WYCHODEK

WYCHODEK

From the original article/Z oryginalnego artykułu

For the original text in English, please go here.

Tak się dziwnie składa, że produkt końcowy układu trawiennego gościł tematycznie na stronach tego blogu już razy kilka. Nie mam bzika na tym punkcie, ale o dziwo, gdy przystępowałem do składania pierwszych zdań tekstu o najświeższych wydarzeniach w polityce amerykańskiej, jedynym desygnatem wrażeń jakie mną trzepały było ŁAJNO. Zachęcam mimo wszystko do przeczytania artykułu Ostatni bastion Trumpa, Israela Shamira z 9 stycznia, 2021 roku, opublikowanego w The Unz Review. Będzie o wirtualnym i realnym szambie, które w postaci pewnej statystyki rozlewa się kompletnie około połowy tekstu – zatem co najmniej tam trzeba dotrzeć... Koniecznie!!!



OSTATNI BASTION TRUMPA

ISRAEL SHAMIR

Prezydent Trump został zdecydowanie pobity, nawet jeśli nie sprawiedliwie i uczciwie. Nadzieje milionów amerykańskich wyborców zostały zgniecione i ugaszone. Saga Pomarańczowego Człowieka dobiegła końca. Zwycięzcy zastosowali gambit: poświęcili świętość i bezpieczeństwo Kapitolu, wpuścili intruzów, pozwolili im robić selfie w gabinecie Przewodniczącej Izby Reprezentantów, a następnie udawali przerażenie i oburzenie. Próby wzywania do klarownej jednoznaczności systemu elektorskiego zostały pozbawione tejże klarowności w czasie rzeczywistym, czyli kiedy ogromne tłumy rozproszono, elektorzy zostały zatwierdzeni, a wygrana Bidena została zapewniona, gdy jednoczesnie zwolenników Trumpa nazwano „krajowymi terrorystami”.

Donald Trump potępił ludzi, których osobiście wezwał do protestu. Jego bliscy sojusznicy polityczni wycofali swoje poparcie. W ciągu kilku godzin, a nawet minut ten podziwiany przez miliony władca świata stał się bezosobową postacią. I tak jak chłopiec, który opublikował nieprzyzwoite treści, został zbanowany przez Twittera i Facebooka. Czas pokaże, czy pójdzie do więzienia, o co modli się tak wielu Demokratów, ale wydaje się, że jego życie polityczne skończyło się, nawet jeśli jego idea będzie żyć.

Gra przeciwko prezydentowi Trumpowi została ustawiona od pierwszego dnia. Jego polecenia były ignorowane. Sądy, sędziowie, policja, cały system egzekwowania prawa byłi przeciwko niemu; jego decyzje były blokowane lub obalane, podczas gdy media wyśmiewały go, a opozycja nieustannie delegitymizowała. Został zablokowany nawet przez Fox News. Stany rządzone przez demokratów dostosowały swoje prawa tak, aby zapewnić wynik wyborów. Trump był postrzegany jako niekompetentny od samego początku swojej prezydentury do jej gorzkiego końca. Był trzymany na krótkiej smyczy przez wszechmocny Deep State, a kiedy próbował się uwolnić, pociągnęli za smycz.

6 stycznia w Waszyngtonie zebrała się masowa demonstracja poparcia dla Trumpa. Setki tysięcy Amerykanów przybyło do stolicy, aby domagać się sprawiedliwości, gdy oszustwo wyborcze stało się oczywiste. Mieli nadzieję, że republikanie odmówią zaświadczenia o oszustwie i powołają komisję, która sprawdzi i przeliczy głosy. Niektórym z protestujących udało się włamać do Kapitolu albo nawet zostali wpuszczen tam przez policję. Ta pokojowa akcja Occupy Capitol, skorzystanie z naturalnego prawa do protestu, spotkała się ze śmiertelnym ogniem, którego ofiarą padła a młoda protestująca kobieta z San Diego, Ashli Babbitt, zamordowana przez policję w cywilu. Republikańscy kongresmani zostali zastraszeni i się poddali. Potwierdzono zwycięstwo Bidena w walce o prezydencki fotel.

Przerażenie i oburzenie demokratycznych polityków oraz mediów były równie udawane, jak ich wiadomości. W ubiegłym roku wiele budynków rządowych zostało przejętych przez działaczy BLM sponsorowanych przez demokratów, ale w żadnym przypadku policja nie użyła śmiercionośnej broni, ani nawet nie wypędziła protestujących z budynków.

„Krótko po 20:00 w środę setki protestujących zebrało się przed zamkniętym wejściem do Kapitolu przy King Street, skandując:„ Wyważ drzwi! ” i „Strajk generalny! ”Chwilę później policja poddała kontrolę nad drzwiami od strony ulicy Stanowej (State Street) i pozwoliła tłumowi wejść do środka, dołączając do tysięcy, którzy już zgromadzili się na Kapitolu, by zaprotestować przeciwko głosowaniu. Strefa poza Salą Zgromadzeń Reprezentantów, którzy mmieli przyjąć uchwałę dzisiaj o 11 rano, był zatłoczony protestującymi skandującymi: „Nie wyjdziemy. Nie tym razem."…

Rzecznik Departamentu Administracji, Tim Donovan, powiedział, że chociaż protestujących zachęca się do opuszczenia budynku, nikt nie zostanie siłą usunięty… Burmistrz Dave Cieslewicz powiedział, że poinstruował… Szefa policji, Noble Wray’a, aby nie pozwalał swoim funkcjonariuszom brać udziału w usuwaniu demonstrantów z budynku.”

Tak stało się w Madison w stanie Wisconsin w marcu 2011 roku, jak przypomniał nam Steve Sailer. Rzeczywiście, to było to tego oczekiwali protestujący. Niektórzy byli ubrani w ekstrawaganckie stroje, jak na paradę. Zachowywali się dobrze i spokojnie, w akceptowalnych granicach. To nie było powstanie – nawet nie próbowali przejąć Kongresu w jakimkolwiek sensie. Dla nich był to uczciwy i zabawny sposób na wyrażenie swojego oburzenia. Ale zagranie prawdziwych spiskowców miało na celu aby ich wrobić. Zamordowali nawet czterech protestujących, mając nadzieję, że protestanci odpowiedzą przemocą, ale na próżno.

Biali protestujący w Ameryce są wyjątkowo pokojowymi grupami; tak jak kilka lat temu Occupy Wall Street, protestujący na Kapitolu 6 stycznia byli nieśmiali i posłuszni jak owce. Z tego powodu wynaleziono BLM, ponieważ Murzyni są zdolni do gwałtownych zamieszek, w przeciwieństwie do zachowujacych się w dozwolonych ramach białych obywateli. To nie jest sprawa rasy: biali jak lilie Francuzi w żółtych kamizelkach i ukraińscy nacjonaliści ostro walczyli z policją. Ale biali z USA nie są skłonni do zamieszek, i tak jest od czasów wojny secesyjnej. Będąc obcokrajowcem, nie rozumiem, dlaczego Amerykanie chcą mieć broń, skoro nigdy jej nie używają, ale tak właśnie jest.

Zresztą na braku przemocy nic nie zyskali. Prezydent elekt Biden odmówił nawet nazywania ich protestantami: „Nie waż się nazywać ich protestującymi. Byli szalejącym tłumem, powstańcami, krajowymi terrorystami”. W rzeczywistości ta ostatnia nazwa powinna zostać zarezerwowana dla szabrowników autoryzowanych przez Deep State i ich braci na całym świecie, czy to w Hongkongu czy Mińsku, w Seattle czy w Portland.

Rosyjskie portale społecznościowe porównywały wydarzenia w Waszyngtonie z tymi majacymi miejsce bliżej domu i narzekały na „podwójne standardy”. Amerykańskie media nie wyraziły oburzenia, kiedy ich nominat Borys Jelcyn ostrzelał rosyjski parlament w 1993 roku. The New York Times i Departament Stanu zachęcali nacjonalistyczne hordy do szturmu na ukraińskie biura w 2014 roku. Wiwatowali opozycji w Mińsku, która przejęła parlament po nieudanych wyborach. Białoruscy protestujący twierdzili, że wyniki wyborów w ich kraju zostały sfałszowane, podobnie jak zwolennicy Trumpa w wyborach w USA, ale Biden nie nazwał ich „krajowymi terrorystami”. Właściwie prezydent Łukaszenko też tego nie zrobił: nazwał ich „protestującymi”, a ich brutalne demonstracje zostały rozproszone bez jednego wystrzału. W takich przypadkach Żydzi pytają „Jak można to porównać ?!”

Rosjanie porównali „próbę zamachu stanu” na Kapitolu z własnym, na w pół zainscenizowanym „zamachem stanu” z 1991 r., tą częściowo zaplanowaną prowokacją. W 1991 r. słabi organizatorzy zamachu stanu nie mogli zatrzymać Jelcyna i poddali się jak na zawołanie; fala oburzenia odsunęła od władzy Gorbaczowa i partię komunistyczną. Również na Kapitolu, jak widać na tym filmie przesłanym przez BBC, policja machała zachęcajaco „najeźdźcom”. Więcej filmów sugerujących udział policji Kapitolu w rzekomej prowokacji przedstawiono tutaj. Zaaranżowane oburzenie pozwoliło zwycięzcom ocenzurować i dokonać czystki wobec pokonanego Trumpa i jego zwolenników. Tak jak upadł ZSRR w sierpniu 1991 r., Ameryka Trumpa upadła w styczniu 2021 r., a do władzy doszły liberalne elity reprezentujące wielkie korporacje. Dokonano tego przez prowokację, ale zwykli ludzie popierający Trumpa byli naprawdę wściekli za kradzież wyborczą. Podobnie rok 1991 był prowokacją, ale zwykli obywatele Rosji byli wściekli na pierestrojkę Gorbaczowa, podczas gdy liberalne elity wykorzystały ją do rozbicia państwa radzieckiego i przekazania całego majątku swoim oligarchom.

Osoby dobrze znające historię odwołują się do pożaru Reichstagu z lutego 1933 r., czyli podpalenia wymyślonego przez sam nowo utworzony nazistowski rząd, aby zwrócić opinię publiczną przeciwko swoim przeciwnikom i móc przyjąć nadzwyczajne uprawnienia. Alternatywnie, inni badacze utrzymują, że nie ma dowodów na współudział nazistów w zbrodni, a Hitler po prostu wykorzystał niezależny czyn holenderskiego komunisty van der Lubbe. Pożar jest przedmiotem ciągłej debaty i badań, mówi Encycopaedia Britannica. Prawdopodobnie to samo zostanie powiedziane o „inwazji” Kapitolu, a badacze będą się spierać, czy zorganizowali ją dwulicowi sługusy Bidena, czy po prostu wykorzystali szczery protest Trumpowców.

Nie ma wątpliwości, że dla obiektywnego obserwatora wybory w 2020 r. były głęboko niesprawiedliwe. Nie będę czytelników niepokoić zbyt wieloma opublikowanymi szczegółami dotyczącymi wyników niemożliwych do uzyskania statystycznie, ale oto jeden przykład tego oszustwa. Miasto Detroit oddało 95% swoich głosów tandemowi Biden/Harris, liczba na którą Kim Jong-un spojrzałby z lekką zazdrością, podczas gdy Łukaszenko mruknąłby: „Jak to zrobić?” Jest wysoce prawdopodobne, że ten zadziwiający wynik został osiągnięty w następujący sposób.

Nota -- autor podaje w tym miejscu stosunkowo słabo czytelną tabelę z wynikami listopadowych wyborów w Detroit. Zatem, zamiast wizerunku tabeli podaję link do źródła, z którego korzystał autor. Jest to plik PDF przedstawiający komplet zatwierdzonych przez Radę Miasta Detroit wyników wyborów prezydenckich, stanowych i miejskich z 3 listopada, 2020 roku. Zachęcam gorąco do spojrzenia na ten oficjalny dokument. Cyfry są cyframi, niezależnie od języka, natomiast kategorie na jakie głosowano w dużym stopniu czytelne nawet dla nieznających języka angielskiego. Proszę zwrócić uwagę na przynależność partyjną i uzyskany wynik procentowy > 
DEM = Demokrata  oraz  REP = Republikanin.
Po stronie trzynastej są tylko kategorie, w których prznależność partyjna nie jest wykazywana.
Natomiast na tych pierwszych 13 stronach zwycięzcami w wyborach są osobnicy o niezwykłej popularności, kochani przez obywateli miasta Detroit na miarę 93-99% - wszyscy bez wyjątku są członkami PARTII DEMOKRATYCZNEJ.  
Pytanie --  jakie jest prawdopodobieństwo odniesienia we wszystkich 31 kategoriach zwycięstwa jednej partii nad konkurencją w stosunku 90grube+ procent do mizernych 2-3 procent? Są kategorie gdzie dwóch reprezentantów Partii Demokratycznej uzyskało po 45-46 procent głosów każdy... hmmm.
Cofnę się na moment do roku 1969 - jako student Wydziału Ekonomicznego Politechniki Szczecińskiej i członek Koła Naukowego Satystyków, byłem skierowany do Głównego Komitetu Wyborczego żeby pomagać przy zbieraniu danych napływających z Rejonów. Pamietam, że jak przyszedł wynik około 85% , to polecenie służbowe było żeby zweryfikować info i niezależnie od rezultatu weryfikacji , wpisać w protrokół jakieś 97,3 % albo i lepiej... Tak było, przysiegam... Z tych samych wyborów dane oficjalne, na poziomie państwowym były nastepujące:
Przykładowe wyniki na poszczególnych kandydatów
Władysław Gomułka w okręgu wyborczym nr 3 Warszawa-Praga – 99,44%
Józef Cyrankiewicz w okręgu wyborczym nr 4 w Krakowie – 94,00%
Ignacy Loga-Sowiński w okręgu wyborczym nr 6 w Łodzi – 96,86%
Marian Spychalski w okręgu wyborczym nr 7 w Poznaniu – 95,63%
Jerzy Hagmajer w okręgu wyborczym nr 10 w Ełku – 92,24%
Edward Gierek w okręgu wyborczym nr 27 w Sosnowcu – 99,78% 
Zatem, czyż nie jest szokująca zbieżność?

Jednocześnie autor przytacza postanowienie Rady Miasta Detroit, które determinuje kto może ubiegać się o licencję dystrybutora marihuany, mianowicie:

Certyfikowany kandydat z Detroit Legacy: 
Departament Praw Obywatelskich, Włączenia i Szans (CRIO) miasta Detroit rozpocznie certyfikację kandydatów z Detroit Legacy począwszy od 19 stycznia 2021 roku. Aby zakwalifikować się jako kandydat Detroit Legacy, osoba muszi obecnie mieszkać w Detroit i być w stanie udokumentować, że : 
Mieszkał w Detroit przez 15 z ostatnich 30 lat lub 
Mieszkał w Detroit przez 13 z ostatnich 30 lat i mają niskie dochody lub 
Mieszkał w Detroit przez 10 z ostatnich 30 lat i ma skazanie za marihuanę lub ma rodzica z wyrokiem marihuanę. 

Wracajmy do oryginalnego tekstu....

W Detroit Demokraci zlecili zbieranie kart do głosowania lokalnym handlarzom narkotyków, oferując im jako nagrodę - licencje biznesowe na rekreacyjną marihuanę. Posiadanie takich licencji jest jak posiadanie własnego bankomatu. Tutaj możesz przeczytać o ich dochodowości oraz o tym, jak bardzo przestępcy będą dążyć do ich zdobycia. Demokraci z Detroit zmienili lokalne przepisy zezwalające na sprzedaż marihuany w ich pięknym mieście (było to zabronione do listopada 2020 r.). Zmienili lokalne przepisy nakazujące wydawanie zezwoleń na marihuanę handlarzom narkotyków z wcześniejszymi wyrokami skazującymi za handel narkotykami. Pozwalniali baronów narkotykowych z więzień. Zmienili lokalne przepisy, aby umożliwić zbieranie kart do głosowania; to znaczy zbieranie głosów korespondencyjnych i pomoc przy wypełnianiu kart do głosowania. Następnie handlarze narkotyków chodzili po okolicy, zbierając pocztowe karty do głosowania i wypełniając je natychmiast, jeśli byli sumienni, lub po prostu wypełniali je w wolnym czasie, jeśli czuli się leniwi. Mieli do dyspozycji sędzinę, Cynthię Stephens , która samodzielnie zmieniła prawo wyborcze w Michigan, a następnie odrzuciła zarzuty Trumpa o oszustwie.

Tak, Virginia (stan), w wielu stanach amerykańskich doszło do oszustw wyborczych. Są przyzwyczajeni do hazardu; nie są zaskoczeni piękną ręką czterech asów, jak sugerował Mark Twain. Zwykle obie strony układają się po kolei i oszukują na zmianę. Tylko tym razem Trump przekonał wielu ludzi, że jest inaczej; że to ich ostatnia szansa.

Problem w tym, że Trump był kiepskim organizatorem. Mógłby wygrać wybory, gdyby udało mu się zapobiec takim formom ustawodawstwa jakie uprawia Cynthia Stephens, zakazać głosowania pocztowego, wymusić obowiązkowe legitymowanie się przy głosowaniu, zmobilizować swoich ludzi do kontroli wyborów. Ogromne zadanie, ale nie niemożliwe, kiedy walczy się z przeciwnikiem, który ma skłonność do oszukiwania. Mógłby nawet dokonać rewolucji 6 stycznia, wyznaczając odpowiednich ludzi do działania, tworząc rewolucyjną kwaterę główną, planując strategię przejęcia włądzy, ale nic takiego nie zrobił. Prawdopodobnie myślał, że Kongres dostrzeże ogromne tłumy i pozwoli na sprawdzenie wyników wyborów.

Zatem był tak naiwny, że wierzył, iż rewolucje po prostu dzieją się same, jak w filmach. No nie, to nie tak. Za każdą udaną rewolucją stoi wiele planów, sił zbrojnych gotowych do użycia broni, linii zaopatrzenia, logistyki, wsparcia medialnego i komunikacji. Trump nic z tego nie miał. Wystarczyło wyłączyć mu Twittera, aby stał się wygłupiony i głuchy.

Nie było próby zamachu stanu, jak słusznie stwierdził Tyler Durden : ”Trump nigdy nie miał koncentracji, bystrości organizacyjnej ani spójności ideologicznej, aby przeprowadzić bona fide "zamach stanu", więc wtargnięcie tłumu, które zostało szybko rozproszone przez uzbrojonych agentów państwa nie zmienia tego. Wkrótce po włamaniu na kapitol opublikował film instruujący swoich zwolenników, aby nie brali senatorów jako zakładników ani nie więzili Mike'a Pence'a, ale „wracali do domu”. Żadne frakcje rządu federalnego nie przyłączyły się do tłumu na rozkaz Trumpa, ponieważ nie zawracał sobie głowy wydaniem żadnego rozkazu. Cały ten epizod nigdy nie miał najmniejszej szansy na zapobieżenie certyfikacji Joe Bidena, a tym bardziej na obalenie rządu. To była tylko kolejna głupkowata szarada i w tym sensie, stosowny koniec prezydentury Trumpa ”.

Teorie spiskowe odegrały swoją rozczarowującą rolę w tej klęsce. Wielu trumpistów wierzyło w spiski QAnon i Kayfabe; opublikowali raporty o aresztowaniach złoczyńców, serwerach porwanych przez FBI, o Clintonowej i Bidenie czekających na surową sprawiedliwość za kratkami. Ta wiara rozbroiła ludzi, którzy w przeciwnym razie walczyliby o osiągnięcie tego właśnie rezultatu. Na tym polega problem ze spiskami: wyimaginowane spiski uniemożliwiają prawdziwe działanie.

Nie chcę jednak kończyć tego tekstu tak smutną i rozczarowującą nutą. Prezydent Trump był wspaniałym liderem. Udało mu się poprawić los amerykańskich robotników wbrew ogromnym szansom: po raz pierwszy od lat 70. ich dochody wzrosły w porównaniu z innymi klasami. Zatrzymał masową migrację do USA: legalna imigracja spadła do strużki. Unikał nowych wojen; próbował zawrzeć pokój z Rosją. Odmówił zbombardowania Iranu nawet w ostatnich dniach swojej prezydentury, chociaż niektórzy proizraelscy zwolennicy obiecali mu drugą kadencję, jeśli to zrobi.

Jego wielkim osiągnięciem była walka z szaleństwem dotyczącym koronawrusa. Był przeciwny blokadom, które mogą zniszczyć nasz świat do tego stopnia, że niewiele rzeczy przetrwa. Ostatni wielki władca Stanów Zjednoczonych, który nie nosił tchórzliwej maski, zostanie zapamiętany. Nie mógł pokonać potężnego kompleksu medycznego, FAGMA czy Mistrzów Dyskursu, ale próbował.

Dzień jego klęski, 6 stycznia, był Objawieniem Pańskim, czyli Pokłonem Trzech Króli, Trzech Mędrców, którzy przybyli, aby oddać cześć Jezusowi w jego jaskini. Była to również wigilia dla Kościoła wschodniego. To najciemniejsza pora roku; ale od teraz dzień będzie się zwiększał, a wraz z nim nasze nadzieje.

Z Israelem Shamirem można skontaktować się pod adresem adam@israelshamir.net

Komentarze

  1. Nie będę tu dyskutować z poglądami Krzysztofa, mimo że mam całkiem inne niż on. Za bardzo mi zależy bowiem na jego przyjaźni. Nasuwa mi się jednak pewna refleksja. W dzisiejszych społecznościach żyjemy mocno podzieleni, tworzymy oddzielne klany, wyznajemy różne zwalczające się "religie". Nie jesteśmy w stanie przekonać innych do poglądów "wyznawanych" w swoim klanie. Do uzasadnienia poglądów obowiązujących w tych klanach, do swoich racji można bowiem użyć faktów z wielkiej palety serwującej nam przez media, a w szczególności przez media społecznościowe. Nie zawsze jesteśmy jednak w stanie zweryfikować te fakty, często nawet i prawdziwe, ale nie zawsze miarodajne. Do każdych poglądów można dobrać odpowiednie fakty i wówczas te poglądy wydają się dobrze opisywać rzeczywistość. A skąd otrzymujemy te fakty? No właśnie z mediów społecznościowych, które podsuwają nam głównie te fakty i te poglądy, które chcielibyśmy usłyszeć (tak jak inżynierowi Mamoniowi podobają się te melodie, które już raz słyszał). Najczęściej więc każdy otrzymuje inne fakty. Media społecznościowe powodują zatem podziały w społeczeństwach, najpierw podziały te są niepozorne, ale z czasem skutkują powstaniem wrogich sobie "religii". Czy wyznawca kulistej Ziemi jest w stanie przekonać płaskoziemca do tego, że Ziemia jest kulista? Nie, i odwrotnie też nie. Każdy z nich ma swój zestaw argumentów otrzymanych z mediów społecznościowych, którymi stara się przekonać drugiego do swoich poglądów. Znamy niekończące się dyskusje o tym, kiedy zaczyna się człowiek. I doszliśmy do wspólnych wniosków? Nie ma szans. Wyznawcy "religii smoleńskiej" nie dadzą się przekonać, że to nie był zamach. Ci co oglądają określoną stację telewizyjną wiedzą lepiej i nikt ich nie przekona, że jest inaczej. Wyznawcy sfałszowanych wyborów prezydenckich w USA nigdy nie przyjmą argumentów drugiej strony, choćby ich przypiekali żywcem. I tak dalej, i tak dalej. Czy jest jakaś szansa, abyśmy się dogadali? Chyba raczej mała, masa krytyczna chyba już została przekroczona. Musielibyśmy zrezygnować z fejsbuków i innych tego typu wynalazków, przestać oglądać tylko "naszą" stację telewizyjną. Jeśli rozmowa nie schodzi na tematy polityczne, ludzie się ze sobą raczej dogadują. Może więc warto rozmawiać o przeczytanych książkach. Ja akurat jestem przy lekturze "Baśni o wężowym sercu" Radka Raka. Przeczytałem już około 1/3 i jestem pod dużym wrażeniem narracji, jaką rozwija autor. Wydawało mi się, że o Jakubie Szeli nie da się napisać czegoś w formie baśni, w której dzieją się rzeczy nadprzyrodzone. A jednak Radkowi Rakowi się to udało. Nie jest to jak widzę powieść historyczna, chociaż Jakub Szela i jego dziedzic Wiktor Bogusz są postaciami historycznymi. Urzeka mnie w tej książce galicyjski język sprzed ponad 150 lat i niesamowite baśniowe opisy czegoś, co się może wydarzyć tylko we śnie. Polecam gorąco tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał, znakomity komentarz - jestem zaszczycony. Dziekuję za słowa o przyjaźni i odwzajemniam tym samym.
    Co do dyskusji z moimi poglądami, jestem pewien, że kłonice nie poszłyby w ruch – jedyne czego nie zaakceptowałbym, to głębokie wycieczki osobiste na widelcu.
    Wedle mojej wiedzy historycznej, w życiu rodów, klanów, plemion, sąsiedztwa, etc., nigdy nie było czasów jednomyślności. Bracia mieli różne zapatrywania na schedę po ojcu, którego zamordowali, córki dla kasy lub wpływów wydawano za obwiesiów, zawierano pakty z niedawnym wrogiem przeciwko trzeciej sile, zdradzano się na potęgę po chwilowych pieszczotach z rosnącym w siłę książątkiem, dworskie koterie ziały i plwały na siebie, nierzadko uciekając się do pomocy kozika albo trutki. Za poglądy, przekonania, wiarę, brak wiary, etc. ludzi dyskredytowano, skazywano na banicje, wieszano, krzyżowano, spławiano na głębokich wodach, zmuszano do walki z innymi w arenach, palono na stosie. Dzisiejsze podziały, na jak powiadasz >> oddzielne klany, wyznające różne zwalczające się "religie"<<, są kontynuacją tradycji prania się po mordzie od zarania czasów, a zapewniam że po wsze czasy tak będzie. Różnica między kiedyś i dzisiaj polega na tym, iż 30 lat temu, i oczywiście kiedykolwiek wcześniej, walka na słowa, przekonania i argumenty odbywała się bezpośrednio i w małych gronach. Patrzyło się w oczy adwersarzowi, warczało, przeklinało, dostawało goraczki nie mogąc dotrzeć do przeciwnika i mówiło, OK, może następnym razem Cię przekonam, po czym po kielichu czy butelce szło się spać i rzecz pozostawała między uczestnikami starcia – nikt więcej albo prawie nikt więcej nie miał pojęcia o stoczonej bitwie na przekonania. Dzisiaj każdy cieć ma nieograniczoną liczbę słuchaczy jego bredni, no i sam słucha dowolnej ilości bredzących te same komunały – wie, że ma poparcie setek i tysięcy takich samych tępogłowych, więc nie zastanawiając się mówi ci, że jesteś głupi jak mu nie wierzysz. Przecież pani Zula z portalu Kwiczę i Ryczę jest wyrocznią - jej „religię” łykają tysiące, a to oznacza, że wie o czym ryczy i kwiczy, bo gdyby nie wiedziała, to nikt by jej nie słuchał.
    Tym co w Twojej wypowiedzi zdziwiło mnie, jest fakt zaliczenia mnie z definicji do grupy nieprzekonywalnych wyznaniowców poglądu zupełnie innego od Twoich poglądów. A na prawdę jesteś pewien, że różnimy się diametralnie w ocenie rzeczy, do których nawiązuje artykuł z moimi wtrętami? A co, jeśli puściłem to jako prowokację? Chyba mi się udało, bowiem od lat zbieram oceny od moich przyjaciół, znajomych, przypadkowych dyskutantów, a nawet od rodziny i z dumą oświadczam, że wachlarz opini na temat moich pogladów ma pełne spektrum, od skrajnego prawa po skrajne lewo, co mnie niezmiernie śmieszy, bowiem w mojej własnej ocenie siebie, jestem raczej konsekwentny, będąc od kilkudziesięciu lat zwolennikiem umiarkowanego konserwatyzmu.
    Kończąc ten przydługi tekst, powiem, że idea dyskusji o literaturze jest mi niezmiernie bliska, ale dodałbym film, muzykę, malarstwo, taniec, naturę i wiele innych – byłoby o czym rozmawiać bez końca.
    Z książek, polecam goraco zupełnie do niedawna nieznaną powieść Reymonta, pod tytułem „Bunt” – kompletny odpowiednik „Folwarku zwierząt” Orwella, tyle że napisany ponad dwadzieścia lat wcześniej. Znakomita rzecz, stary język i wielka głębia wiedzy o paskudztwie ludzkiej natury.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA