NA POCZĄTKU BYŁA PRZYSZŁOŚĆ

NA  POCZĄTKU

BA PRZYSZŁOŚĆ

Homo Erectus - czaszka jednego z naszych ewolucyjnych przodków


Zaczynam cytatem z 24 maja 2015 roku w The Guardian Magazine :
„Jeśli ktoś z Czytelników jest w jakimś stopniu europejskiego pochodzenia, to jest również potomkiem Karola Wielkiego, władcy, który spłodził co najmniej 18 dzieci w zestawie licznych żon i konkubin. Masz dwoje rodziców, czworo dziadków, ośmioro pradziadków i tak dalej. Ale ta ekspansja przodków nie przenosi się nieustannie w przeszłość. Gdyby tak było Czytelniku, twoje drzewo genealogiczne, kiedy Karol Wielki był Le Grand Fromage (najważniejszą osobą), zawierałoby ponad miliard przodków - więcej ludzi niż wtedy żyło. Oznacza to, że rodowody zaczynają składać się w sobie kilka pokoleń wstecz i stają się mniej rozgałęzione, a bardziej podobne do sieci. W 2013 roku genetycy Peter Ralph i Graham Coop wykazali, że wszyscy Europejczycy pochodzą od dokładnie tych samych ludzi. Zasadniczo każdy żyjący w IX wieku, który zostawił potomków, jest przodkiem każdego żyjącego dziś Europejczyka.”
I dalej:
„Pochodzenie jest chaotyczne. Genetyka jest pogmatwana, ale potężna. Ludzie mają wady. Życie jest złożone. Każdy, kto mówi inaczej, coś sprzedaje. W mozaikach naszych genomów ukryta jest tajemna historia, ale pamiętaj o pustce. Jeśli chcesz wydać pieniądze na kogoś w białym fartuchu, który mówi ci, że jesteś potomkiem Wikingów, Saksonów lub Karola Wielkiego, pomóż sobie - ja, lub setki genetyków na całym świecie, wzruszymy ramionami i zrobimy to za darmo, a ty nie musisz nawet pluć do probówki.”

Cóż, w kontekście tego wszystkiego dodam, że jeśli wszyscy myślicie, że jesteście potomkami rodów królewskich, to nie ma w tym nic niezwykłego, bowiem wasi przyjaciele i wrogowie oraz wielu ludzi, o których nic nie wiecie, łącznie ze mną, też są. Należymy do wspólnego zestawu osobników, których przodkowie nosili na głowach korony – w zasadzie wszyscy, jak leci. Innymi słowy, urawniłowka, ale zapewniam was drodzy „równi pośród równych”, że jako podzbiór błękitnokrwistych czytelników tego blogu, jesteście jednak absolutnie wyjątkowi – gwarantuję!

Skoro tyle mamy już ustalone to spróbujmy jeszcze pogrzebać w nieco głębszej przeszłości rodzaju ludzkiego. Pomoże nam w tym Scotty Hendricks w opublikowanym na łamach portalu BIG THING artykule*:

DNA POCHODZĄCE OD NIEZNANEGO PRZODKA
ZNALEZIONO  U  WSPÓŁCZESNYCH  LUDZI
Nasze drzewo genealogiczne jest skomplikowane, a niektóre gałęzie są nadal nieoznaczone.

Współcześni ludzie są ostatnimi przedstawicielami rodzaju Homo. Chociaż udało nam się przetrwać jako jedynym z długiej listy kuzynów i genetycznych przodków, to ich dziedzictwo genetyczne żyje dzięki nam nadal. Badania wykazały, że wielu współczesnych ludzi może wywodzić swoje pochodzenie od neandertalczyków i denisowian.

Nowe badania sugerują, że DNA jeszcze starszego przodka żyje w nas i ma pewne zaskakujące implikacje dla życia seksualnego naszych starożytnych przodków.

Artykuł zatytułowany „Mapowanie przepływu genów między starożytnymi homininami poprzez wnioskowanie z uwzględnieniem demografii grafu rekombinacji przodków” został opublikowany w PLOS Genetics. Jego autorzy wykorzystali nową metodę statystyczną do analizy genomów dwóch neandertalczyków, denisowiana i dwóch współczesnych ludzi.

Metoda ta pozwoliła naukowcom określić, kiedy segmenty DNA osobnika X są wprowadzane do chromosomów osobnika Y. Zdarzenia te nazywane są „zdarzeniami rekombinacji” i można je użyć do ustalenia, kiedy określone geny znalazły się w naszym genomie, dostarczając dowodów na to, skąd pochodzą. Można byłoby to wykorzystać do ustalenia czy neandertalskie DNA zawierało geny pochodzące od innego przedludzkiego przodka, który następnie został nam przekazany. Ta metoda pozwoliłaby tego przodka zidentyfikować.

Analiza potwierdziła wcześniejsze badania, które wykazały, że współcześni ludzie krzyżowali się z neandertalczykami i denisowianami. Jednak analiza ta sugeruje, że część tych zdarzeń miała miejsce między 200 000 a 300 000 lat temu, czyli na długo przed tym, co sugerowały poprzednie prace. Wskazano również, że miało miejsce więcej przypadków krzyżowania się niż wcześniej przypuszczano.

Co najciekawsze, badacze zauważyli, że jeden procent DNA denisowian pochodzi od naszego jeszcze bardziej starożytnego przodka, a w genomie współczesnego człowieka nadal istnieje piętnaście procent genów, które ten przodek przekazał denisowianom.

Nie wiadomo dokładnie, kim on był, ale istnieją pewne wskazówki. Fakt, że oddzielił się około 1 000 000 lat temu od linii, która prowadziła do powstania współczesnych ludzi, jest obecnie najbardziej prawdopodobny. To skłoniło naukowców do zasugerowania, że potencjalnym kandydatem może być Homo erectus.

Pierwszym ludzkim przodkiem, który opuścił Afrykę był Homo Erectus - zmora wszystkich wykładowców, skupiających się na ewolucji człowieka i pierwotnym „brakującym ogniwie.” Homo erectus rozprzestrzenił się szeroko po całym starym świecie, a ich szczątki znaleziono od Hiszpanii po Jawę. Przypominali współczesnych ludzi, choć byli ciut niżsi. Jako pierwsi kontrolowali ogień, wytwarzali narzędzia, kreowali dzieła sztuki i prawdopodobnie komunikowali się prymitywnym językiem.

Należy powtórzyć, że chociaż Homo erectus jest prawdopodobnym źródłem tego starożytnego DNA, ostateczny werdykt wciąż nie istnieje. Aby mieć pewność, naukowcy musieliby zsekwencjonować jego genom.

Badanie ewolucji człowieka prowadzi nas bardzo dziwnymi drogami. Jest dla nas coraz bardziej jasne, że wszędzie tam, gdzie następowało współistnienie gatunków ludzkich, dochodziło do krzyżowania, i że przetrwała w nas do dziś znaczna część genetycznych pozostałości tych gatunków. Chociaż może to przeszkadzać tradycyjnemu poglądowi na ewolucję jako powolną wspinaczkę ku człowieczeństwu, będącego szczytowym osiągnięciem biologicznym, to dostarcza nam to bogatszego obrazu tego, kim jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy.

--------------

"Dokąd zmierzamy" brzmią ostatnie słowa artykułu Scotty Hendricksa...
Hmm, jak myślicie, dokąd?
Kto wie, niech cicho siedzi, a zaintrygowanych tym pytaniem zapraszam do transkryptu wypowiedzi  Michelle Thaller, zastępcy dyrektora ds. komunikacji naukowej NASA w Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda.

Dr Thaller, w wideo wypowiedzi*, uzupełniającej artykuł Hendricksa, zadaje sobie pytanie:

JAKI JEST NASTĘPNY ETAP LUDZKIEJ EWOLUCJI?

Jedno z najstarszych pytań, jakie ludzkość sobie zadaje, brzmi: jeśli we wszechświecie istnieje inne życie, to czy jest ono bardzo, bardzo różne od nas, czy też bardzo podobne? Badamy obecnie Układ Słoneczny w poszukiwaniu dowodów na istnienie życia na Marsie lub na lodowych księżycach Jowisza i Saturna, na poziomie drobnoustrojów, nawet jak bardzo małych jak bakterie. Pod lodami znajdują się oceany i nawet jeśli znaleźlibyśmy mikroba, myślę, że jedno z pierwszych pytań brzmiałoby: czy ma on coś w rodzaju DNA? Czy jest podobnie zbudowany tak, jak my, czy też jest to coś zupełnie innego, nawet na poziomie mikrobiologicznym? A potem bierzesz to pytanie i idziesz jeszcze dalej. Pytasz, jak wyglądaliby ci bardziej rozwinięci kosmici, ci obcy, z zaawansowanej cywilizacji? I to jest jedna z tych rzeczy, co do których doskonale zdaję sobie sprawę z ograniczeń ludzkiej wyobraźni. Einstein** powiedział, że „Wszechświat jest nie tylko dziwniejszy, niż sobie wyobrażamy, jest dziwniejszy, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.” Ludzie często mówią, no cóż, mamy jeden dowód na to, jak życie się zaczęło i jak życie może istnieć. Całkiem sensowny jest pogląd, że być może coś podobnego zaistniało też na innych planetach. Sądzę, że kiedy myślimy o cywilizacjach, o kosmitach, którzy są bardziej zaawansowani, to zakładamy że mogą mieć bardziej zaawansowane cywilizacje niż my. Rzeczą, której naprawdę nie mogę przestać rozważać, jest to, że wydaje mi się iż, definicja bycia człowiekiem bardzo się zmieni w następnym stuleciu. Myślę, że ludzie, sztuczna inteligencja i komputery zaczną się łączyć i faktycznie staną się nieco nie do odróżnienia od siebie. To nie jest scenariusz Terminatora, w którym SI przejmuje i niszczy wszystko. Na przykład mam znajomego, który ma implanty ślimakowe. Był całkowicie głuchy, a potem wszczepiono mu implanty ślimakowe. Chodziłam z nim na koncerty muzyki klasycznej. Pamiętam, że poszliśmy zobaczyć "Carmen" i łzy spływały mu po twarzy, kiedy słuchał "Carmen". Wie, że nie słyszy tak, jak słyszy człowiek. Do jego mózgu są wszczepione bezpośrednio przewody, które stymulują sekcję słuchową; dźwięk nigdy nie przechodzi przez ucho. Znajomy od czasu do czasu aktualizuje swoje oprogramowanie, a potem słyszy inaczej. Nagle dźwięki są inne i faktycznie słyszy różne zakresy w zależności od tego, jak zaktualizowano jego oprogramowanie. Ale zawsze przypomina mi, że tym co technologia uczyniła dla niego, to poczucie lepszego połączenia ze światem, i doznawania go bardziej emocjonalnie. Pamiętam, że ktoś miał ślepotę barw, ale w rzeczywistości miał słuchową wskazówkę dotyczącą koloru, co zmieniło w istotny sposób, w jak mózg tej osoby reagował. Iż implanty nadchodzą i będą tutaj wkrótce, to pewne. Skoro można wszczepiać ludziom sztuczne uszy, to po co słyszeć w zasięgu typowym dla człowieka, prawda? Dlaczego nie słyszeć w zasięgu słuchu psa, wieloryba lub ptaka, które mogą słyszeć znacznie wyższe i niżej stonowane częstotliwości niż my? To nadejdzie wkrótce. A następnie, skoro możemy poszerzyć zakres naszego widzenia, to po co ograniczać się do światła widzialnego? Dlaczego nie widzieć w zakresie promieniowania rentgenowskiego, światła ultrafioletowego i podczerwonego i wszystkiego, co tam jest? Myślę, że nie da się tego uniknąć. Obcy, których spotkamy, jeśli są od nas na wiele stuleci technologii bardziej zaawansowani, będą nie do odróżnienia od SI. Nie sądzę, żebyśmy szukali życia biologicznego. Myślę, że powinniśmy poświęcić więcej czasu na myślenie o tym, w jakim kierunku naprawdę będzie ewoluować życie. Być może, że biologiczna istota, którą jestem, była tylko pierwszym etapem ewolucji. Koniecznym, a może nawet pięknym, następnym krokiem w ewolucji będzie to, żebyśmy się ulepszyli i być może pewnego dnia całkowicie zaprojektowali nasze sztuczne ciała. Kiedy projektujesz własne ciało, aby pasowało do dowolnego otoczenia, to po co wyglądać jak człowiek? Może chcesz być kawałkiem folii, który rozciąga się na kilometry kwadratowe, aby faktycznie unosić się przy pomocy wiatru słonecznego i przemieszczać się po układach słonecznych. Może nie będziesz wyglądać jak człowiek. Może nie będziesz mieć nic takiego jak ludzkie życie. Nie jest to jednak straszny scenariusz science-fiction. Nie mówię, że zostaniemy opanowani i zniszczeni przez SI, ale nie wiem, jak poradzisz sobie z bardzo zaawansowanymi cywilizacjami, które przeszły na wyższy etap rozwoju. Myślę, że następnym etapem naszej ewolucji będzie najprawdopodobniej właśnie to. Raczej nie powinniśmy szukać w środowiskach takich jak Ziemia, w których być może zaczęło się życie, ale które prawdziwie rozwinięte cywilizacje dawno temu pozostawiły za sobą jako biologiczną konieczność. To bardzo interesujące, ale tak jak powiedziałam, jest ten facet z implantami ślimakowymi, nazywa się Michael. I on pyta: dlaczego zakładamy, że technologia będzie nas oddzielać od siebie i sprawi, że staniemy się mniej ludzcy? Przecież to może uczynić nas jeszcze bardziej ludzkimi.

No właśnie, może?
A jeśli tak, to KIM, CZYM albo KIMCZYM/CZYMKIM?
Oto jest pytanie!
Jeśli scenariusz naszkicowany w kilku słowach przez Michelle Thaller ma się spełnić, to na szczęście dla mnie dobiegnę końca dni moich w tym biologicznym tyglu, jaki służył mi od od kiedym zaistniał. I dobrze, bo przyzwyczaiłem się do tuptania po betonie bez hydraulicznego wspomagania, choć uległem poddając się monitorowaniu ilości kroków, rytmu serca, pomiaru pokonanego dystansu, spalonych kalorii, i ustalania reżimu wydatkowania energii na następny tydzień czy miesiąc. I to wszystko nawet nie tyle dzięki implantowi, co luźno obejmującemu mój nadgarstek urządzeniu dobrowolnie zakładanemu codziennie rano na rękę. W chwili szczerości wyznam wszakże, iż moje biologiczne jestestwo wspomagają także dwa różne, autentyczne implanty - jeden nawet o znaczeniu krytycznym; na szczęście oba bez możliwości zdalnego sterowania, które jak wiemy, i jak doktor Thaller dowodzi, zaczyna kwitnąć.
Zatem pytam, gdzie jest próg, za którym wiatr słoneczny stanie się demiurgiem istnienia i czy kilkukilometrowa płachta folii będzie miała zależne wyłącznie od własnej woli kosmiczne doznania orgazmiczne? Więcej pytań na razie nie ośmielę się zadać...
____________________________________________
* - tłumaczenie artykułu i transkrypt wypowiedzi wideo z tłumaczeniem: Krzysztof Onzol

** - nie jestem pewien, czy rzeczywiście jest to cytat z Einsteina, bowiem słowa te przypisywane są rzadziej jemu niż kilku innym tuzom intelektu i wiedzy; zachęcam do przeszukania zasobów Googl'a albo udanie się w poszukiwaniu prawdy do jakiejś przepastnej biblioteki uniwersyteckiej.

Komentarze

  1. Z tymi implantami słuchowymi to bardziej skomplikowane niż zasugerowano w artykule. Owszem, implanty, zwłaszcza te coraz nowocześniejsze, są wielkim osiagnięciem medycyny i informatyki, potrafią bardzo głęboko wejść w mózg. W dużym stopniu jednak trochę po omacku, bo sam mózg znamy nader słabo. Nie takie hup siup i do przodu. Są to mniej lub bardziej udane protezy. Pytanie jednak, czego protezy? Słuchu? Czy tylko dostarczania bodźców (dźwięków) do mózgu? Mózg musi się uczyć tych sztucznych bodźców. Pół biedy, gdy sobie coś przypomina, bo wcześniej słyszał. A i w takich przypadkach rehabilitacja może trwać lata i nie zawsze kończy się sukcesem, czyli przywróceniem rozumienia dźwięków, w szczególności mowy/języka. A co w przypadku, gdy wszczepia się implant do mózgu takiego, który nigdy nie słyszał?... Przy okazji takie nieoczywiste: bodźce słuchowe są odbierane ponoć w innej półkuli niż ta, która odpowiada za przyswajanie/kształtowanie języka. I drugie nieoczywiste: głusi czują muzykę, potrafią świetnie tańczyć, nawet ci głusi od urodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Pioter! Świetny komentarz! "Mózg musi się uczyć tych sztucznych bodźców. Pół biedy, gdy sobie coś przypomina, bo wcześniej słyszał." >>> No właśnie... A poza tym, jeśli mógłbym słyszeć w zasięgu słuchu wieloryba, to co z tego? Dźwięk jak dźwięk ale co on znaczy, o czym mówi, o ile coś znaczy...nieprawdaż?

      Usuń
    2. Jeśli byś słyszał w paśmie wieloryba, to byś pewnie był zirytowany i nawet nie wiedziałbyś, dlaczego :-)

      Usuń
    3. No właśnie, masz rację... wieloryb to stanowczo zły pomysł, ale zrozumieć szympansa albo gibona, to byłoby coś!

      Usuń
  2. Kilka dni temu (przypadek?) z telewizyjnego programu popularnonaukowego dowiedziałem się m.in., że co 200-tny osobnik, na tym okrągłym padole łez, jest potomkiem Dżingis Chana (ten to miał harem!), czyli że po ulicach mojej Bydgoszczy chodzi circa 2 tys. moich krewniaków, choć niektórzy się do tego nie przyznają (potomkowie Dżingis Chama?). A jak tam w Twoim LA? Dają się rozpoznawać? Tak, czy inaczej, nie zaimponujesz mi - potomkowi DC (jakoś tak na 0,5%, ale zawsze!) - sugestią, że genetycznie masz coś wspólnego z Karolem Wielkim i którąś z jego nałożnic!
    Dumny z pochodzenia. Pochodzę z dobrego domu. Publicznego...
    JZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, a nawet double WOW! Dzięki, wielkie dzięki za pyszny komentarz!
      Z "publicznego" powiadasz szanowny JZ - jestem pod wrażeniem. Skądinąd wszakże nie aż tak wielkim, bowiem pochodzenie przez dobór społeczny i posiadanie milionów kuzynów, z których co najmniej połowa pije tylko kumys, to nie może być frajda. A może może?

      Usuń
  3. Drogi Krzysztofie,
    niestety, dziennikarze w ostatnich czasach piszą raczej dla pieniędzy niż rzetelnej dyskusji. Sprawa genów Karola Wielkiego jest o tyle zabawna, że wielu mieszkańców Europy od czasów Kolumba wyjechało do Ameryki, a więc oprócz białych mulaci i metysi są także potomkami tegoż króla. Sformułowania w rodzaju "Genetyka jest niechlujna" świadczą raczej o autorach tych sformułowań niż o genetyce.
    Co do neandertalczyków i denisowian (zwanych także wschodnimi neandertalczykami) inni autorzy dowodzą, że praktycznie wszyscy ludzie na świecie mają ich geny (Chen L., Wolf A.B., Fu W., Li L., Akey J.M. 2020. Identifying and Interpreting Apparent Neanderthal Ancestry in African Individuals. Cell 180(4): 677-687), a więc są oni także naszymi przodkami.
    Jeśli chodzi o dziedziczenie genów wartom przeczytać książkę I. Stewarda "Figments of Reality: The Evolution of the Curious Mind", który przedstawił to rzeczowo.
    Natomiast tekst Michelle Thaller jest raczej pisarską fantazją niż logicznym rozumowaniem. Trudno to w sensowny sposób komentować. Autorzy tego rodzaju zapominają, że "projektujemy" nasz ciała od początku istnienia, ponieważ dobieramy sobie pożywienie oraz tryb życia, co także modyfikuje nasze ciała. Różnego rodzaju protezy były używane już w paleolicie (np. operacje czaszek, itp.), a więc problem implantów nie jest tylko przyszłością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Janie,
      Dziękuję za znakomity komentarz. Owszem z dziennikarzami tak bywa przez ostatnie 100+ lat. William Randolph Hearst zwykł opłacać chętnych do szybkiego zarobku, proponując im „przypadkowy” skok pod rozpędzoną dorożkę albo takież wypadnięcie za burtę statku wycieczkowego po zatoce San Francisco we wczesnych godzinach przedpołudniowych, żeby jego reporterzy zdążyli rzecz opisać z detalami i puścić w lokalnej popołudniówce. W kwestiach badań, nauki, odkryć, wynalazków, etc., jest nie inaczej. Adam Rutherford, autor nieszczęsnego wyrażenia „Genetyka jest niechlujna”, jest genetykiem i profesorem w UCL (Univwesity College London). Fraza ta w oryginale brzmi: “Genetics is messy, but powerful”. Może powinienem to przetłumaczyć jako „pogmatwana”, zamiast „niechlujna” – zamienię to w tekście za moment.
      Myślę też, że to co nazywasz „projektowaniem” naszych ciał przez wybór pozywienia i tryb życia, jest elementem naturalnego ewoluowania na podstawie ofery środowiskowej i cywilizacyjnej. Z kolei to o czym fantazjuje dr Thallelr w kontekście implantów, nasuwa mi na myśl fragment z „Powrotu z gwiazd” Stanislawa Lema, który 60 lat temu pisał: „Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektany – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację.”
      Czysta fantazja z roku 1961 stała się naszą codziennością, nieprawdaż? Implanty były, są i będą. Nie wiem czy otwieranie czaszek przez naszych paleolitycznych praojców nazwałbym protezowaniem, ale znane z późniejszych czasów protezy kończyn, a szczególnie protetyka dentystyczna są świetnie udokumentowane, poczynając od końca czwartego tysiąclecia p.n.e.

      Usuń
    2. W uzupełnieniu do "niechlujnej" vel "pogmatwanej" genetyki dodam, że "niechlujność" (ang: mess) w oryginalnym tekście odnosi się nie do dziedziny wiedzy ale do bałaganiarskich metod analitycznych i laboratoryjnych, firm oferujących szybki dowód na pochodzenie przysłowiowego Zenka czy Jolki. Ten sam autor, Adam Rutherford, napisał 15 października 2018 roku na portalu Scientific American co następuje: (sekcja komentarzy nie akceptuje linków - przepraszam)
      "There are two potential issues arising from the question of their results’ accuracy. The first is somewhat trivial: Has the sequencing been done well? In critiquing this business, it seems fair to assume the data generated is accurate. But there have been some bizarre cases of failure, such as the company that failed to identify the sample DNA as coming not from a human, but from a dog. One recent analysis found 40 percent of variants associated with specific diseases from “direct to consumer” (DTC) genetic tests were shown to be false positives when the raw data was reanalyzed.

      Assuming the tests are done accurately, some discrepancies can still arise from differences in the companies’ DNA databases. Almost every DTC genetic test does not sequence your entire genome, but instead looks at positions in your DNA that are known to be of interest. When I was tested by 23andMe, they proclaimed I do not carry a version of a gene that is associated strongly with red hair. Another ancestry company said I did. This merely reflects the fact one company was looking at different variants of the gene that code for ginger hair.

      If we assume the data generated is accurate, then the second question that arises is on the interpretation. And this is where it gets murky. Many of the positions of interest in your DNA are determined by experiments known as Genome Wide Association Studies, or GWAS (pronounced gee-woz). Take a bunch of people, as many as possible, that have a shared characteristic. This could be a disease, like cystic fibrosis (CF) or a normal trait, say, red hair. When you sequence all their genes, you look out for individual places in their DNA that are more similar within the test group than in another population. For CF, you would see a big spike in chromosome 7 because the majority of cases of CF are caused by a mutation in one gene. For redheads, you’d see 16 or 17 spikes very close to one another, because there are multiple variants in the same gene that all bestow ginger locks. But for complex traits like taste or ones relating to diet or exercise, dozens of variants will emerge, and all of them only offer a probability of a predisposition toward a certain behavior as a result of your DNA, as measured in a population. This even applies to something as seemingly straightforward as eye color: A gene variant that is associated with blue eyes is still only a probability that you will have blue eyes, and it is perfectly possible to have two blue-eyed genes and not have blue eyes.

      Usuń
    3. I dalej:
      Genetics is a probabilistic science, and there are no genes “for” anything in particular. I have severe reservations about the utility of genetic tests that indicate one individual’s propensity for certain conditions outside of a clinical setting; if you don’t have a PhD in genetics, these results can be misleading or even troubling. Even if, as I do, you carry a version of a gene which increases the probability of developing Alzheimer’s disease, most people with this variant do not develop the disorder, which is also profoundly influenced by many lifestyle choices and some blind luck. There is little a geneticist can tell you with this information that will outweigh standard lifestyle advice: Don’t smoke, eat a balanced diet, exercise regularly and wear sunscreen.

      When it comes to ancestry, DNA is very good at determining close family relations such as siblings or parents, and dozens of stories are emerging that reunite or identify lost close family members (or indeed criminals). For deeper family roots, these tests do not really tell you where your ancestors came from. They say where DNA like yours can be found on Earth today. By inference, we are to assume that significant proportions of our deep family came from those places. But to say that you are 20 percent Irish, 4 percent Native American or 12 percent Scandinavian is fun, trivial and has very little scientific meaning. We all have thousands of ancestors, and our family trees become matted webs as we go back in time, which means that before long, our ancestors become everyone’s ancestors. Humankind is fascinatingly closely related, and DNA will tell you little about your culture, history and identity."

      Usuń
    4. W kwestii implantów, rzecz całkiem nowa, z 8 lutego 2022 roku, pokazująca jakimi drogami zagadnienie to dzisiaj chadza: https://youtu.be/4wUADfnCMdc ...

      Usuń
  4. Krzysztof, Twoj artykul jak zawsze swietnie napisany. Tak jak i inni, ktorzy tez to tutaj napisali, dla mnie te idee o wbudowaniu Mechatroniki w teorie ewolucje to sa bzdurne mzonki. Implanty w tym momencie, i przez dlugi czas, beda kopiowac - bardzo slabo - nature; stad "restorative"... Problem z dodawaniem nieistniejacych w mozgu odczuc jest taki, ze tam nie ma na nie miejsca, bo mozg przez lata sie wyspecjalizowal w tym, co przez te lata bylo potrzebne. Mozna mozg przeprogramowac, ale z postepujacym wiekiem jest to coraz trudniejsze. Co ewentualnie mozna byloby robic, to stymulowac sztucznie takie zespoly (assemblies), ktore naturalnie nie sa stumulowane razem. Cos w rodzaju elektorniczneg narkotyku. Nie jestem pewien czy znalazloby sie wielu chetnych na takie experymenty, chociaz kto wie; LSD tez wynaleziono w zupelnie innych celach niz zostal masowo uzyty... Polkniecie pastylki jest jednak o wiele prostsze niz wszczepienie implantow. Nawet gdyby cos sie udalo zrobic interesujacego dla jakiegos wariata, to jak by to moglo zostac wlaczone w ewolucje poddaje tylko scenariusze jak z horroru - wszczepianie nowo-, and moze nawet nie-, narodzonym jakichs wstawek. Czy bylaby to ewolucja? Nie bardzo... Szczepimy dzieci masowo, wiec i jakies niezbedne - w jakis punkcie w przyszlosci - wstawki tez sobie mozna wyobrazic, ale to wciaz nie bylaby ewolucja. Tak wiec, zostaje przy opinii, ze to bzdurne mzonki o tej ewolucyjnej konwergencji natury i technologii... To nie zaprzecza nieprawdopodobnego postepu w budowaniu maszyn lepszych od nas na wielu polach; pewnie slyszles on Boston Dynamics (https://www.bostondynamics.com/ ).Wciaz, takie na przyklad roboty Amazona (https://youtu.be/IMPbKVb8y8s?t=183 , https://www.youtube.com/watch?v=8nKPC-WmLjU ) sa zachwycajace w tym, ze maja jeden fokus i sluza do nieprawdopodobnego postepu bez bycia aktorami w opowiadaniach SciFi... Pracowalem nad czyms takim z lokalnym producentem kontrolerow silnikow do robotow (https://www.a-m-c.com/), ale upierali sie przy instalacji tylko kilku najtanszych czujnikow i nieustawianiu jakichkolwiek markerow), wiec zadanie raczej bylo niemozliwe. Niemniej jednak, wyedukowalem tak gdzies z dwudziestu studentow, ktorzy bez problemow mogliby pracowac w firmach takich jak Amazon Robotics. Wiem o kilku, ktorzy pracuja dla Amazona, wlaczajac jedna z moich magistrantek, ktora jest w Amazon Machine Learning, tylko nie w robotach, ale w profilowaniu klientow (wspomniano o tym w jednym z filmikow Amazona).
    Wracajac do tematu, gdyby pani Thaller napisala on inzynierii genetycznej, to bysmy zmieniali spiewke. A to przyjdzie wczesniej czy pozniej (jestem pewien, ze Chiny, i im podobne "demokracje", juz nad tym pracuja), i to bedzie bezposrednia ingerencja w ewolucje... I wtedy uslyszymy spiew wielorybow ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jędrek,
      pyszny komentarz! Wielkie dzięki!
      Dodatkowo, zamiatam kapeluszem w podzięce za linki do niezwykle interesujących filmików.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA