Hawaje

H A W A J E 
czyli  ojczyzna

***********
„O Hawaii no ka aina maikai”
mówi  popularne  hawajskie  przysłowie,  co  znzczy: 
„Na przekór wszystkiemu, Hawaje są najlepszą krainą”


Wyspa Oahu - Waikiki


Słowo Hawai'i wywodzi się z proto-polinezyjskiego Sawaiki, które w rekonstrukcji lingwistycznej oznacza kraj rodzinny lub ojczyznę. Jest coś niezwykle magicznego i bliskiego, może nawet magnetycznego w samym brzmieniu takich nazw lokalnych jak Oahu, Waikiki, Maui, Waimea, Honolulu, czy nazywaniu rybki z rodziny rogatnicowatych, po prostu: humuhumunukunukuapuaʻa. W kontekście egzotyki języka hawajskiego, bajecznie słodkich dźwięków ukulele (gitara), oraz kojącego efektu tańca hula, trudno wręcz pojąć dlaczego niekiedy przywołuje się dzieci do posłuszeństwa groźbą karmienia małp ryżem w Honolulu. Nonsens to tym większy, że po polach ryżowych na Hawajach nie ma śladu już od pięćdziesieciu lat z okładem, małp w naturze nikt nigdy jeszcze tam nie widział, a na Hawaje jeździ się z przyjemnością, po egzotykę, i dla doznań zmysłowych o jakie bardzo trudno gdzie indziej w świecie. Z niemal 140 wysp archipelagu rozciągniętych na przestrzeni około 2400 km, zaledwie sześć największych oferuje atrakcje turystyczne. Z dwóch pozostałych, wyspa Kahoolawe, najmniejsza w głównym zgrupowaniu, nie ma źródeł pitnej wody i decyzją władz stanowych może być odwiedzana jedynie okresowo przez rodzimych Hawajczyków w celu podtrzymywania tradycji kulturalnych i duchowych. Druga z niedostępnych dla turysty wysp, Ni'ihau, jest od 148 lat własnością prywatną. Król Hawajów, Kamehameha V, odsprzedał ją pra-pra-prababce obecnych właścicieli za 10 000 ówczesnych dolarów w złocie, a ci niedawno odrzucili rządowa ofertę ponad miliarda dzisiejszych dolarów za przekazanie wyspy USA. Niedostępność tych dwóch wysepek na szczęście znaczy niewiele wobec atrakcji jakie oferuje każdy metr kwadratowy powierzchni pozostałych, które dałyby się wpisać, nawet z pewnym luzem, w obszar województwa podkarpackiego.

Wyspa Oahu, z ksywką "Miejsce zgromadzeń", jest najczęściej odwiedzaną, szczególnie jeśli jest to pierwsza wizyta na Hawajach. Tam właśnie ponadczasowe piękno natury splata się z luksusem wspólczesności. Wyrazem tego ostatniego jest powstanie milionowego miasta ze wszystkimi atrybutami światowej metropolii na skrawku wulkanicznej skały, posadowionej na środku oceanu i oddalonej o niemal 4 000 km od najblizszego kontynentu. To tak mniej więcej jak gdyby najbliższe warszawiakom znamiona cywilizacji leżały na Azorach, w północnej Grenlandii, przy 4-tej katarakcie na Nilu, lub w okolicach rynku w tadżyckim Duszanbe... Już po pięciu plus godzinach lotu z Los Angeles lub San Francisco, podchodząc do lądowania na lotnisku w Honolulu, można przy odrobinie szczęścia rzucić okiem na panoramę Pearl Harbor po raz pierwszy. Potem bezwzględnie trzeba poświęcić przynajmniej pół dnia na szczegółową wizytę w tym jakże znamiennym miejscu, gdzie 7 grudnia 1941 roku nastąpił początek drogi do zakończenia II wojny światowej. Za około 40 USD opłat zwiedza się historyczną łódź podwodną USS Bowfin oraz pancernik Missouri. Następnie na ekranie muzealnego kina, w pozycji wirtualnego pasażera myśliwców Zero i bombowców Aichi, można przeżyć 23 minuty ataku japońskiego na amerykańską Flotę Pacyfiku, czyli dokładnie tak jak dokonywane przez siebie zniszczenia widzieli i filmowali na żywo piloci tych maszyn. Prosto z kina odpływa się łodzią do Pomnika USS Arizona, upamiętniającego miejsce spoczynku 1102 spośród 1177 marynarzy, którzy zginęli na pancerniku ... kilkadziesiąt bardzo polsko brzmiących nazwisk natychmiast rzuca się w oczy. Zadziwiające jest, że poczucie zadumy nad ogromem tragedii jaką ludzie ludziom zgotowali po tysiąckroć jak glob nasz obszerny, a historia głęboka, zalega właśnie pośród oceanicznego bezmiaru na tym mizernym skrawku wulkanicznego pochodzenia. W centrum miasta znajduje się Puowaina czyli Wzgórze Ofiar, znany dzisiaj jako Krater Punchbowl, w którego kalderze, na ponad 40 hektarach, mieści się Narodowy Cmentarz Pamięci Ofiar Wojen Strefy Pacyfiku. Kiedyś miejsce to używane było przez rodzimą ludność jako ołtarz gdzie składano bogom ofiary z ludzi oraz wykonywano rytualne wyroki śmierci za wykroczenia przeciw różnorodnym tabu. Dzisiaj w 34 000 grobów spoczywa tam ponad pięćdziesiąt tysięcy tych, którzy polegli w obu wojnach światowych, wojnie koreańskiej oraz wojnie wietnamskiej, a także część ich bliskich. Z korony krateru rozlega się bajeczny widok na ścielące się poniżej miasto - historyczne centrum, port, ultranowoczesne Waikiki, oraz krater Diamond Head, znany z niemal każdej reklamy Hawajów. Innym miejscem, przywodzącym w jakiejś mierze podobne refleksje, jest Nuʻuanu Pali, przełecz w paśmie gór Koʻolau, gdzie w czasie gdy wraże moce dokonywały trzeciego rozbioru Rzeczypospolitej, Kamehameha I jednoczył wyspy w królestwo Hawajów pod swoim władaniem, zapędzając opozycyjne siły na klifową krawędź i pozwalając im spaść, z wyboru lub bez, w ponad trzystumetrową otchłań. Wizualny urok tego miejsca, osiągalnego w zakontraktowanej za okolo 120 USD na osobę całodziennej wycieczce, obejmującej zazwyczaj wszystkie wcześniej opisane miejsca, albo odwiedzonego przyzwoitym samochodem wynajętym za około 70 dolarów na dzień, wykracza dalece poza zakres ogólnie stosowanych pojeć opisu rzeczywistości. Zatem może lepiej jest skupić się na unikaniu moʻo wahine, po naszemu kobiety-jaszczurki, która pod postacią lokalnej piękności często wiedzie podróżników płci męskiej w historyczną przepaść. Bezpiecznie też jest nie przewozić nigdy przez przełecz wieprzowiny, z którą problem natury historycznej ma bogini wulkanów Pele. W razie nieodzownej konieczności posiadania wieprzowiny w samochodzie, skuteczne może okazać się przywiązanie do opakowania zielonych liści banana. Gusła na bok, małe dzieci lepiej trzymać na rekach lub solidnie za kołnierz bowiem tamtejsze porywy wiatru niejeden już dramat nadęły.

Minąwszy szczęśliwie przełecz, jadąc malowniczą drogą nr 83 na północ, warto zatrzymać się na sesję zdjęciową w rejonie nadbrzeżnego parku Kualoa, skąd robi się genialne ujęcia, oddalonej około 500 m wysepki Mokolii, znanej powszechnie jako Kapelusz Chińczyka (Chinaman's Hat). Podczas odpływu można w pół godziny spokojnie przejść na wysepkę. Spojrzenie wstecz z czubka "kapelusza" (20 min. wspinaczki) na majestatyczne pasmo Gór Koolau wynagradza z nawiązką wszelki trud. Wracać należy raczej też jeszcze w fazie odpływu, chyba że można liczyć na miejsce w czyimś kajaku. Ruszając dalej na północ, dociera się do jedynej na świecie doliny, która w nazwie ma trzy takie same samogłoski razem, mianowicie: Kaaawa, co jest niewątpliwie specyfiką języka hawajskiego, a nie jąkania się nazwodawcy, bowiem podobnych zbitek samogłoskowych w tamtejszym języku bywa sporo. Urok doliny znają wszyscy z filmu Park Jurajski - rzeczywistość zaś jest wielokrotnością tego co oferuje kamera i ekran. Zaledwie trzy kilometry dalej znajduje się mało uczęszczana plaża w Zatoce Kahana - cudowna, czysta, spokojna i niezwykle przyjazna małym dzieciom. Dorośli też korzystają bowiem dno morskie jest tam w znacznie mniejszej mierze wyścielone raniącymi stopy okruchami lawy i pumeksu. Stąd już tylko nieco ponad 10 km do Centrum Kulturalnego Polinezji. Jest to miejsce, na które wszakże warto poświęcić co najmniej trzy czwarte dnia. Zwykły bilet wstępu kosztuje 50 dolarów, ale nic nie zastąpi luksusowej, całodziennej tury za 220-230 USD, z transportem z i do hotelu, wyżywieniem, zwiedzaniem atrakcji turystycznych na trasie przejazdu, przywilejami VIP, oraz gwarancją najlepszych miejsc na wieczornym przedstawieniu w amfiteatrze. Za takie pieniądze zwiedza się 17-hektarowy super-park etnograficzny, rodzaj "żywego" muzeum, w którym odbywa się w nieskończoność barwny pokaz tradycji i wielu form życia codziennego na wyspach Tonga, Tahiti, na Markizach, Hawajach, na Fidżi, Samoa, i Aotearoa (Nowa Zelandia). Dynamiczny, pełen kolorytu, humoru, ogni, animacji oraz efektów specjalnych program zachwyca przepychem i perfekcją wykonania. Symboliczną historię młodzieńca o imieniu Mana oraz jego ukochanej Lani nasyconą tańcem, śpiewem i muzyką, przedstawia 100-osobowy zespół studentów Hawajskiego Uniwersytetu im. Brighama Younga, prowadzony przez Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, do którego Centrum należy. Będąc w północnej części wyspy warto zresztą i tam zajechać na godzinkę. Budynek świątyni jest dostępny wyłącznie dla członków społeczności mormońskiej, ale centrum informacyjne i olbrzymi park okalający ją oferują wszystkim odwiedzającym niezwykle intersującą lekcję historii i życia codziennego Mormonów.

Wododspad Waimea
Uduchowieni bardziej lub mniej, ale bez wątpienia solidnie doinformowani, możemy w niespełna pół godziny znaleźć się na plaży zatoki Waimea. Od późnej wiosny do wczesnej jesieni jest to raj dla rodzin z dziećmi, miłośników nurkowania i unoszenia się na lustrzanej powierzchni wody. Od października do kwietnia zatoka staje się dokładnym przeciwieństwem swego letniego obrazu. Dziesięciometrowe fale uderzają w brzeg z siłą rozpędzonej lokomotywy, kreując baśniowy foto-krajobraz. Mistrzowie fotografii z tele-rurami mogą pstrykać bez końca ujęcia śmiałków, przybywających tam z całego świata na surfiarskie igry z monstrualnymi falami. Jeśli komuś przytrafi się być w tej okolicy w któryś z piątków w czasie pełni księżyca, grzechem byłoby odpuścić tzw. "księżycowy spacer" przez arboretum w dolinie Waimea, gdzie za 5-7 dolarów dotacji na utrzymanie parku, podziwiać można niezwykle rzadkie kwiaty hawajskie kwitnące tylko przy pełnym blasku księżyca. O romantycznych walorach wodospadu Waimea w księżycowym świetle podpowiadać może tylko wyobraźnia. Powrót do Honolulu drogą nr 99 przez centralną dolinę wyspy prowadzi głównie przez niezmierzone połacie annasowych pól o intensywnie ciemno czerwonej lub rdzawo brązowej glebie, której kolor jest pochodną ogromnej ilości tlenków żelaza zawartych we wszechobecnych depozytach popiołów wulkanicznych. Najlepiej to wszystko oglądać jest na Plantacji Dole'a gdzie wstęp jest darmowy, a za kilkanaście dolarów można odbyć 3-kilometrową przejażdżke informacyjną "expresowym" pociągiem, zwiedzić ogrody pełne kwitnących ananasów, hibiskusów, atrakcyjnych palmowych lilii, które w postaci spódnic sisi, złożonych z 20 liści, podziwialiśmy wcześniej na biodrach piękności z wysp Tonga. W opłacie mieści się też oczywiście zabawa w przejście przez największy na świecie labirynt , wycięty z 14 000 pelnych koloru hawajskich krzewów. Tych, którzy zmęczeni i głodni wydostaną się z labiryntu, naładuje ponownie energią loco moco, typowa hawajska potrawa, a w nastrój bliski euforii wprawi mrożony deser z ananasów, czyli Dole Whip.

Hotel Royal Hawaiian
Powrót do cywilizacyjnego zgiełku strefy hotelowej i słynnej plaży Waikiki nie musi być nader bolesny dla stóp gdy wylądujemy na cudownym piasku przed "Różowym Pałacem" czyli historycznym hotelem Royal Hawaiian. Na piasku, który już grube kilkadziesiąt lat temu przypłynął tam statkami z wydm w rejonie Manhattan Beach w południowej Kalifornii. Jeśli komuś romans przy wodospadzie połyskującym w świetle księżycowym nie nadarzył się lub nie wystarczył, niech zawinie do zatoczki Halona (tuż przy Zatoce Hanauma) gdzie najpierw w 1953 roku Burt Lancaster wycałował dech z Deborah Kerr w słynnej scenie z obrazu Stąd do wieczności, a pięćdziesiąt lat później Adam Sandler złożył pierwszy romantyczny pocałunek na ustach osuwającej się w amnezję Drew Barrymore w filmie 50 pierwszych randek. Jak na pierwszą wizytę wystarczy aż nadto, ale wrócić trzeba będzie po drugie tyle na Oahu albo po jeszcze więcej na spływającą lawą bez przerwy od 20 lat Wielką Wyspę lub ulubionną przez wieloryby wyspę Maui. Po naturalną harmonię niemal nietkniętych cywilizacją wysp należy wybrać się na Lanai i Molokai lub na niebiańskie plaże i urokliwe miasteczka wyspy Kauai, gdzie żaden dom nie może być wyższy niż lokalne palmy kokosowe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NR 1, NR 2 W ANTYKU

JAK DRZEWA KOMUNIKUJĄ SIĘ ZE SOBĄ

APOKALIPSA