Lola


Lola  Montez

Krótka  historia



Miłość jest jak fajka, ktỏrą zapalamy w wieku lat 18-tu i zaciągamy się do 40-tki. Potem już tylko wymiatamy popioły. 
(Lola Montez)


Wieś Grange w powiecie Sligo, w północno-zachodniej Irlandii, nie wyróżnia się niczym szczególnym w okolicy, z wyjątkiem może tego, iż 21 września 1588 roku na pobliską plażę Streedagh wypłukanych zostało około 1100 ludzkich trupów. Wszystkie bez wyjątku pochodziły z trzech rozbitych galeonów Armady hiszpańskiej, które roztrzaskały się o rafę wyspy Dernish, nazywaną z tego powodu i od tamtych czasów po dzień dzisiejszy “Hiszpańską Skałą”. Spośród około dwóch setek tych, którym udało się wydostać na brzeg z morskiej kipieli w stanie jako tako żywym, połowę usiekła grasująca po wybrzeżu kawaleria angielska wespół z irlandzką. Kilku rozbitków złapano żywcem, po czym powieszono na belkach stropowych klasztoru Staad założonego przez Świętego Molaise’a jeszcze w VI wieku. Kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu szczęśliwcom udało się wszakże ujść z życiem. Potwierdzeniem tego ponad wszelką wątpliwość stały się wkrótce liczne narodziny kruczowłosych dzieci o alabastrowej skórze w środowisku typowo rudym i piegowatym.

Geny dające takie potomstwo przetrwały w okolicy przynajmniej do 17 lutego 1821 roku, kiedy to właśnie w Grange przyszła na świat Maria Dolores Eliza Rosanna, córka 14-letniej Elizy Oliver, osóbki poszukiwanej gończym słowem przez siostrzyczki z klasztoru, z którego uciekła wprost w objęcia 18-letniego porucznika armii angielskiej Edwarda Gilberta. Niektórzy znawcy przedmiotu utrzymują wszakże, iż dziecię poczęło się w łonie Elizy za sprawą lorda Carbery z West Cork, który w maju 1820 roku poczuł gwałtowny napływ krwi do swego żądła podczas składania zamówienia na kapelusz u młodocianej acz wielkookiej i zabójczo pięknej pomocnicy w warsztacie kapeluszniczym. Jeszcze inni dowodzą, choć bez przekonania, że miejscem gdzie Maria Dolores Eliza Rosanna ujrzała światło dzienne było miasto Limerick i na dodatek w roku 1818. Są to wszakże detale nie tak istotne, szczególnie, że 25 lat później mieniła się ona na przemian, raz nieślubną córką lorda Byrona, kiedy indziej zaś prawowitym dziecięciem Francisco Montesa, matadora z Sewilli. Z prawdą miało to tyle samo wspólnego co jej rzekomy udział w Powstaniu Listopadowym. Jak powszechnie bowiem wiadomo, niespełna dziesięcioletnie nimfomanki rodem z Irlandii stanowiły zasadniczy zrąb polskich sił zbrojnych znoszących się dzielnie, choć nieskutecznie, z 77-tysięczną armią carskiego generała Paskiewicza, ha, ha, ha.

Przez pierwsze lata dziewczę wzrastało w Indiach, dokąd służba pchnęła Edwarda. Tenże, niestety, długo nie pożył ze względu na cholerę – najpierw po prostu brała go ta przysłowiowa gdy patrzył na eskalujące wisusowstwo Marii Dolores Elizy Rosanny, a potem dopadł go bakcyl tej prawdziwej i szybko skończył jakieś półtora metra pod ziemią. Dwudziestojednoletnia wdowa Gilbert (de domo Oliver) wyszła dla dobra dziecka za wyższego rangą i zamożniejszego oficera Jej Królewskiej Mości, niejakiego Craigie, a córeczkę wysłała do Montrose w Szkocji, do rodziców przybranego ojca, usztywnionych i nie znających się na żartach prezbiterianów. Wkrótce potem młodociana Maria Dolores Eliza Rosanna przebiegła przez miasteczko na golasa, demolując ich prezbiteriańską reputację raz na zawsze, za co została karnie wysłana na pobieranie nauk do Paryża. Wyższe kursy kontynuowała potem w Bath, w hrabstwie Somerset, miejscowości słynnej już od czasów rzymskich ze swoich gorących źródeł, jedynych zresztą w Anglii. W źródłach owych maczała się wespół z nauczycielem muzyki, wieści o czym mocno zaniepokoiły mamusię w Indiach. Dla ratowania sytuacji pani Craigie, uprzednio Gilbert, wyruszyła do Bath z natychmiastową odsieczą. Jako oficerska małżonka podróż odbywała w towarzystwie eskortującego ją porucznika Tomasza Jamesa, niekoniecznie dżentelmena, z którym przeflirtowała całą drogę z Indii. Krótko po przywitaniu z mamunią, Maria Dolores Eliza Rosanna poczuwszy się wystarczająco uczoną, dorosłą i przewidującą, uciekła do Irlandii z onymże porucznikiem Jamesem aby zostać jego żoną. Akt ten nie miał nic ze złośliwości wobec mamusi, skontrował jedynie jej próby okiełznania wigoru 16-letniej panny przy pomocy knota małżeńskiego z 60-letnim sędzią sądu najwyższego, Abrahamem Lumley.

Nowożeńcy Jamesowie udali się następnie do Indii. Tomasz jak Tomasz, bardzo szybko i zgodnie z porzekadłem, choć w nieco innym sensie, okazał się niewierny i czmychnął w siną dal z żoną swojego kapitana. Oburzona i sponiewierana psychicznie Maria Dolores Eliza Rosanna James natychmiast odpłynęła do Anglii na pokładzie Larkinsa, którą to drogę z rozpaczy przetańczyła, i nie tylko, z kapitanem Lennoxem. James wniósł ochoczo pozew o rozwód z powodu oczywistej zdrady żony. Przed sądem naoczni świadkowie zeznawali, że drzwi do przyległych do siebie kajut okropnie myliły się zarówno Lennoxowi jak i pani James; głupia pokojówka, indycząc się perorowała, że osobiście widziała jak kapitan L. sznurował pozwanej fiszbiny i pomagał jej naciągać pończoszki, nie rozumiejąc zupełnie, iż jedynie odwrotny kierunek czynności byłby niezbitym dowodem zdrady. Z kolei zarządca Hotelu Imperial, pani Walters pieniła się przed sadem z oburzenia, że ci dwoje zajmowali tylko jeden pokój ale nie mogła przysiąc iż widziała ich razem w jednym łóżku. Niemal tak samo ciężkich dowodów przestępstwa dostarczyła pani Martin z zajazdu Pall Mall, w którym to kapitan L. wszedł do pokoju pani James o 9-tej rano a wyszedł nie wcześniej niż po 12-tej wieczorem, ba nawet zapłacił jej rachunek. Sędzia Sądu Konsytstorskiego, dr. Lushington, nie wahał się długo i w orzeczeniu swierdził autorytatywnie, że pozwana “jest winna zachowania, wobec którego nawet krokodyl zarumieniłby się”, po czym wydał swój wyrok.

Kapitan L. zniknął z horyzontu w krótkim czasie, więc Maria Dolores Eliza Rosanna z braku środków do życia postanowiła zostać aktorką co okazało się niewykonalne z braku talentu. Nie ubolewając wszakże długo nad krótkowzrocznością teatralnego establiszmentu, zdecydowała się skorzystać z sugestii leciwej i półślepej pani Stevens, która potrafiła w pełni docenić grację pani James w jej tańcach z Lennoxem. Z pomocą fizycznych walorów swojego ciała uzyskała 1000-funtowe poparcie ojczyma na wyjazd i studia taneczne w Hiszpanii. Zapoznawszy się z podstawowymi krokami flamenco wróciła do Londynu. Tam wielbiciele pląsów w osobach lordów Brougham i Malmesbury pomogli jej zmienić nazwisko na Lola Montez i zadebiutować “Tańcem tarantuli” na scenie Teatru Królewskiego w Londynie, skąd jeszcze przed ostatecznym opadnięciem kurtyny czmychnęła do Paryża aby zdystansować się całkowicie do gwizdów i nadlatujących w jej kierunku pomidorów. Nad Sekwaną, po studiach odbytych u mistrza baletowego przy Rue de Pelletier, ruszyła na scenę Opery Paryskiej aby w dniu premiery, 30 marca 1844 roku, przekonać się, że podobnie jak w Londynie, aplauz pomidorowo-gwizdany znanay był równie dobrze tamtejszej widowni. Nie pozostało Loli zatem nic innego jak srogie ukaranie niewdzięcznych wielbicieli tańca i baletu po obu stronach Kanału La Manche zabraniem swojego talentu znad Tamizy i Sekwany nad Newę i Wisłę.

W Petersburgu Lola doznała zaszczytu prywatnej audiencji za zamkniętymi drzwiami. Przypuszcza się, że grała z carem Mikołajem w kręgle i czytała Wergiliusza, za co otrzymała 1000 rubli, aczkolwiek nie ma pewności czy opuszczała pałac w pełni ukontentowana. Z faktu jej pośpiesznego wyjazdu do Warszawy można domniemywać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że raczej nie do końca. Wiadomo natomiast, że w Warszawie strzeliła pejczem carskiego oficera w gębę. Był to nie tyle akt deklaracji sympatii politycznej do zniewolonego narodu ile raczej odruch szczerego oburzenia na oficerską łapę, która w obecności licznego towarzystwa, zupełnie przypadkiem spoczęła na Lolinowym kolanie przy próbie okiełznania konia, na którym siedziała. Zwierzątko znarowiło się z lekka, choć nie ze strachu tylko przywiedzione do tego obcasikiem Loli w celu scentrowania spojrzeń i achów na jej osobie. Ponieważ za ten wyrafinowany akt nikt jej nie zaaresztował, pejcz stał się odtąd na całe lata jej wiernym pomocnikiem przy okiełznywaniu nie tyle ogierów co ich właścicieli. W tejże samej Warszawie namiestnik carski, sam gubernator Paskiewicz chciał ofiarować Loli jedną ze swoich najlepszych posiadłości ziemskich oraz niezłą górkę kosztowności w zamian za opiekę nad jego kanarkiem, ale nawet tak wielki majątek nie był w stanie zahamować u tancereczki odruchu mdłości na widok ludzkiego wcielenia ropuchy, więc odmówiła. Śmiertelnie urażony gubernator opłacił zatem kilku drani żeby obrzucili Lolę pomidorami i wygwizdali ze sceny teatru, w którym tańczyła swój przebojowy "Taniec tarantuli". Ten łajdacki atak Lola sparowała z łatwością i przechodząc do kontrofensywy, ogłosiła uwielbiającej ją polskiej publice, że awanturnicy na widowni są wynajętymi sługusami carskiego urzędasa, z którym współdziała sprzyjający Rosji dyro teatru. Publiczność zaczęła rozróbę w obronie Loli, przenosząc ją nawet na ulice Warszawy, a panem gubernatorem zajęły się przy pomocy parasolek damy jego życia czyli legalnie poślubiona małżonka i dotychczasowa kochanica numer jeden. Polecenie doprowadzenia Loli na Pawiak za uprawianie antycarskiej polityki i wzniecanie niepokojów społecznych nie powiodło się paskiewiczowej żandarmerii bowiem przed aresztowaniem uratował ją szarmancki konsul francuski, wywożąc krewką pląśnicę natychmiast i potajemnie za granicę.

W Dreźnie, już kilka dni po przyjeździe, wpadła w oko Frankowi Lisztowi, który porzucił dla niej na jakiś czas swoją konkubinę, hrabinę d’Agoult, i ich troje dzieci. Parę tygodni później, z okazji odsłonięcia pomnika Beethovena w Bonn, Franek zabrał ją na przyjęcie z udziałem wielkiej menażerii utytułowanych głów, z królową Wiktorią i księciem Albertem na czele. Tam wszakże Lola poczuła się do głębi dotknięta gdy zamiast wylizywać jej ucho, maestro Liszt adorował mały harem księżnych. Wskoczyła więc na stół i wykonała taniec pośród zastawy i parujących dań, wypinając się przy okazji na monarszą parę. Frankowi tego było dosyć więc w nocy uciekł z jej sypialni, po uprzednim zapłaceniu właścicielowi domu za roztrzaskane meble i inne zniszczenia jakich dokona Lola po odkryciu jego ucieczki. Według naocznych świadków Lola pastwiła się nad wystrojem pokoju przez całe 12 godzin, z czego wnioskować należy, iż F. Liszt musiał rzeczywiście być niezłym muzykiem.

Wykaraskawszy się szybko i o własnych siłach ze zmartwienia, Lola z pasją zajęła się paryskim żurnalistą, niejakim Dujarier, który wkrótce zmuszony był stanąć do pojedynku w obronie jej usmoruchanej czci i dał się zabić. Dujarier zanim ducha wyzionął, poznał Lolę z paru osobistościami z artystycznego kramiku, spośród których wyraźne zainteresowanie jej skórą przejawił Alek Dumas, a wedle dobrze poinformowanych choć nie koniecznie do końca sprawdzonych źródeł, Fredek Chopin także spoglądał na nią całkiem rozpalonym wzrokiem, i to wcale nie z powodu gorączki, jaka często mistrza nawiedzała. Zresztą, na widok Loli, pląsającej po pokojach skandalistki George Sand, wielu panom, w szczególności zaś Hugo Balzakowi i Lamartine, samą przyczyną natury unosiły się brwi i nie tylko, a salonowa starszyzna płci męskiej doznawała zbiorowych ataków ślinotoku. Z powodu rychło dostrzeżonej przez bulwarową prasę, szlachetnej w ofiarności acz niezupełnie altruistycznej w wyrazie, skłonności do obdarzania płatkami kwiatka swej kobiecości każdego spragnionego motylka, zaczęto Lolę nazywać  po prostu "Wielką Poziomicą". Próby zawrócenia Loli ze złej drogi za 15000 franków rocznie podjął się znany jej jeszcze z czasów dziewczęcych w Kalkucie, a bawiący wówczas w Paryżu, bengalski przedsiębiorca Dwarkanath Tagore, dziadziuś późniejszego literackiego noblisty Rabindranatha Tagore. O wpływie Loli poprzez lędźwie Dwarkanatha na poezję hinduska źródła wszakże milczą. Wiadomo natomiast z całą pewnością, iż w tym samym czasie pewien kochaś, po marnym występie, kicał w niezwykłym pośpiechu z jej pokoju z portkami dookoła kostek żeby ratować swoje mizernej jakości to-i-owo przed poczęstunkiem z ołowiu.

W 1846 roku tancerka Montez wyruszyła na podbój Królestwa Bawarii, które to zdobyć zamierzyła tanecznymi występami w Monachium. Niestety, po jednym z pierwszych przedstawień w miejscowym teatrze, dyrektor wywalił Lolę na zbity pysk bo jakoś nie mógł dopatrzyć się artyzmu w jej pląsach. Rozwścieczona Lola, będąc wciąż jeszcze w kostiumie teatralnym, wdarła się siłą do królewskiego pałacu, powaliła dwóch goryli przy drzwiach do królewskiej komnaty i zamaszystym krokiem podeszła do biurka monarchy aby zażądać interwencji. Starszawy i doświadczony król Ludwik obciął Lolę okiem znawcy od góry do dołu, po czym zapytał czy jej figura jest niezwykłym darem natury czy też po prostu zwyczajną mistyfikacją na potrzeby sceny. Lola długo nie czekając, chwyciła leżący na biurku otwieracz do listów i jednym cięciem rozchlastała front swojej kiecy. Z chwilą kiedy jej obfite “uszy” wypadły spod materii wprost pod królewski nos, Ludwik chwycił za pióro i podpisał natychmiastowe zwolnienie dyrektora teatru, a na następnej kartce wielki kontrakt dla Loli.

Ludwik, zanim się obejrzał, był już tak zakochany w tancereczce, że mianował ją hrabiną Landsfeld i baronową Rosenthal. Następnie skierował strumień pieniędzy na budowę baśniowego teatru ze szklanymi schodami i obwiesił go dziełami sztuki, które bezczelnie ale po królewsku pozabierał z publicznych galerii. Wtedy Lola rozpasała się do cna i zaczęła rządzić Bawarią. Na początek kazała Ludwikowi wyrzucić barona Abla - premiera i Jezuitę w jednej osobie. Premier Abel zaczął się oczywiście stawiać, więc Lola zaleciła Ludwikowi rozwiązanie gabinetu ministrów, co on ochoczo uczynił, doszczętnie rozanielony ubezwładniającym uściskiem jędrnych ud. Gabinet ministrów przemieniony został w Lolaministerium. Pani premier/minister, z zacięciem godnym klasowego polityka, rzucała w nieposłusznych petentów butelkami po szampanie, a najtwardszym elementom opozycji groziła otwarcie kozikiem. Arcyksiężna Austrii, Zofia, siostra Ludwika, krzyczała na braciszka za rozpustę zaś Jezuici, którym Ludwik poobcinał wszystko co się dało, siedzieli póki co cicho, ale za to niecnie knuli po kątach. Dla pewnego zrównoważenia perfidii owych potajemnych knowań, Lola kupiła sobie buldoga i wytresowała go w atakowaniu Jezuitów. Jednocześnie planowała szerokie reformy w dziedzinie nauczania wyższego, perorując szczególnie gorąco na rzecz sztuk wyzwolonych. Studenci uniwersytetu natychmiast podzielili się na dwa obozy. Jedni utworzyli grupę Alemania i praktycznie zamieszkali w jej pałacu, organizując dla swojej mocodawczyni orgie, przy których Messalinie rozwarłyby się szeroko nie tylko oczy. Druga grupa studentów, posłuszna swoim jezuickim profesorom, zaatakowała któregoś razu jej siedzibę po tym jak Lola poszczuła swojego umiłowanego buldoga na niejakiego profesora Dollingera, wichrzyciela i zajadłego krytyka ministerialnych decyzji zarówno baronowej Rosenthal jak i hrabiny Landsfeld. Policja musiała stanąć do obrony domu. Lola zaś spoglądając z balkonu na tłum, szydziła z warchołów, popijając szampana i polewając od czasu do czasu zapalone głowy złocistym trunkiem. Dla podrasowania zajebistości ubawu ciskała w nich również drogimi czekoladkami. W końcu zrzuciła im na łby swojego buldoga. Nadjechał Ludwik, który łaskawie został wpuszczony do środka. Gdy po paru godzinach w sążniście wymiętolonym królewskim przyodziewku wychodził na dziedziniec z zamiarem przemówienia tłumowi do rozsądku, tenże obrzucił go jakimś paskudztwem i zaczęła się trzydniowa bijatyka z policją - lud poszedł na barykady. Lola stała się więźniem we własnym domu. Zdesperowany Ludwik skazał ją w końcu na banicję, no bo jakże inaczej? Grupa Alemania utworzyła kordon wokół Loli i z poparciem pistoletów oraz rozbitych butelek uprowadziła samozwańczą głowę bawarskiego państwa w bezpieczne miejsce, to jest za granicę. Wkrótce potem, w przebraniu chłopki, wróciła do Monachium aby prosić Ludwika o zniesienie banicji, ale on już wtedy miał coraz mniej do powiedzenia w swoim kraju i odesłał ją w eskorcie do granicy, skąd udała się bodajże do Genewy, wprost w objęcia synka byłego premiera Anglii.

Ludwik separacji długo nie zdzierżył i w krótkich abcugach polecił Loli poddanie się egzorcyzmom w celu wypędzenia szatana. Lola poszła na to. Exorcysta zarządził dla niej więzienie i sok malinowy jako jedyne pożywienie. Jak już wychudła do granic wytrzymałości, a szatan wciąż jeszcze kręcił się w pobliżu, zwiała z więzienia i używając swojego tytułu hrabiny Landsfeld podróżowała po szerokim świecie na koszt Ludwika, wychodząc w międzyczasie za mąż za bogatego Anglika, porucznika Georga Heald'a.

Szczęście małżeńskie przeciągnęło się niewiele poza miesiąc miodowy. Lola błyskawicznie przepuściła wszystkie pieniądze Heald'a, co stało się przyczyną poważnych zgrzytów małżeńskich, nie jedyną wszakże, bowiem porucznika George'a wściekały w tym samym stopniu nadchodzące do niej miłosne poematy autorstwa Ludwika. Temu ostatniemu zrobiło się w międzyczasie trochę smutno 'ohne' Lola, szczególnie po tym jak Metternich zmusił go do abdykacji na rzecz syna Maksymiliana. Anglik miał dodatkowy powód do zadumy nad bezmiarem swojego nieszczęścia gdy jego ciocia Zuzanna odkryła, że małżeństwo z Lolą było formalnie nieważne z powodu bigamii, jako że Lola była wciąż legalnie poślubiona Jamesowi. Oburzona Lola Heald oświadczyła, że parlament angielski anulował jej małżeństwo z Jamesem, co w wyniku śledztwa przeprowadzonego w obu izbach okazało się jedynie sprytnym kłamstwem. Sędzia z krokodylim humorem orzekł bowiem swego czasu, iż życie w separacji nie rozwiązuje małżeństwa i tak długo jak którekolwiek z nich – Jamesów – będzie chodzić po tym świecie, tak długo nie mają prawa wstępować w nowe związki małżeńskie. Kłamstwo dało wszakże Loli czas na ucieczkę. Krótko potem jej nielegalnie poślubiony mąż, George, dostał "globusa", co stało się początkiem jego drogi najpierw do butelki, a następnie do kanału w Lizbonie.

W 1851 roku, gdy raptownie wyschła rzeka pieniędzy napływających od Ludwika, Lola wylądowała w Ameryce. Tam prasa zmieszała ją z błotem już grubo przed tym zanim zdążyła zejść ze statku na ląd. Jeszcze nie zaczęła występów na scenie, a już stawała w sądzie, najpierw jako pozwana, później jako pozywająca – to jest Ameryka Lolu! Dostosowała się jednak szybko do bezwzględnych zasad kraju gdzie najpierw opróżniało się magazynek colt'a, a potem pytało o co chodzi. Publiczność i prasa nie głaskały jej, wiec i ona nie pozostawała dłużna i zrzucała znaczące osoby z hotelowych schodów, publicznie lała po pysku włoskiego księcia i kopała policjanta w przyrodzenie. Tego ostatniego za próbę aresztowania jej, hrabiny Landsfeld, za nie płacenie zobowiązań finansowych. Najbardziej zbulwersował Lolę fakt, że ten gbur i nieokrzesaniec, gołą łapą, bez rękawiczki, chwycił ją za nadgarstek gdy tanecznym piruetem próbowała wysmyknąć się za teatralną kotarę. Wobec tak oczywistych przejawów chamstwa przedstawiciela prawa, Lola wypiła jednym chaustem zawartość scenicznego rekwizytu z napisem “trucizna” i padła jak długa. Chwilę później „ocucono” ją, wiec z radości szybko wypaliła dwa papierosy i osunęła się ponownie. Tego nie mógł wytrzymać nawet zatwardziały amerykański policjant i dał się namówić do zaniechania czynności ujęcia przestępczyni. Gdy zaczęło jej brakować pieniędzy, grała w przygotowanym przez siebie samą dramacie scenicznym o sobie jako głowie (rzadcy) Bawarii lub zajmowała się pracą charytatywną, pomagając biednym i upadłym kobietom, a w wolnych chwilach dawała wykłady na temat jak być piękną.

Po pewnym czasie niezmordowana Lola zawędrowała ze swoim scenicznym programem tanecznym do Kalifornii. Tamże, 2-go lipca 1853 roku, w franciszkańskiej misji Dolores w San Francisco, w obecności burmistrza i 39 innych znakomitości tego miasta, ponownie stanęła na ślubnym kobiercu aby zostać szczęśliwą żoną potentata prasowego P. P. Hull’a. Idylla skończyła się już po paru miesiącach wyrzuceniem jego ubrania z hotelowego okna podczas gdy pan Hull osobiście spadał na pysk ze schodów, podrapany Lolowymi pazurkami. Co było zasadniczą przyczyną niezgodności małżeńskiej nigdy do końca nie ustalono, aczkolwiek powody ograniczono do trzech, a mianowicie: bezustannego odpowietrzania się, smrodu nie mytego ciała, oraz sążnistego syfilisa stwierdzonego u mister Hull’a. Pan Hull zmarł niedługo potem, w wieku lat 34.

Przedsiębiorcza Lola, jak tylko otarła łzy po nieudanym trzecim małżeństwie, ruszyła do Grass Valley - centrum kalifornijskiej gorączki złota. Kupiła szałas, który przerobiła w kilka tygodni w ekskluzywny SALOON gdzie wkrótce meble "Ludwiki" zaczęli polerować portkami wszelkiej maści ważniacy z mocno wypchanymi kieszeniami. W Saloonie złote liście wisiały po ścianach, prawdziwy niedźwiedź-maskotka pętał się wokół stolików, biała papuga paradowała na Lolinym ramieniu, a łóżko w kształcie łabędzia było świadkiem niezliczonych zobowiązań do pomocy w oderwaniu Kalifornii od USA i stworzeniu niezależnego królestwa pod nazwą Lolaland. Wieczorny program na scenie Lola wypełniała osobiście w szokująco rozwiązłym przedstawieniu. W wolnych zaś chwilach uczyła tańczyć 8-letnią wówczas Lottę Crabtree, dziewczynkę z sąsiedztwa, którą, jak tylko nadarzyła się okazja, tatuś sprzedał wędrownej trupie teatralnej. Z małej Lotty wyrosła potem wielka Crabtree, pierwsza gwiazda rozrywki w Ameryce, której udało się zarobić więcej niż milion dolarów na tym biznesie. Za całe dobro i wprowadzenie w arkana tańca scenicznego, Lotta parodiowała później koślawe piruety Loli, wykazując tym mało szlachetny charakter. Życie Loli w Grass Valley było całkiem słodkie, aczkolwiek tylko do czasu kiedy w przedziwnych okolicznościach zginął na polowaniu doktor Adler, kolejny kochaś, a według niektórych źródeł potajemnie poślubiony niemiecki baron. Wtedy to edytor lokalnej gazety, niejaki Shipley, dostał parę razy pejczem po gębie za wycieranie jej sobie Lolą i w krótkim czasie spalił się jej dom, czego wszakże nie należy koniecznie wiązać z użyciem pejcza.

Domu nie było, rok zrobił się już 1855, czyli czas na wypad do Australii. Po drodze, w okolicach Wyspy Fiji, jakimś cudem za burtę statku wyleciał Noel Follin, młody aktor, którym za opuszczenie żony i dziecka dla Loli zaopiekowały się rekiny. Nigdy nie ustalono kto kogo miał dosyć - Lola jego czy on sam siebie.
W Sydney gdy prokurator, nie mając pojęcia z kim ma do czynienia, próbował aresztować hrabinę za niehonorowanie zobowiązań finansowych, Lola, niezwyczajna przegrywać banalnych starć o kilka mizernych dolarów, rozebrała się prawie do rosołu, wprawiając australijskiego urzędasa w życiowe zakłopotanie i konieczność odstąpienia od zamiaru. Australijska widownia ani w Melbourne ani w Sydney nie doceniła talentu baronowej Rosenthal, najprawdopodobniej z powodu obsesyjnego przywiązania do purytańskich zasad, którym zupełnie nie sprzyjał brak widoku pantalones pod wysoko uniesioną kiecką. Szalała za nią natomiast brać górnicza w Ballarat, australijskim lustrzanym odbiciu kalifornijskiego Grass Valley, dla której fikanie nogami w obcisłych rajstopach koloru ciała miało posmak wielkiego świata gdyż wyglądało szczyptę lepiej od kicania kangurzycy w ciąży. Jakimś cudem prasa na Antypodach, tak jak w Ameryce, też jej nie kochała. Szczególnie zaciekły okazał się niejaki Seekamp z Ballarat Times, który opisał w obrzydliwie poniżający sposób jak zaprał pałę na umór z hrabiną i baletnicą w jednej osobie. Lola poczęstowała go pejczem, a on ją następnym artykułem, po którym baronowa wniosła do sądu pozew ale potem zapomniała pójść na sprawę gdyż była zajęta robieniem sobie okładów na posiniaczoną i opuchniętą facjatę. Podskórny fioletowy makijaż i bańkę pod okiem Lola zarobiła w pojedynku z panią Crosby, zdradzoną żoną menedżera teatru w Ballarat. Pani C., zupełnie nie zrażona świstem pejcza, położyła hrabinę na deski jednym ciosem, po czym na dokładkę złamała jej nadgarstek. Obronę honoru pani Crosby wzięła w swoje ręce gdyż jej małżonek był zarówno współwinnym jak i zanadto wyczerpanym całonocnym starciem z Lolą. Po ozdrowieniu artystka Montez odtańczyła jeszcze kilka kawałków, po czym żegnana z żalem przez kopaczy złota, odpłynęła w kierunku Europy. Czy zabrała ze sobą misia koala, nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że w 1857 roku, 71-letni Ludwik nawinął się Loli znowu i ponoć nawet poślubił ją, aczkolwiek bez pompy i rozgłosu. Wkrótce wszakże, głównie z powodu nacisków ze strony całej rodziny Wittelsbachów, poszli każde w swoją stronę - Ludwik aby dogorywać w tęsknocie przez następne 10 lat, a Lola z powrotem do Ameryki aby leczyć syfilisa, którym były król obdarował ją jako dodatek do kosztowności i marnej poezji.
Wtedy nastapił początek końca tego XIX-wiecznego prototypu/wcielenia Holly Golightly ze "Śniadania u Tiffaniego". Z braku pieniędzy Lola spadła do poziomu występów w cyrku, a wkrótce potem zaczęła eksperymenty ze spirytualizmem, co do którego oszukańczej natury przekonała się bardzo szybko. Nie pozostało jej więc nic innego jak doświadczenia religijne i mistycyzm. Nawróciła się na Metodyzm i latała po Londynie oraz Nowym Jorku z Biblią pod pachą, nauczając maluczkich i modląc się o przebaczenie. Chodziła z “dobrą nowiną” do więzień i przytułków dla upadłych kobiet, aż zimą 1860 dostała wylewu i częściowego paraliżu, wskutek czego znalazła się w przytułku dla bezdomnych na Brooklynie. Jej mamusia, usłyszawszy w Londynie o nieszczęściu córki, przybyła natychmiast do Nowego Jorku ale tylko po to żeby zobaczyć czy nie było tam jakiś pieniędzy, na których można byłoby położyć łapę. Matuś nigdy nie odwiedziła Loli; za to przed powrotem do Londynu ofiarowała przytułkowi całe 3 funty na lekarstwa dla niej.

Lola zmarła 17 stycznia 1861 roku bez grosza przy duszy, szczerze żałując za swoje grzechy i w pełni oddana Bogu. Pochowana została na Brooklynie, na cmentarzu Greenwood. Córeczki, które powiła gdzieś w okolicach pierwszego małżeństwa, odmówiły zajęcia się ciałem mamusi ze względu na palące sprawy biznesowe. Obie były w Kalifornii, jedna prowadziła sklep z abażurami do lamp, a druga pokutowała w więzieniu.



Komentarze

  1. przyjemnie sie czytalo bo styl i tempo dobre ...niesamowite 40 lat ! dwa skojarzenia jeden z Bonanza (odcinek ?) ktory traktowal o Lotcie Crabtree a drugi z pieknym miasteczkiem Ballarat ktore odwiedzilam- miasteczko w ktorym czas sie zatrzymal w latach 20 stych 20 tego wieku

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo.
      Zainteresowanie artykułem losowe czy z polecenia?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA