, scenograf, teoretyk muzyki i poliglota. Biegle władał greką, łaciną, francuskim, niemieckim, włoskim. Nasz najbardziej znamy i lubiany Farinelli również pisał, komponował, osuszał bagna, hodował konie, angażował się w politykę, organizował spływy rzeczne, a nawet projektował statki. Ponadto, jako człowiek wielkoduszny i przejęty losem uboższych kolegów po fachu, zabiegał o polepszenie losu wszystkich muzyków. Czyż nie chwalebnie? Można tylko westchnąć. Jednego nie przeskoczył – kastrat nie mógł mieć normalnej rodziny. Tym niemniej zdarzały się wyjątki z reguły. Carlo Broschi, czyli Farinelli, usynowił swego bratanka, następnie ożenił go z pewną śliczną i młodą mieszkanką Bolonii, zapewniając ciągłość rodu. Uczynił go też spadkobiercą swego majątku, zobowiązując jednocześnie do przekazania nazwiska Broschi dzieciom zrodzonym z tego związku. A teraz przybliżmy szczęśliwy finał rodzinny u innego kastrata.

Filipo Finanzi
Finanzi po zakończeniu niezwykle udanej kariery scenicznej przeszedł na protestantyzm, został szanowanym obywatelem Hamburga. Nabył małą, wiejską posiadłość i zajął się nauczaniem muzyki. Wszelkie oznaki na niebie i ziemi wskazywały, iż podzieli los innych rzezańców. Jednak wtedy doszło do pewnego niefortunnego zdarzenia z zaskakująco szczęśliwym finałem. Otóż Finanzi doznał wypadku, w wyniku którego legł na łożu boleści z połamanymi kończynami. Gdy leżał całkowicie unieruchomiony, wpadł na pomysł, by poprosić o pomoc w codziennych czynnościach życzliwą kobiecinę, niejaką Gertrudę Steinmetz. Poczciwa Gertruda zgodziła się. Taka oferta okazała się korzystna dla ubogiej wdowy z licznym przychówkiem, której w dodatku nie starczało na kształcenie dzieci. I co zrobił Finanzi? Opłacił edukację? Lepiej. Sam się nią zajął! Po krótkim czasie wszyscy się ze sobą bardzo zżyli. W roku 1761 kastrat postanowił się oświadczyć, ku radości wdowy i jej dzieci. A dzięki przychylności swoich wpływowych niemieckich przyjaciół, którzy znając sprawę wstawili się u najwyższych władz kościelnych, Finanzi uzyskał upragnioną zgodę na oficjalne zawarcie związku małżeńskiego! Małżeństwo trwało czternaście lat. Finanzi przeżył wiele szczęśliwych chwil w otoczeniu żony i jej dzieci. Ta historia ma szczęśliwe zakończenie, ale musisz wiedzieć, że to jedna z bardzo nielicznych radosnych opowiastek. Kościół bowiem powszechnie odmawiał zgody. Słynny skandalista Caffarelli, czyli książę San Donato, został odprawiony z kwitkiem oraz zaleceniem „gruntowniejszej kastracji”. I nie pomogły sława, pieniądze oraz znajomości. Proceder kastracji, poza wyżej wymienionymi elementami składowymi, z pewnością obarczony był wieloma innymi skutkami u osób poddanych trzebieniu, na przykład zaburzeniami hormonalnymi, a co za tym idzie również fizycznymi i emocjonalnymi. Nie wszyscy kastraci posiedli zdolność tworzenia związków. Pomijam dysproporcjonalny rozwój szkieletu, jak na przykład niewspółmierne wydłużenie kończyn w stosunku do tułowia czy otyłość w późniejszych latach życia. Problemy hormonalne wpływały na kształtowanie się osobowości i spraw natury psychicznej. Kastratów często dotykały lęki, skłonności samobójcze, niedojrzałość emocjonalna wyrażająca się zazdrością, podejrzliwością, histerią, skandalicznym zachowaniem. A propos… Gaetano Maiorano, czyli Caffarelli zasłynął właśnie jako skandalista. Bardziej dał się poznać ze swych wyskoków i niekontrolowanych zachowań niż z osiągnięć scenicznych. A że los okazał się dla niego łaskaw, jak również dla Farinellego, nie doznał on wspomnianych zniekształceń cielesnych. Nie narzekał też na brak zainteresowania ze strony płci pięknej, co zresztą nagminnie wykorzystywał. Wieść gminna niesie, iż pewnego dnia Caffarelli przygruchał sobie żonę. Rzecz jasna nie swoją. Jak głosiły plotkarskie gazety, aby nie narazić się na wściekłość męża rogacza, musiał uciekać z wiecznego miasta Rzymu. Porzucił nieutuloną w smutku kochankę i czmychnął do San Donato. Aha, kończąc swą wieloletnią karierę obwołał się księciem San Donato. Dodam, iż nie był samozwańczym księciem. Tytuł nabył drogą kupna wraz z posiadłością. Wydawał bale i uczty, celebrując resztę swego życia. Bo i co mu lepszego pozostało? Innym też się wiodło nie najgorzej. Oczywiście, jeśli przyjąć hołdy składane przez publiczność oraz uwielbienie graniczące niejednokrotnie ze zbiorową histerią, olbrzymie majątki i bogactwo. A niektórzy kastraci dostawali jeszcze zgodę na zawarcie związku małżeńskiego i tym samym nie byli już skazani na samotną starość.

Koniec procederu
Kiedy skończyła się ta „epidemia kastracyjna”? Definitywnie dopiero w XX wieku. Dokładnie w roku 1922, wraz z odejściem ostatniego kastrata – Alessandro Moreschiego, zwanego Rzymskim Aniołem. Wtedy to trzebieńcy odpłynęli w otchłanie mrocznych dziejów opery.

* ***** * 
Więcej historii mrożących krew w żyłach w powieści PODRÓŻ NA OPERIONA autorstwa Anety Skarżyński (Amazon).

* ***** * 
Jeśli felieton Wam się podobał, nie podobał, nie czytaliście ale zrobicie to niebawem, proszę napiszcie kilka słów komentarza – autorce będzie miło, a i Studnia lubi być napełniona...

Post scriptum, czyli słowo ode mnie
„Polacy nie gęsi...” powiadał Rej, informując że nie musimy gęgać po łacinie bowiem język własny posiadamy. Nie musieliśmy też importować gotowych kastratów gdyż mieliśmy swoich. Piotr Polakowski, śpiewak kapeli jasnogórskiej, zachwycał swoim głosem na królewskich dworach. No ale to było przecież dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku, a na polskim tronie pierwszy kastrat siedział już 700 lat wcześniej... tak, tak, Gall Anonim nie zmyślił tego, że Mieszko II został wytrzebiony - Czesi załatwili go w 1031 roku.

Scena kastracji na miniaturze z XIII-wiecznego francuskiego kodeksu.
_____________________________________________
*raszka – drewniane naczynie do wyciągania wody ze studni
ilustracja cytowana za: http://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/11/27/kastrat-na-polskim-tronie-czy-synowi-boleslawa-chrobrego-naprawde-zmiazdzono-genitalia-18/2/

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA