SZAJBA

 

MANIACTWO
BEZPIECZEŃSTWA

SJP PWN


Zielona Góra, 4 marca, 2020 roku – dzień pierwszy   


Polski pacjent „Zero” z koronawirusem zameldował się w Szpitalu Uniwersyteckim. Wiadomość szleściła w mediach jakbyśmy załapali się do ucieczki z peletonu krajów zainfekowanych paskudem. Tymczasem w Państwie Środka chorował już jeden na 17500 Chińczyków – pedałowali na czele. Żeby stawić się Chińczykom, w Polsce musiałoby zachorować niemal 2200 obywateli. Powiało zgrozą!

Deutsche Welle donosi z trumiennym przerażeniem: „W ciągu kilku dni liczba zachorowań we Włoszech (60 milionów mieszkańców – mój dopisek) przekroczyła 100. Władze izolują całe miasta. [...] W Korei Południowej (58 milionów) liczba potwierdzonych infekcji przekroczyła już 600, co najmniej pięć osób zmarło. Niejasna jest jeszcze sytuacja w Iranie (83 milony) - do niedzieli zarejestrowano tam 40 zachorowań i osiem przypadków śmiertelnych.”  W świat idą także dramatyczne wiadomości i zdjęcia z Nowego Jorku...

Zielona Góra, 23 maja, 2021 roku – minęło 445 dni

Czyżby spełniała się Apokalipsa św. Jana?
Szatańskie hordy kowidowej zarazy atakują, ale hufce medyków opancerzają się, spuszczają przyłbice i żgają, tną wroga...
Czy ‘paskud’ został uwolniony z Czeluści po to by przegrać ostateczną walkę?
Czy rzeczywiście spełnia się zapowiedź Armagedonu?
Czy po to świat niemal wszędzie zastygł na rok żeby odbudować się jako miejsce gdzie żyją wyłącznie dobrzy ludzie, bez chorób, głodu, śmierci, płaczu i smutku?
Jan Hus, zanim go spalono krzyknął: o, sancta simplicitas!
Husytą nie jestem, ale wrzeszczę jak i on, o, sancta simplicitas!

Przecież Chiny są daleko za peletonem, na 98 miejscu wśród krajów dotkniętych przez paskuda – u nich, w liczbach, w zasadzie nic nie drgnęło; stosunek chorych do populacji zamarzł. Tymczasem gorsza sytuacja jest w Finlandii, Estonii, Słowenii, Bułgarii. W Holandii i Czechach, liczby bezwzględne chorych na COVID-19  są niemal 20 razy wyższe niż oficjalne dane podawane z Pekinu na temat Chin, a w Polsce jeden na 13 Polaków zaliczył już oficjalne spotkanie z koronowirusem.

Ameryka, przez ten rok z okładem, przejechała się na rollercoasterze lęków i ponurej wizji przyszłości bez koloru. Ale spojrzałem na tabelę śmiertelności w USA w okresie ostatnich 10 lat i natychmiast odleciałem w kierunku krainy maniaków bezpieczeństwa żeby im pogrozić (będzie o tym dużo więcej poniżej).

Tabela przedstawiała się następująco: (klik)

Rok

Zgony / 1000

2020

8,9

2019

8,8

2018

8,7

2017

8,6

2016

8,5

2015

8,4

2014

8,3

2013

8,2

2012

8,1

2011

8,1


W latach 1950-1976 współczynnik ten był zawsze wyższy niż wynik z roku 2020 -  wynosił spadkowo pomiędzy 9,5 i 9,0. W latach 1977-1991 był to wynik równy ubiegłorocznemu. Przez następne 21 lat trend był spadkowy, po czym przez kolejnych 8 lat ruszyła wędrówka w górę, ale blady strach spowił Amerykę i inne narody dopiero w tym ostatnim roku. W Anglii sytuacja przedstawia się też interesująco. Wedle danych za lata 1838-2020 zawsze było tam gorzej niż w roku 2020, z wyjątkiem lat 2004-2019, kiedy wskaźnik ten był lekko niższy. Innymi słowy, w Anglii na przestrzeni blisko dwóch wieków, tylko przez 15 lat było kapkę lepiej, aczkolwiek okres ten kurczy się do lat 10, jeśli weźmiemy pod uwagę współczynnik śmiertelności standaryzowany wiekiem.

Zatem, co do diabła się stało?

Dlaczego przyszło nam cierpieć z powodu maseczek, ograniczeń w przemieszczaniu się, zdalnego uczenia na wszystkich poziomach edukacji, odwołanych imprez lokalnych i światowej rangi, zamkniętych obiektów kultury i użyteczności publicznej, upadających biznesów, bezrobocia i niedowładu służb medycznych?

Kto do cholery nakarmił i napoił nas LĘKIEM?

Próbę odpowiedzi na to pytanie podjął David Eberhardt, psychiatra ze Sztokholmu. 
W wykładzie z kwietnia br., przedstawionym na konferencji TEDx i zatytułowanym „Syndrom maniaka bezpieczeństwa - Jak zapauzowanie świata prowadzi do katastrofy” (The Security Junkie Syndrome - How Pausing the World Leads to Catastrophe) mówił bez ogródek w czym leży problem i kogo winić.

Zapraszam do wysłuchania prezentacji w oryginale (klik), lub do poniższego tekstu, który jest transkryptem wykładu w moim tłumaczeniu.



W krainie maniaków bezpieczeństwa
David Eberhardt

Cześć, nazywam się David Eberhardt, jestem psychiatrą. Jestem starszym konsultantem i szefem personelu kliniki Prima Maria Addiction Care w Sztokholmie. Jako psychiatra pracuję od 1986 roku, a przez ostatnie 13 lat pracowałem w psychiatrycznej komisji pogotowia sztokholmskiego, w tym przez ostatnie pięć lat jako szef sztabu. Podsumowując, można powiedzieć, że całe swoje dorosłe życie spędziłem w psychiatrycznej izbie przyjęć, gdzie spotyka się ludzi, którzy przeszli traumę nie do pojęcia - ludzi, którzy stracili wszystkie dzieci, osoby które zostały zgwałcone, napadnięte albo torturowane. Jeśli pracujesz w pogotowiu psychiatrycznym, widziałeś wszystko lub prawie wszystko. Zwykle myślimy, że wydarzenia życiowe, przez które przeszliśmy, są przyczyną wielu naszych późniejszych problemów, ale jest to tylko częściowo prawdą. Pracując na psychiatrycznym oddziale ratunkowym, zauważysz że wiele osób szuka pomocy z zupełnie błahych powodów. Takich na przykład jak zazdrość wobec brata lub siostry, którzy dostawali ładniejsze prezenty świąteczne w dzieciństwie, a teraz czują się z tego powodu gorzej niż facet z sąsiedniego pokoju, który był torturowany. Jak się zastanowisz nad tym, to okaże się, że wcale nie jest to takie dziwne, ponieważ powody, dla których stajemy się takimi jakimi jesteśmy, są bardzo złożone.

Ma to związek zarówno z genetyką, jak i czynnikami środowiskowymi, ale większość czynników środowiskowych nie ma nic wspólnego z wychowaniem i rodzicielstwem lub zewnętrznymi urazami. Większość z nich jest czysto przypadkowa, ale to jak zarządzamy swoim życiem i jak reagujemy na zagrożenia i przeszkody w życiu, ma związek z naszymi oczekiwaniami wobec życia. Na te oczekiwania wpływa kultura, w której żyjemy przez ostatnie cztery lub pięć dziesięcioleci. Życie w zachodnim świecie jest obecnie wyjątkowo bezpieczne. Nie trzeba nawet cofać się o sto lat wstecz, aby zrozumieć, że ludziom w całej historii było naprawdę ciężko - wiedli krótkie, niebezpieczne i niesprawiedliwe życie. Całe ich istnienie było konsekwencją ponurej racji bytu, sprowadzającej się do przetrwania najlepiej przystosowanych osobników, toczących groteskową, bezsensowną walkę z naturą.

Z historycznego punktu widzenia, najlepszą strategią ewolucyjną naszych przodków zawsze było dążenie do poszukiwania i zapewnienia sobie jak największego bezpieczeństwa. W 2006 roku napisałem książkę „In the Land of the Security Junkies”. W swojej pracy klinicznej zauważyłem bowiem, że generacja zaczynająca się od pokolenia millenialsów, straciła w znacznym stopniu kontakt z naturą, co skłoniło ich do szukania pomocy psychiatrycznej w sprawach, które poprzednie pokolenia uważały za naturalne elementy życia.

Zauważyłem jednocześnie, że takie zachowawcze postępowanie wyjaśnia w znacznym stopniu reakcję społeczeństwa na to zjawisko. Widać to po tym, jak funkcjonowały instytucje oraz zasady prawne. Mimo że społeczeństwo stało się bezpieczniejsze i ostrożniejsze, wszyscy i wszędzie wciąż starają się chronić przed wszystkim, nawet przed tym wszystkim, czego żadne poprzednie pokolenie nie uważałoby za szkodliwe. Jeśli mieszkasz w wystarczająco bezpiecznym miejscu, będziesz miał wystarczająco dużo czasu, aby wziąć pod uwagę fakt, że w takim świecie wszystko jest potencjalnie niebezpieczne. Nie będzie miało znaczenia, że obiektywnie rzecz biorąc, świat nigdy nie był bezpieczniejszy, i że wskaźnik spodziewanej długości życia zbliża się coraz bardziej do 100 lat, niezależnie od tego, jak wiedziemy nasze życie. Nigdy nie możesz być za ostrożny, bowiem im większe masz bezpieczeństwo, tym więcej bezpieczeństwa szukasz.

Jeśli mieszkasz w nienaturalnym dla siebie środowisku, wszystko o czym czytasz, wszystko o czym słyszysz, może ci zaszkodzić. Lista potencjalnie niebezpiecznych rzeczy jest nieskończona, ponieważ samo życie jest niebezpieczne. To efekt tego, że ludzie nie są już częścią natury. Wszyscy wiemy, że śmiertelność wynosi 100 procent. Środków, które staramy się podjąć, aby zabezpieczyć się przed czymkolwiek co mogłoby się zdarzyć, nigdy nie może być zbyt wiele. W przesadnie bezpiecznym społeczeństwie musimy zadać sobie pytanie o to, jaki byłby idealny sposób na śmierć? Dużo o tym myślałem i sadzę, że mam odpowiedź na to pytanie.

W takim nadmiernie bezpiecznym społeczeństwie idealnym sposobem na śmierć byłby moment kiedy mając 95 lat więdniesz w domu dla osób starszych, bowiem twoje dzieci stały się tak stare, że wpadły w demencję i całkowicie o tobie zapomniały. Nie ma innego akceptowalnego sposobu na śmierć. Wszystko inne byłoby umieraniem bez sensu.

Istnieją dwa różne powody, dla których we współczesnym zachodnim świecie staliśmy się zbyt niechętni do podejmowania ryzyka. Jednym z nich jest zasada ostrożności, która mówi nam, że wszystko, co nie jest w 100% bezpieczne, najlepiej traktować jako niebezpieczne. Istnieją jednak problemy z tą strategią, przynajmniej jeśli posuwasz się za daleko. Zasada ostrożności w swojej skrajności prowadzi do stagnacji, ponieważ może kreować zupełnie nowe, nieoczekiwane niebezpieczeństwa i jest niezwykle kosztowna, co samo w sobie może również prowadzić do tych dwóch pierwszych skutków. Innym powodem naszej awersji do ryzyka jest to, że reagujemy na zdarzenia zamiast na racjonalne czynniki ryzyka. W analizie ryzyka widać, że ludzie mają skłonność do przesadnych reakcji na dwa rodzaje czynników ryzyka.

Uznajemy ryzyko za nadmierne, przyjmując że jeśli przewidywany rezultat nastąpi, to doprowadzi do pewnej śmierci. Uznajemy z
azwyczaj, za nadmierne także wtedy, gdy nie możemy kontrolować sytuacji.  Na przykład, ryzyko bycia częścią katastrofy lotniczej. Jeśli samolot się rozbije, prawdopodobnie zginiesz, a ponieważ normalnie nie pilotujesz samolotu, nie masz kontroli nad tą sytuacją. Z kolei, zabranie samochodu na lotnisko jest ponad 1000 razy bardziej niebezpieczne, a mimo to uznajemy jazdę samochodem za całkiem bezpieczną. Pochodzę ze Szwecji, kraju wiodącego na świecie, jeśli chodzi o zasady ostrożności. A jednak na to co wydarzyło się w 2020 roku, Szwecja początkowo zadziałała z podejściem leseferystycznym. podczas gdy reszta krajów świata w ramach zabezpieczania się przed skutkami COVID-19, konkurowała co do autorytarnych strategii zamykania krajów, prowadząc do globalnej pauzy, której nigdy wcześniej w historii nie zaznaliśmy, i której skutków absolutnie jeszcze nie widzimy w pełni. 

To było tak, jakby cały świat objęty został epidemią w pełnej skali, rodzaj globalnego zespołu paniki; a rok po tym, podobnie jak cała reszta świata, również Szwecja została zarażona lękiem. Niestety, fajna początkowa reakcja wydaje się nie mieć nic wspólnego z podejściem opartym na faktach. Zamiast tego wydawało się, że takie podejście było konieczne, wynikające z faktu, że pełna blokada byłaby i tak niemożliwa, gdyż żadna część kraju nie przygotowywała się od dziesięcioleci na jakąkolwiek katastrofę.

W rzeczywistości jest to symptom zaawansowanej postaci tego, co nazywam syndromem uzależnienia od bezpieczeństwa. Wydaje się, że powód niepodejmowania działań ma więcej wspólnego z brakiem odpowiedzialności, a mniej z racjonalnym myśleniem. Rząd nie był nawet w stanie przyjąć założenia, że naprawdę może się zdarzyć coś złego, więc nie zrobili nic - była to więc forma dylematu bezpieczeństwa. Można zatem argumentować, że reszta świata działała całkowicie logicznie i tylko Szwecja zrobiła wszystko źle. Nie można winić większości krajów za bierność. Czy nie jest normalną reakcją na śmiertelne zagrożenie, aby przygotować się do przeciwdziałania na nie? Jeśli społeczeństwo jest zagrożone, to wydawałoby się istotne, żeby podjąć szybkie działania. A więc, czy strategia globalnej blokady nie była zasadna?

Czy nie było konieczne, aby świat się zatrzymał? Powiedziałbym, że nie. Od początku pandemii przeprowadzono kilka badań, w których próbowano oszacować śmiertelność COVID-19. Według większości z nich, m.in. raportu WHO, napisanego przez Johna Ioannidisa, profesora epidemiologii na Uniwersytecie Stanforda, śmiertelność z powodu COVID-19 waha się między 0,15 a 0,25 procent. W przypadku osób w wieku poniżej 70 lat, śmiertelność wynosi od 0,03 do 0,04 procent. W porównaniu z grypą hiszpańską o śmiertelności 2,5%, która dotykała głównie dzieci i młodzież, średni wiek osób umierających z powodu COVID-19 wynosi 84 lata, przy czym średnia długość życia w Szwecji wynosi 82 lata. Dlatego ważne jest, aby zadać pytanie, czy umierasz z powodu COVID-19, czy raczej z COVIDem-19, zwłaszcza, że ogromna część osób starszych, które zmarły, cierpiała na kilka innych chorób zagrażających życiu. Wydaje się również, że strategie blokowania nie mają wpływu na wzrost zachorowań lub mają niewielki wpływ na wskaźniki śmiertelności.

Jedynymi czynnikami poza wiekiem, dla których wykazano istotny wpływ na liczbę zgonów na poziomie krajowym, są wskaźniki masy ciała (BMI) populacji i PKB kraju; im wyższe, tym więcej zgonów. Wskazuje to, że istotnymi czynnikami ryzyka są więc otyłość i wiek. Skoro wysokie PKB jest najprawdopodobniej skorelowane z obydwoma czynnikami, to dlaczego zamiast podawać liczbę zwiększonej śmiertelności, która jest jedynym istotnym miernikiem, media od ponad roku donoszą o globalnej ilości zgonów?

Może nie jest to takie dziwne, iż ludzie zaczynają myśleć, że jak zachorują, to z pewnością umrą. Ale przecież ludzie umierają cały czas. Ma to związek z faktem, że ludzie są śmiertelni. Jednak normalnie nie widzimy tego na co dzień w telewizji w godzinach największej oglądalności. Społeczeństwo nabiera poczucia, że wszystko wymyka się spod kontroli, co prowadzi do przesadnej oceny ryzyka. Jeśli każdego dnia podawana jest liczba zgonów, ludzie widzą zbliżającą się katastrofę i odpowiednio do tego reagują. Wywołuje to panikę i tak właśnie się stało. Cały świat zareagował na informacje o wydarzeniach, zamiast przeprowadzić odpowiednią analizę ryzyka. Rządy na całym świecie wprowadziły daleko idące blokady i godziny policyjne. Świat dokonał mimowolnego wyłączenia mocy, i im dłużej trwała pandemia, tym bardziej drakoniczne środki były przez rządy podejmowane. W dziwacznym konkursie sił, wszędzie tam, gdzie starano się pokazać potęgę władzy, narzucano coraz bardziej totalitarne ustawodawstwo - działania, które sprawiały wrażenie, że są czujni i silni.

Biorąc pod uwagę dane, wręcz kusi aby przypisać wiele działań podejmowanych przez różne rządy efektowi Dunninga-Krugera. Efekt Dunninga-Krugera jest błędem poznawczym, mówiącym o tym jak ignoranci przeceniają własne kompetencje i dlatego popełniają ogromne błędy. Twierdziłbym jednak, że nie może to być jedyne wyjaśnienie, ponieważ do paniki przyczyniło się wielu bardzo dobrze wykształconych ludzi, także epidemiologów, którzy oczywiście wiedzą najwięcej o epidemiologii.

Zjawisko to przypomina mi esej „Podstawowe prawa ludzkiej głupoty”, napisany w 1976 roku przez włoskiego historyka ekonomii, Carlo Chipolę. W tej małej perełce, Chipola opisuje pięć praw dotyczących głupców, które wyjaśniają wiele problemów społecznych. Zaczyna od twierdzenia, że liczba głupich ludzi nie jest skorelowana ani z poziomem wykształcenia, ani z inteligencją zdefiniowaną przez IQ. Wszędzie znajduje się głupich ludzi, nawet wśród laureatów Nagrody Nobla. To, co definiuje ludzi głupich, to to, że ich działania prowadzą do złych skutków dla nich samych, jak i dla innych ludzi. Szacowanie ponad miarę niebezpieczeństwa infekcji ze wskaźnikiem śmiertelności na poziomie około 0,2%, i jednocześnie ignorowanie ogromnie negatywnych skutków swoich działań, nie może być opisane w lepszy sposób. Widzimy całe pokolenie dzieci, które od ponad roku nie chodzą do szkoły. Widzimy ogromnie negatywne skutki gospodarcze dla przedsiębiorstw oraz bezrobocie i bankructwa jako konsekwencję, ale jak na razie, nie zaczęliśmy nawet dostrzegać pełnego zakresu ubocznych skutków psychicznych, jakie wywołuje to w społeczeństwie.

W książce „In the Land of the Security Junkies” zdefiniowałem syndrom, który nazwałem syndromem paniki narodowej. Aby cały kraj cierpiał na tę chorobę, muszą zaistnieć objawy paniki i zachowań unikowych. Im więcej objawów, tym ciężej.

Syndrom ten jest spowodowany, a w błędnym kole również prowadzi do tego, że ludzie są zbyt przestraszeni faktem, że mogą umrzeć. To sprawia, że populacja jest mniej gotowa i zdolna do rzeczywistego radzenia sobie. Ludzie mieszkający w krajach cierpiących na ogólnokrajowy syndrom paniki mogą łatwo rozwinąć syndrom kompletnego uzależnienienia od bezpieczeństwa, który charakteryzuje się poszukiwaniem sposobów zabezpieczania się na coraz większym poziomie. Mimo, że żyjemy w najbezpieczniejszych czasach w historii, to czujemy się coraz bardziej niepewnie, gdyż im bezpieczniej się czujesz, tym więcej rzeczy wydaje ci się przerażających.

Prawdziwe niebezpieczeństwa są dobrze zrozumiane, ale dla każdego prawdziwego niebezpieczeństwa, którego się pozbędziesz, pojawia się co najmniej 10 prawie tak samo niebezpiecznych rzeczy, które zostają podniesione do rangi faktycznych niebezpieczeństw. Efekt jest więc taki, że mamy coraz więcej rzeczy, których należy się bać. Kiedy będziesz się bać, prawdopodobniej staniesz się leniwy i na pewno będziesz zachowywał się jak tchórz. Ale co najważniejsze, stale bojąc się, będziesz bardzo łatwy do kontrolowania, co widzieliśmy podczas pandemii. Ogólnokrajowy syndrom paniki przekształcił się w globalne samookaleczenie, ale pamiętaj, że to wszystko jest w twojej głowie.

Aby społeczeństwo mogło wyzdrowieć, wszyscy musimy przestać zachowywać się niechętnie do podejmowania ryzyka. Zamiast tego musimy w racjonalny sposób zacząć kwestionować nasze lęki. Pamiętajmy, że średnia długość życia w zachodnim świecie wynosi znacznie ponad 80 lat. Prawdopodobieństwo śmierci z powodu infekcji, której śmiertelność wynosi około 0,2%, jest pomijalne, przynajmniej jeśli nie należysz do żadnej grupy wysokiego ryzyka. Jeśli nie, jeśli nie jesteś w tej grupie, ryzyko jest jeszcze mniejsze i cokolwiek robisz, pamiętaj, że życie nie polega na tym, aby żyć jak najdłużej, ale jak najlepiej. Jeśli żyjesz w strachu i izolacji, nie ma sensu żyć. Nie zamykaj się w sobie i nie pozwól innym robić tego tobie. Postaraj się wieść dobre życie w stosunkowo krótkim czasie, ponieważ jak powiedział kiedyś mędrzec, życie jest trudne, a potem umierasz - nie czyń go jeszcze trudniejszym!

Komentarze

  1. Dziękuję Ci Krzysztofie za ten post. Jest on bardzo ważny w ostatnim czasie. Nie od dziś wiemy jak ogromny wpływ ma stres na nasze zdrowie . To, że zaczęliśmy odchodzić od natury walcząc z czasem (nieakceptacja starości) spowodowało ogromne tąpnięcie.

    To co stało się ze światem mi osobiście dało wiele do myślenia.

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Krzysztofie, wielkie podziękowania za ten artykuł. Super, że ten temat poruszyłeś. Bardzo interesujący punkt widzenia, z którym osobiście zgadzam się. Oczywiście tę sprawę można jeszcze rozpatrywać od innych wielu stron, lecz wyjaśnienia od strony psychologii / psychiatrii wydają mi się bardzo utrafione. Zwłaszcza akapit mówiący od odejściu współczesnego przedstawiciela gatunku homo sapiens od natury. Kilka dni temu usłyszałam wypowiedź znajomego, iż stajemy się coraz bardziej humanoidalni i kierujemy się w stronę cyber-humanoidów. Gdy siedziałam z rozdziawioną buzią dokonał podsumowania: ta ostatnia forma ma szansę na przetrwanie tu na Ziemi. I co Ty na to, Krzysztofie? Bo ja zaniemówiłam. Oby do tego nie doszło za mojego życia :-)
    Co do ciągłego bezpieczeństwa, potrzeby przesadnego chronienia się, lęków itd... Po raz kolejny sprawdza mi się, że przeraża nas wcale nie to, co straszne, lecz nasze własne myśli na dany temat... Człowiek zalękniony nie podejmuje ryzyka. A przecież większość życiowych spraw bywa ryzykowna! I dobrze, bo trzeba żyć, warto ryzykować. Ryzyko jest nieodłączną częścią naszego ziemskiego doświadczenia.
    Pozdrawiam serdecznie! :-)
    Aneta

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA